Za mojego dzieciństwa, czyli lata 90. XX wieku, tak uczyły polskie (i nie tylko) seriale dla dzieci i młodzieży. Bez dennego śmiechu z offu, bez żenującego humoru i pseudogwiazdek, za to z dużą dawką przygody oraz najważniejszych wartości: przyjaźni, miłości, odwagi. Gdzie są te czasy, gdy na ekranach królowały takie pozycje jak "WOW", "Spellbinder: Dwa światy", "Maszyna zmian", "Tajna Misja" czy "Tajemnica Sagali"?
Wszystkie te seriale pamiętam do dziś - wszak widziałem je po kilka razy (jak chyba każdy). Niektóre sceny nadal potrafię odtworzyć w pamięci. Nie mówiąc o pewnych częściach składowych, które wbiły się na stałe w zwoje mózgu. W przypadku "Tajemnicy Sagali" były to...
Co wbiło się w pamięć?
Na początek - intro. "Tajemnica Sagali" posiadała jedną z najlepszych czołówek w polskich serialach. Muzyka Krzesimira Dębskiego, tatrzańskie plenery i ten tajemniczy głos lektora, wyjaśniający historię Sagali - do dziś mam ciarki na plecach, oglądając ten fragment.
Dalej Jarpen - strażnik kamienia, który przed wiekami podjął decyzję o jego zniszczeniu (w jego roli Derval de Faria z głosem Marka Barbasiewicza). Teraz, u progu trzeciego tysiąclecia powraca, by pomóc w ponownym odtworzeniu Sagali. Wysoki mężczyzna, w białej szacie, posiadający Wielką Mądrość. A do tego bardzo sympatyczna postać, co rusz zmieniająca się w różne białe zwierzątka (był między innymi gołębiem, łasicą czy myszką).
Po trzecie - sam kamień, mityczna Sagala. Pochodząca gdzieś z kosmosu, obdarzona potężną magiczną mocą. Zniszczona w momencie, kiedy ludzie poczęli wykorzystywać ją do złych celów. Nieopatrznie wzbudzona do życia przez pewnego chłopczyka...
[image-browser playlist="607730" suggest=""]©1997 Telewizja Polska
Fabuła godna pozazdroszczenia
Przełom wieków, Warszawa. W niej żyje rodzina Zawilskich - mama Zuzanna (młoda Małgorzata Foremniak) oraz jej synowie, młodszy Kuba (Grzegorz Ruda) i starszy Jacek (Marcin Nowacki). Od czasu, kiedy ich ojciec (Winfried Glatzeder) wyjechał za granicę i tam postanowił zacząć nowe życie, ledwo wiążą koniec z końcem. Kuba, jako osoba wyjątkowo "wierząca" w magię i alchemię, próbuje na różne "magiczne" sposoby zdobyć pieniądze na utrzymanie domu, co zwykle kończy się wizytą na dywaniku u dyrektora szkoły. Jednak pewnego dnia...
Wszystko zaczyna się od pewnej wystawy kamieni. Tam Kuba dostrzega wśród zbiorów wystawioną na sprzedaż cząstkę Sagali. Znając legendy o jej mocy, chce ją nabyć, jednak znacząco przekracza to jego możliwości finansowe. Niepocieszony odchodzi, a Sagala kilka minut później trafia w ręce sąsiada Kuby, Tomasza Burskiego (Jan Jankowski; na pewno nie rodzina z Jakubem Burskim, choć obaj widziani w towarzystwie pewnej Małgorzaty!). Pan Burski jest znawcą w dziedzinie minerałów oraz wie dość dużo na temat samej Sagali. Niestety, na moc kamienia chrapkę ma także niejaki Kruks (Christoph Eichhorn z głosem Mirosława Zbrojewicza) - serialowy czarny charakter, właściciel sklepu z biżuterią. Wyjątkowo nieuczciwy, żądny zysku i władzy, nie cofnie się przed niczym, by dostać Sagalę w swoje ręce.
[image-browser playlist="607731" suggest=""]©1997 Telewizja Polska
Zbieg okoliczności doprowadza do tego, że Burski daje Kubie Sagalę na przechowanie. Ten z radością przyjmuje kamień, nie wiedząc, że właśnie przez nią wpadnie w wir historyczno-międzywymiarowych przygód. Najpierw jednak udaje się wraz z mamą i bratem do domu ich pradziadka. Od tej pory tam mają mieszkać...
Zapuszczony dom nie przyciąga zbytnio chłopców, jednak z czasem odkrywa przed nimi swoje sekrety. Najważniejszy z nich spoczywa na strychu, w starej skrzyni pradziada - jest to druga część Sagali. Kuba doprowadza do scalenia się kawałków. Moc Sagali zaczyna budzić się uśpienia.
Kuba postanawia ją wykorzystać i sprawić, by jego mama była znów szczęśliwa tak jak w dzieciństwie. Niestety, jego życzenie zostaje spełnione zbyt dosłownie i duża Zuzanna staje się... małą Zuzią. Pojawia się też Jarpen, który informuje chłopca, że czar można odkręcić tylko poprzez połączenie całej Sagali, której kawałki (jeszcze 5 innych) spoczywają gdzieś w różnych miejscach i różnych epokach. Kuba zgadza się natychmiast. Do wyprawy przyłącza się też Jacek, a mała Zuzia zostaje pod czujnym okiem Burskiego.
Jarpen zabiera chłopców w niezwykłą podróż poprzez Biskupin z VII p.n.e., ziemie Germanów, szkołę magów, siedzibę złej Wiedźmy i klaustrofobiczne korytarze Labiryntu Snów. Młodzi Zawilscy stają przed niebezpiecznymi zadaniami, u których końca czekają na nich kolejne cząstki Sagali. Na szczęście dzięki braterskiej miłości, odwadze i sztuczkom rodem z XX wieku, udaje im się wyjść cało z niejednej opresji. Na sam koniec podróży trafiają do współczesności, gdzie muszą ostatecznie zmierzyć się ze złym Kruksem.
[image-browser playlist="607732" suggest=""]©1997 Telewizja Polska
Wiem, że jest to bajka...
...ale bajka w sam raz na nowe czasy - już kiedyś pisałem o takim porównaniu w stosunku do innych seriali, ale i tu też to powtórzę.
"Tajemnica Sagali" to przede wszystkim opowieść o wartościach: ze rodzina jest najważniejsza, że przyjaźń potrafi zdziałać cuda, że miłość jest silniejsza od czegokolwiek innego. Tak naprawdę nie magia pomogła chłopcom, tylko ich wnętrze, ich siła. Magiczny kamień to tylko pretekst, by opowiedzieć o tym wszystkim.
Pamiętam, jak z niecierpliwością czekałem na kolejne odcinki serialu (nawet wtedy, gdy oglądałem je po raz któryś). Ta opowieść naprawdę wciągała. Wartka akcja, postacie z którymi można było się identyfikować (zwykli chłopcy). Dziś, z perspektywy czasu, wydaje się trochę naiwna, jednak... bajkom zwykle takie rzeczy uchodzą na sucho. W końcu ogląda i czyta się je nie po to, by katować się rzeczywistością, ale by się od niej oderwać. A tzw. "Sagala" to właśnie zapewniała.
Na pewno wpływ na sukces produkcji miała ekipa realizująca, a przede wszystkim osoba reżysera i współscenarzysty, Jerzego Łukaszewicza. Jest on specem właśnie od takich seriali (i nie tylko) dla dzieci i młodzieży (m.in. opisywany kilka tygodni temu "WOW"). Nie zapominajmy też o świetnie dobranych aktorach (w tym serialu mignęła prawie cała ówczesna plejada gwiazd, m.in. Cezary Żak czy Paweł Deląg). Na osobne pochwały zasługują odtwórcy ról Jarpena oraz Kuby.
"Tajemnica Sagali" to 14 odcinków dobrej, nieogłupiającej rozrywki, ukazującej, że można też, w formie serialu, powiedzieć coś więcej.
[image-browser playlist="607733" suggest=""]©1997 Telewizja Polska
Popularność za odrą
"Tajemnica Sagali" była produkowana przez TVP oraz Mitteldeutscher Rundfunk. Oprócz części niemieckiej ekipy, serial był też emitowany u naszych zachodnich sąsiadów (od 13 kwietnia 1997 roku pod tytułem "Das Geheimnis des Sagala"; w Polsce mogliśmy ją oglądać już od 27 stycznia 1997 roku). Była przygotowana specjalna wersja, z niemieckim dubbingiem oraz trochę zmienioną czołówką. Także i tam serial został dobrze przyjęty. Do dziś wielu Niemców z sentymentem wspomina przygody Kuby, Jacka i Jarpena. Podobnie jak my w Polsce...
Postulat
Gdy wspominam "Tajemnicę Sagali", zaczynam zdawać sobie sprawę, że do kanonu lektur można by dołączyć pozycje... filmowe i serialowe. To brzmi dziwnie - wszak czytanie powinno być najważniejsze, a kultura obrazkowa je zabija. Jest w tym trochę racji, ale z drugiej strony mamy takie czasy, jakie mamy. Z pewnymi rzeczami wygrać już się nie da, ale można je przekuć w coś dobrego.
W roli takiej "lektury" widziałbym właśnie "Tajemnicę Sagali" (tak dla czwartej, piątej klasy podstawówki). Na jej przykładzie można dobrze pokazać cechy bajki (m.in. dobro-zło, jasny morał), nie nużąc przy tym dziecka. Na pewno będzie łatwiej młodemu odbiorcy zaciekawić się czymś, co może obejrzeć na ekranie laptopa czy telewizora. A i ten czas będzie na pewno mniej stracony, niż w przypadku oglądania współczesnych produkcji dla młodego widza.
Wszystko ma swój koniec...
...ale są rzeczy, które można przeżywać bez końca. I nią na pewno jest "Sagala". Bawi, wzrusza, uczy - czegóż można chcieć więcej?
Mam dziwne wrażenie, że takie podejście do produkcji seriali dla dzieci i młodzieży przeminęło. Bo jak to się mogło stać, że w latach 90., kiedy produkcja telewizyjna była w Polsce jeszcze siermiężna, dało się stworzyć tak piękne opowieści? Zaś dziś, kiedy mamy wszystko, nie potrafimy sklecić nic konkretnego? Dlaczego musimy czerpać wzory, które - umówmy się - albo są zbyt słodkie i przyprawiające o mdłości, albo są typową papką dla idiotów? Nie chcę też totalnie mieszać wszystkiego z błotem, bo na przestrzeni ostatnich lat mieliśmy jedną produkcję godną pochwały - "Magiczne Drzewo" Andrzeja Maleszki. Jednak to ciągle za mało, zwłaszcza teraz, w dobie zalewu zagranicznych produkcji...
Ale narzekanie to chyba część naszej rodzimej tradycji, więc czasem warto je ograniczyć, a za to zabrać się za robienie czegoś konkretnego. Ale żeby to osiągnąć, trzeba chyba zawołać tak jak Jarpen: "Wszystkie części mocy, przyzywam was!". Część przyjaźni, część miłości. Oraz część przesłania.