W poprzednim odcinku: Jaki to serial? [01x08]
ŚWIATŁA STADIONÓW
"No to gramy"
Wybrzmiały ostatnie takty muzyki z czołówki programu "TV Ball".
- Witam państwa jak najbardziej serdecznie! - wesoło, bardzo wesoło przywitał się Prowadzący. W końcu udało mu się wrócić z programem do ramówki, i to w mało zmienionym kształcie. Po prostu żyć, nie umierać - W dzisiejszym wydaniu "TV Ball" zajmiemy się znowu selekcją na mistrzostwa. Tym razem Trener wraz z Asystentem sprawdzą, jak serialowe gwiazdy muzyki potrafią grać - tu Prowadzący uśmiechnął się jeszcze bardziej szeroko. - A na koniec czeka absolutna premiera, tylko w naszym programie i tylko dziś: trzecia, dodatkowa scena do filmu "Avengers" - Prowadzący wpadał już w taką euforię, że to on prowadzi, że znów ma program i gdyby nie to, że sam się kazał przywiązać do fotela, pewnie by teraz z radości gonił po studiu. - A ze mną dzisiejszą selekcję oglądać będzie nie pan Włodzimierz… którego serdecznie pozdrawiam… ale pan Kuba, znany krytyk muzyczny - Prowadzący wskazał dłonią na drugą stronę stołu. Siedział tam taki dziwny typek, z ciemnymi, będący w nieładzie włosami i grubymi, czarnymi okularami na nosie - Witam panie Jakubie!
- Jakub, tak do mnie wołali, jak mnie chcieli wkurzyć - odezwał się ów Kuba - Ale nie mam ci tego za złe, w końcu to twój program, ale o mnie. Więc zadam ci pytanie, jak tam sprawy w łóżku?
- Eeee… - wyjąkał Prowadzący.
- A, eeee, czyli owca, nieźle, nieźle. Ale naturalna, czy farbowana? - Kuba znów rzucił pytaniem. Niewiadomo skąd zaśmiała się publika.
Gospodarz nerwowo obejrzał się po studiu.
- Kuba, ale… - zaczął. Niestety, Kuba był szybszy:
- Ale pewnie nie jedna owca, ale całe stado, do tego pies pasterski. Jak widzę, lubisz urozmaicenia - publika znów kwiczała ze śmiechu.
- Kuba, selekcja! - Prowadzący się zdenerwował.
- Czyli przeprowadzasz selekcję przed wejściem do łóżka? Powiedz szczerze, przeszedłbym? - Kuba wskazał na siebie.
- Ej, no…
- Cóż poradzę, że nie jestem w twoim typie. Ale już wiem, że nie pojadę w góry, bo pewnie ty tam grasujesz!
Prowadzącemu chciało się ryczeć. Ten facet kradł jego z takim trudem odzyskany program!
Nie pozostawało mu nic innego jak:
- Na stadion, na stadion, na staadiooon! - zawył, poczym ukrył twarz w dłoniach i zaczął płakać.
- Patrzcie, owca go rzuciła i na stadion poszła - znów zakpił Kuba. Publika wyła ze śmiechu…
STADION IMIENIA HANKI MOSTOWIAK
Trener i Asystent wyszli na murawę. Owiał ich przyjemny, chłodny wiatr - choć czuć w nim było jeszcze trochę zapachu grillowanych kiełbasek z długiego weekendu.
- To co - Trener rzucił okiem do swoich notatek. - Zaczynamy?
- Możemy - Asystent kiwnął głową.
Obaj mężczyźni ruszyli na drugi koniec boiska, gdzie już czekali na nich chętni do selekcji. Niestety, Trenerowi coś się w nich się nie podobało…
- Po co im te instrumenty? - zapytał sam siebie, widząc gitary elektryczne, perkusje i ograny stojące na trawie.
- Dziś mamy seriale z muzykami, tak? - chciał się upewnić u Asystenta. Ten tylko kiwnął głową.
Zatrzymali się koło tłumu.
- Witajcie - przywitał ich Trener - Dziś przetestujemy waszą przydatność na boisku - rzucił im pod nogi piłkę, którą niósł pod pachą. - Pokażcie, co potraficie!
Nikt się po piłkę nie schylił.
- No co się tak patrzycie, bierzcie ją - ponaglił ich Trener. Dalej zero reakcji
- No nie rozumieją czy co… - Trener podrapał się po głowie. - No grajcie! - huknął.
I zaczęli grać. Ale na swoich instrumentach. Był to tak silna fala dźwiękowa… że Trener i Asystent musieli zatykać uszy.
- Ej, cicho… CICHO! - ryknął Trener. Muzyka ucichła. - Co wy tu… Tu się gra, a nie śpiewa!
- My gramy - ktoś rzucił z tyłu.
- Ale po swojemu - dodał ktoś z przodu.
Trener uniósł oczy do nieba i westchnął. Jak zwykle musiał wpaść w jakiś mało zrozumiały absurd.
- I co z nimi robimy? - zapytał Asystent.
- A mamy kogoś innego na dziś?
- Nie - Asystent sprawdził w kalendarzu.
- Dobra, posłuchamy jak gracie, od tej piłki trzeba odpocząć kiedyś. A może i jakiś hymn na Euro się trafi - westchnął Trener. - Ty tam z szczerbą pomiędzy zębami… - machnął na jednego typa, co był ubrany w skórę, w ręku trzymał gitarę elektryczną, a za nim stał stary fiat 125p z płomieniami namalowanymi na masce. - Jak się nazywasz?
- Jankowski - z lekka sepleniąc rzucił facet. A Trenerowi zaczęło się zdawać, że chyba widział go w ostatnich… wszystkich polskich filmach ostatnich kilku lat.
- Jankowski, grasz pierwszy - Trener wydał polecenie.
Jankowski szarpnął za struny gitary i zaczął śpiewać do mikrofonu:
- Co ten futbol zrobił z nami, wieczór w pubie, my na bani, jak wyjdziemy na twe miasto, zostawimy z niego ciasto, cały system już się pali, cały system już się wali, przegrał zespół serialowy, podpalimy wasze domy… Anarchia, anarchia, anarchia, po przegranej! - zawył.
- Nie, nie, nie… - przerwał mu Trener. - No jak to ma zmotywować naszych!
- Gitarą! - zawył Jankowski i zaczął wygrywać solówkę. Na szczęście w pobliżu był Asystent i odłączył szalonego muzyka.
- Ech, gdyby tak się jeszcze dało odłączyć go od ekranu - westchnął w duchu Trener, już na dobre przypominając sobie, jaki z tego Jankowskiego Tomuś.
Kolejny zespół, na który Trener zwrócił uwagę, składał się chyba z ekipy licealistów. Ale takich z amerykańskiego ogólniaka - czyli były tam wszystkie możliwe typy różności, jakie się tylko mogły znaleźć.
- Dobrze, co wy przygotowaliście? - zapytał Trener.
Ci się zakotłowali, ustawili w jakimś szeregu, poczym zaczęli śpiewać "We are the champions" w swojej własnej aranżacji. Do tego przygotowali skomplikowaną choreografię - jedni wchodzili na drugich, drudzy poza trzecich, a pomiędzy nimi zasuwał chłopak na wózku inwalidzkim. No i cały czas śpiewali. Nagle zmienili nutę, teraz, z trudem i wyjątkowo amerykańskim akcentem, śpiewali "Zwycięstwo". Do tego kawałka każdy z nich skombinował skądś chińską ciupagę. I cała ekipa próbowała tańczyć zbójnickiego, zakończonego popisowym podrzutem ciupag w górę… I niestety, ta część występu chyba nie była dobrze dopracowana, bo ciupagi spadły… im na głowy. Cały chór cicho zaintonował "Nic się nie stało…", a zaraz potem "PZPN, PZPN…"
- Dalej nie kończcie, nie chcemy przyzywać mięsnego jeża - westchnął Trener. - Kto to był? - mruknął do Asystenta.
- Chór Glee - wyjaśnił ten, pokazują L złożone z kciuka i palca wskazującego. Trener też tak zrobił, nawet przyjaźnie się uśmiechnął do młodzieży, poczym odeszli dalej. Kiedy byli poza zasięgiem chóru, Trener przyłożył sobie swoje L do głowy jak pistolet i na niby strzelił.
- Co to, już zabrakło jurorów w tym kraju, że muszą się tym parać osoby od piłki - warknął Selekcjoner, rozglądając się. I wtedy dostrzegł je - kilka starszych kobiet, ubranych w jakieś białe szmaty:
- Koko Euro Spoko… - zaczęły zawodzić.
- Nie z nami te numery Jarzębina, wystarczy że Polska was wybrała! - krzyknął przerażony Trener. Porwał Asystenta i zwiali na drugą stronę boiska.
- Dobra, kończymy, nie na moje nerwy to wszystko - warknął Trener.
- Twoje nerwy wszystko zjedły - naraz ktoś odezwał się z tyłu. W tle huknął sztuczny śmiech.
- Nie, to niemożliwe… Ona… - Trener pobladł - Ona nie ma prawa wejścia do tego państwa! - krzyknął, odwracając się.
- Niestety, to ona - Asystent pobladł, też się okręcając. W ich stronę szła pstrokato ubrana dziewczyna, blondynka, ale chyba w peruce. W ręce trzymała mikrofon.
- Zgiń, przepadnij, Montano nieczysta! - krzyknął przerażony Trener.
- Zginę jak się znajdę - powiedziała dziewczyna po polsku. Jednak zdecydowanie inny ruch warg świadczył o przerażającym dubbingu… A do tego jeszcze huknął ten denny śmiech - Zaśpiewam swoją piosenkę na Euro! - krzyknęła. Na trybunach, niewiadomo skąd, pojawiły tłumy małych dziewczynek, krzyczące "Hannah, Hannah…". Owa Hannah już się zabrała za śpiewanie, już chciała wydobyć z siebie pierwsze dźwięki…
Huknęło, błysnęło, śmignęło, ścisnęło, walnęło, świsnęło… i na płycie boiska nie było nikogo, za wyjątkiem Trenera i Asystenta.
- Uf, widać, ktoś nad nami czuwa - Trener otarł pot z czoła.
- Było za blisko - Asystent trzymał się za serce. - A właśnie, to co z tym hymnem panie Trenerze?
- To nie wiesz? - Selekcjoner schylił się, by podnieść upuszczony na widok Hannah notatnik. - Piosenkę już dawno pan prezes wybrał.
- Jaką?
- No jak jaką… "Lato wszędzie" - Trener wzruszył ramionami. - No i też wybrał twarz drużyny.
- Hm? - zdziwił się Asystent.
- A niby wydawałeś się takim kumatym człekiem - westchnął Trener. - No twarz drużyny, taki chwyt marketingowy. Została nią Cameron… Wiesz, ta od Sary Connor.
- Ale dlaczego? - Asystent nie rozumiał.
- Chodzą słuchy, że na drugie ma Summer… Ale wiesz, kto tam cyborgi zrozumie.
- I pana prezesa - dodał Asystent. Trener potwierdził tylko kiwnięciem głowy.
I ZNÓW STUDIO
- …i powiedz raz jeszcze, czy to prawda, że w tym kraju, jak owca zje twoje skarpetki, a ci od prezesa nie zjedzą, to powiedz, też będzie wojna? - zapytał Kuba,
- Nie wiem… - pisnął Prowadzący, trzymający się za głowę.
- Będzie, będzie, wojna z owcami będzie, hahahaha! - rzucił Kuba. Publika szalała.
Prowadzący dostawał totalnego kręćka. Miał dość. Wszystkiego.
- Puśćcie już tą scenę z "Avengersów"… - jęknął.
- O, "Avengersi", takie kino niszowe w pewnym sensie. Twoje owce to lubią? - Kuba.
Prowadzący tylko znów się rozpłakał. A publika wyła ze śmiechu.
CIĄG DALSZY NASTĄPI
Specjalnie, tylko w "TV Ball," trzecia dodatkowa scena z filmu "Avengers"
Kilka kobiet, które chciało Trenerowi i Asystentowi zaśpiewać o Koko, obserwowało z ukrycia, jak dwaj mężczyźni opuszczają płytę stadionu. Kiedy całkiem znikli, jedna z nich zrzuciła białą płachtę. Pod spodem był… Iron Man.
- No tak, znów czarną robotę my musieliśmy wykonać i tą montanicę posłać, gdzie jej miejsce. Przyjemnie - rzekł człowiek w stali. Inne kobiety też zrzuciły swoje "peleryny", ukazując wszystkich Avengersów.
- Mogło być gorzej - zauważyła Black Widow, przeładowując pistolet.
- Taa… - mruknął Iron Man, spoglądając na Thora - A ty co tak tym młoteczkiem machasz. To był twój pomysł, żeby się przebrać za te babeczki i żeby śpiewać. Mówiłeś uda się, uda, zostaniemy gwiazdami. A tu nic.
- Stark, ty i twój egoizm - do rozmowy włączył się Hawkeye.
- Dla mnie to była lepsza zabawa, niż ciągle pojawiać się w tych spotach. Taka odmiana - dodał Kapitan Ameryka.
Widać, ze Iron Man wkurzył się, bo złote części jego zbroi zrobiły się czerwone.
- A weź się puknij w ten łeb… - warknął.
- Hulk może puknąć! - odezwał się wielki, zielony Hulk. Zamachnął się, walnął Kapitana w tył głowy. Ten dostał takiego przyśpieszenia, że wyleciał poza obręb stadionu.
Iron Man wykonał tylko wszystko mówiący facepalm…