Zło jest dobrem! – wołał kiedyś z kinowego ekranu Eddie Murphy. Pewnie mało kto o tym pamięta, bo raz, było to dawno temu, a dwa, film "Wampir w Brooklynie" – z którego ów cytat pochodzi – nie był ci najlepszym tworem pana Cravena. Tak, to ten sam reżyser, którego młodzi kojarzą z "Krzyku", starsi z "Koszmaru z Ulicy Wiązów", a dinozaury, gdy jeszcze chodziły po ziemi, wielbiły za "Ostatni dom po lewej". Za "Wampira" nie czci go chyba nikt, zwłaszcza, że w jego wersji krwiopijcy nie lśnili brokatem.

Wróćmy jednak do otwierającego ten tekst cytatu, bo – paradoksalnie – niesie on za sobą sporo prawdy. Odkryłem to całkiem niedawno, przy okazji czytania relacji z zeszłorocznego Comic-Conu. Śledząc bieżące informacje o serialach, wiecie zapewne, czym jest ta impreza. Pierwotnie targi dla miłośników komiksu, które rozrosły się do tego stopnia, że są obecnie jedną z największych imprez popkulturalnych na świecie.

[image-browser playlist="611075" suggest=""]

A także zdecydowanie najbardziej wszechstronną, bo już dawno przestało na niej chodzić wyłącznie o komiksy. Studia filmowe prezentują tam nadchodzące premiery, producenci gier urządzają pokazy i turnieje, a stacje telewizyjne reklamują seriale. Działać w szeroko rozumianej branży i nie być tam, to jak dziś nie mieć konta na Facebooku. Niby istniejesz, ale... właściwie kogo to obchodzi?
No dobra, trochę przesadzam...

Ale tylko odrobinę.

W każdym razie na tej właśnie imprezie, wśród wielu innych stacji, zaprezentowała się oczywiście ekipa z Showtime. Do tego, jako jedna z niewielu, wyraźnie wpisała się w komiksową konwencję, nadając swoim produkcjom wspólne miano antybohaterskich.

I wtedy właśnie do mnie dotarło, że, cholera, rzeczywiście! Stacja Showtime to najbardziej konsekwentna programowo stacja spośród wszystkich mi znanych. I najwyraźniej kierują się w niej wspomnianą na początku tego tekstu zasadą, że zło jest dobrem. No... przynajmniej złotem.

[image-browser playlist="611076" suggest=""]

No bo spójrzcie sami. Do tej pory w swoich ramówkach zafundowali nam już między innymi: pijaka-seksoholika (Californication), pyskatą lekomankę (Nurse Jackie), dilerkę (Weeds), gospodynię domową z osobowością mnogą (United States of Tara), psychopatycznego zabójcę (Dexter) i last ale zdecydowanie not least, wielce kontrowersyjnych papieża z rodzinką (The Borgias). I nawet jeżeli nie każdy ich serial wpisuje się w ową konwencję, to coś wyraźnie jest na rzeczy. Ktoś w Showtime nie przepada za skautami.

Nie mówię, że to źle. Przeciwnie nawet, zważywszy na to, że Showtime rozumie antybohatera dosłownie – jako przeciwieństwo wymuskanego herosa, a nie wydumanego arcywroga – otrzymujemy bardzo ciekawe, złożone moralnie postaci. Takie, z którymi możemy sympatyzować, nawet jeśli robią rzeczy naszym zdaniem niedopuszczalne.

Bo o ile handlowanie trawką pewnie jeszcze u wielu by przeszło, o tyle krojenie ludzi piłą tarczową już niekoniecznie. A już na pewno nie do pół godziny po posiłku.
Niezależnie też jak bardzo nie przepadamy za pojawiającymi się w telewizji biskupami, wysyłanie na nich zabójców z garotą raczej nie jest naszą pierwszą myślą, prawda?

Dlaczego więc lubimy antybohaterów Showtime (i nie tylko tych, ale na nich się skupmy)? Przede wszystkim, bo mają dystans do siebie i świata, poczucie humoru. Bo mają rodziny i codzienne problemy jak my... i jak my sobie z nimi nie radzą. Bo bawią nas swoją nieporadnością i brakiem przystosowania, ale i imponują często bezkompromisowym podejściem do życia. Bo łamią zasady tak, jak my chcielibyśmy je łamać. Bo pokazują, że każdy ma prawo do bycia kimś. A nawet kimś sławnym. Każdy!

[image-browser playlist="611077" suggest=""]

To światłe przesłanie, ale zastanawiam się jak daleko ludzie z Showtime się jeszcze posuną. W którym ciemnym zakątku duszy nie zafundowali nam jeszcze wakacji?

No dobra, nie było jeszcze terrorysty. Takiego prawdziwego, z bombą na cyckach i z brodą*. Choć "Homeland" to już zalążek tematu, więc kto ich tam wie.
Więc może hycel-sadysta? Albo pedofil?

Na dzisiaj mogę powiedzieć, że seriali z takimi bohaterami nie zniósłbym na pewno, nawet gdyby rzeczonego sadystę czy pedofila grał Hugh Laurie.
Ale co jeśli Showtime znowu mnie zaskoczy? Jeśli znajdzie receptę na to, by pokazać mi, że i w tym przypadku zło jest dobrem?

Cóż, wtedy nie pozostanie mi już nic innego jak zastrzelić telewizor.
A potem moje koty.

I na końcu samego siebie.
Oczywiście licząc po cichu, że ktoś zrobi z tego serial. Przynajmniej internetowy.

Aha, tak w ramach PS, żeby uprzedzić komentarze. Wiem, że inne stacje też mają antybohaterów w ramówce. Oglądałem "Rodzinę Soprano". Po prostu nikt nie ma ich w takim stężeniu jak Showtime, stąd skupiłem się właśnie na nich.
Tyle.

* Do poprawnych politycznie: Sam mam brodę, więc mogę tak mówić i to nie dyskryminacja brodaczy. W ogóle ludzie z brodą są fajniejsi. Chyba, że to kobiety, wtedy... no dobra, bo zaraz nazwiecie mnie seksistą.

O autorze: Jakub Ćwiek, znany polski pisarz fantasy, ale także i felietonista, który pisze m. in. dla Nowej Fantastyki. Aktualne informacje o autorze można śledzić na jego oficjalnym blogu.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj