Terry Bradshaw to emerytowana gwiazda amerykańskiego footbalu, która na stałe wpisała się w popkulturę. Często występuje w filmach i serialach. Teraz wraz z rodziną dostał swój własny reality show zatytułowany The Bradshaw Bunch, który w Polsce można oglądać na kanale E! Entertainment. Z tej okazji spotkaliśmy się wirtualnie z Terrym, by zapytać się, czemu tak rozpoznawalny w USA sportowiec zgodził się na wpuszczenie ekipy filmowej do swojego domu.
DAWID MUSZYŃSKI: Co się stało, że zgodziłeś się wpuścić ekipę reality show do swojego życia? Wydawało mi się zawsze, że jesteś gościem, który lubi blask fleszy, ale tylko na eventach, a swoje życie prywatne chce pozostawić poza show-biznesem.TERRY BRADSHAW: Masz rację, pokazywanie życia prywatnego szerokiej publice nigdy nie było moim priorytetem. Jednak gdy wziąłem udział w programie NBC Better late than never z Henrym Winklerem i Williamem Shatnerem, zauważyłem, że ten format może być dobrą zabawą. Przez dwa lata zjechaliśmy z tą świetną ekipą cały świat. Nic praktycznie nie musiałem robić. Miałem być sobą i się dobrze bawić. I to za niezłą kasę! Czemu miałbym tego nie powtórzyć w innym wydaniu? Producent przyszedł do mnie na niespodziankową imprezę urodzinową, w trakcie której zobaczył, jak dobrze dogaduję się z moją żoną i trzema córkami, więc zaproponował nam program.
To, że dobrze się czujesz przed kamerą, widzą chyba wszyscy. Podobno starałeś się przyćmić samego Matthew McConaugheya i Bradleya Coopera, gdy graliście razem w filmie Miłość na zamówienie. Pytanie tylko, jak namówiłeś do tego żonę i córki, które nie są przyzwyczajone, by kamery nagrywały każdy ich ruch.
Nie było to łatwe. Moja żona nie była chętna. Ona ma gdzieś show-biznes. Skupia się na naszym biznesie i prowadzeniu gospodarstwa. Doszliśmy jednak do wniosku, że udział w tym programie może pomóc naszym córką w ich karierze i ich biznesie. Rachel stara się przebić w przemyśle muzycznym, więc ten program może być dla niej przełomem. Spowodować, że ludzie zwrócą uwagę na jej twórczość. Gorzej było z Erin, która podobnie jak jej mama nie lubi być na świeczniku. Unika tego. Jednak jeśli mieliśmy w ten program wejść, to tylko jako cała rodzina. Krótko mówiąc, negocjacje były długie. Ale finał jest taki, że rozmawiamy o naszym programie The Bradshaw Bunch (śmiech).
Pandemia o mało co nie pokrzyżowała wam planów.
Jak już przekonałem córki i zaczęliśmy nagrywać program, raptem po trzech odcinkach musieliśmy przerwać cały proces przez tego nieznośnego wirusa. Przerwa trwała około dwóch miesięcy. Po powrocie już nic nie było tak jak wcześniej. W domu miałem pełno ludzi w maskach. Nie wiedziałem, kto jest kim. Powiem ci, Dawidzie, że była to dla nas katorga. Ale było warto. Nagraliśmy 10 odcinków, pieniądze zaczęły płynąć w naszą stronę. Świat znów jest piękny!
Dzieci też się cieszą?
One teraz czują się tak, jakby były jakimiś Kardashiankami. Naprawdę. Szybko przyzwyczaiły się do kamer. Choć najlepsza okazała się moja wnuczka, która postanowiła ukraść show. Nic, a nic się nie wstydziła. Musieliśmy czasami ją nawet hamować, bo jak zaczynała gadać, to nie wiadomo było, co zaraz powie.
Córki nie mieszkają z wami na co dzień w Teksasie, prawda?
Nie wszystkie. Jedna mieszka na Hawajach, co oznacza, że na czas kręcenia programu musiała się wraz z mężem do nas przeprowadzić. Przez pandemię zaliczyliśmy pewne opóźnienie i gdy skończyliśmy, okazało się, że ich dom stał pusty przez 10 miesięcy. A jak do niego wrócili, to nie mogli z niego wychodzić ze względu na przymusową kwarantannę. Więc jak możesz się domyślić, nie byli najszczęśliwszą parą w naszym programie (śmiech).
A postawiłeś jakieś zasady ekipie, typu „ten pokój jest poza zasięgiem kamer”?
Ja nie, ale moja żona od razu powiedziała, że nasza sypialnia ma być wyłączona z całego programu. Nikt oprócz nas nie miał prawa do niej wejść. I była w tym bardzo konsekwentna. Kilka razy operator podążał za mną, nawet nie myśląc o tym, że wchodzi od sypialni. Biedak był przez nią od razu zatrzymywany, jakby próbował przekroczyć jakąś granicę. Zabawnie się na to patrzyło.
Po zakończeniu sezonu był smutek czy radość?
Szczerze? To był najszczęśliwszy dzień w naszym życiu. Dom dawno nie był tak cichy, jak w momencie, gdy cała ekipa zniknęła wraz ze sprzętem. Odzyskaliśmy nasze życie! Nie zrozum mnie źle, oni stali się dla nas drugą rodziną. Wszyscy, od operatorów przez dźwiękowców, ale każdy ma dosyć swojej rodziny, gdy mu przez kilka miesięcy siedzi na głowie (śmiech).
Program już jest emitowany w telewizji i to nie tylko w USA. Oglądacie go z żoną?
Nie. Ja widziałem pierwszy odcinek, ale moja żona zabrania nam puszczania tego w domu. Nie lubi na siebie patrzeć i nie jestem w stanie jej przekonać, że pięknie wyszła. Oprócz pilota żadnego odcinka więc nie widziałem i coś czuję, że nie zobaczę. Może przy drugim sezonie, jeśli zostanie zamówiony, żona zmieni zdanie. Na razie muszę polegać na zdaniu znajomych, którzy dzwonią i mi relacjonują, co zobaczyli.