W czwartek na kanale AMC ruszył drugi sezon przygód Hapa i Leonarda. Z tej okazji spotkaliśmy się z Jamesem Purefoyem i pogadaliśmy, co nas czeka w kolejnych odcinkach serialu i co poszło nie tak przy The Following.
DAWID MUSZYŃSKI: Hap and Leonard to dość dziwna opowieść o…
James Purefoy: …nietypowej przyjaźni dwóch facetów. Widzowie uwierzyli w szczerość uczuć łączących tych dwóch gości. Ich relacje nie opierają się na złudnych sentymentach z dzieciństwa. Mało tego - wydaje mi się, że nawet kobiety oglądające ten serial zauważą, że więź łącząca Hapa i Leonarda przypomina tę, jaka łączy ich mężczyzn z kumplami. Nie ma tu ani grama fałszu!
Według mnie siłą tego serialu jest nie tyle owa więź, co humorystyczne dialogi pomiędzy bohaterami.
To ciągła rywalizacja o celniejszy i bardziej sarkastyczny opis otaczającej ich rzeczywistości. Nieraz te przekomarzanki przeistaczają się w kłótnie, a nawet w bójki. Jednak na dłuższą metę to nie ma żadnego znaczenia. Wszyscy wiemy, że pod koniec końców Hap i Leonard wciąż będą najlepszymi kumplami. To tacy współcześni zgryźliwi tetrycy.
Traktowałeś ten projekt jako miniserial, czy od początku byłeś przekonany, że to coś długofalowego?
Od początku wiedziałem, że jak już ruszymy, to zostaniemy na ekranie na dłużej. Wszystko dzięki chemii pomiędzy mną a Michael Kenneth Williams, który gra Leonarda. Znakomicie się uzupełniamy na planie. Poza tym scenariusz pierwszego sezonu znakomicie uchwycił klimat powieści autorstwa Joe R. Lansdale, co było dla mnie gwarantem sukcesu.
Mamy cały cykl książkowych opowieści o Hapie i Leonardzie. Myślisz, że widzom będzie dane zobaczyć ekranizacje wszystkich?
Taki jest plan, ale czy się powiedzie… Zobaczymy. Każda z tych historii jest inna. W pierwszym sezonie mamy opowieść o legendarnym napadzie i zatopionym skarbie. Drugi sezon, o wdzięcznym podtytule Mucho Mojo, to coś z pogranicza kryminału.
I widzowie uwierzą, że Hap i Leonard co chwila przeżywa dziwne przygody?
A dlaczego nie? Holmes i Watson też mieli wiele przygód. Starsky i Hutch tak samo. Wystarczy, aby historia była dobrze napisana, reszta sama się ułoży. Jedyne, na co muszą uważać scenarzyści to to, żeby nie przekombinować.
Która z książek powinna zostać wobec tego zekranizowana w następnej kolejności?
Trzeci sezon, jeśli zostanie zamówiony, będzie oparty na książce The Two-Bear Mambo. Opowiada ona o tym, jak Hap i Leonard stają naprzeciw Ku Klux Klanu. Wydaje mi się, że będzie to niezmiernie interesująca przygoda w klimacie Dzikiego Zachodu. Zawsze marzyłem o zagraniu w westernie. Teraz będę miał szansę (śmiech).
Masz już jakiś pomysł na to, kto mógłby wystąpić gościnnie?
Ciekawe pytanie. Nie zastanawiałem się nad tym. Będę chyba musiał do ciebie zadzwonić później z odpowiedzią. Chyba że ty masz jakieś sugestie?
Nie wiem dlaczego, ale gdy wspomniałeś o Ku Klux Klanie, pomyślałem o Donie Johnsonie.
Świetny pomysł! On nawet zagrał w filmie pod tytułem Cold in July opartym na motywach innej książki Joego R. Lansdale’a. Rozgrywa się ona w tej samej rzeczywistości, co Hap and Leonard, choć oni akurat się w niej nie pojawiają. Byłoby świetnie, gdyby te opowieści połączyć.
Chciałbym cię zapytać o The Following. Co się stało, że serial mający tak ciekawy koncept poszedł w złym kierunku?
Problemem było utrzymanie napięcia i realizmu. Pierwszy sezon to opowieść, która mogłaby się wydarzyć w prawdziwym świecie. Tak też był on przez nas kręcony, jakby wszystko działo się naprawdę. Ten koncept okazał się dla nas pułapką, zwłaszcza, gdy ma się taką postać jak grany przeze mnie Joe Carroll. To przecież był narcyz kochający życie w blasku reflektorów. Przy takich skłonnościach to, że zostanie złapany było oczywiste. I tak też się stało. By nasza historia się nie skończyła, musiał więc z tego więzienia uciec. Wyzwanie, przed jakim stanęli scenarzyści brzmiało: „ile razy facet może uciekać z więzienia, nim stanie się to groteskowe”. Niestety, nikt z nas nie dostrzegł tej cienkiej granicy i dlatego dość szybko ją przekroczyliśmy i w efekcie serial został skasowany. Patrząc z perspektywy czasu, powinniśmy byli zatrzymać się na jednym sezonie. My zrobiliśmy trzy.
Porównując Joego i Hapa, która postać bardziej do ciebie przemawiała?
W pierwszym odruchu powiedziałbym, że rola Joego Carolla była dla mnie ciekawym wyzwaniem, jednak wtedy momentalnie przypominam sobie, ile mnie kosztowała fizycznie i psychicznie. To przecież egoista, który robi wszystko wyłącznie dla siebie. Prawdziwy socjopata, któremu brak empatii dla kogokolwiek. Dlatego wolę grać Hapa, bo jest bardziej taki jak ja i koledzy, z którymi dorastałem. Rozumiem jego motywacje.
To ciekawe. Większość aktorów, z którymi rozmawiam, woli jednak grać czarne charaktery. Widzą w tym pewnego rodzaju zawodowe wyzwanie, o którym wspomniałeś.
Jest coś w tym, że „diabeł dostaje najlepsze geny”, co znaczy, że negatywne postaci są zawsze lepiej napisane. Jednak, tak jak mówię, nigdy nie grałem obrzydliwszego człowieka niż Joe Carroll. Po miesiącu czułem się, jakbym siedział w bardzo ciemnym tunelu. Przypłaciłem to nawet koszmarami nocnymi. Okazało się, że w mojej podświadomości zakorzeniły się brutalne obrazy, i obrazy te nawiedzały mnie w czasie snu. To znowuż odbiło się na tym, jakim byłem mężem, ojcem i mężczyzną. W pewnym monecie nawet się ucieszyłem, gdy ogłoszono, że The Following wypada z ramówki. Z przyjemnością rozstałem się z tą postacią.
Jesteś obecnie zaangażowany w jakieś nowe projekty?
Jak większość aktorów związałem się z Netflixem (śmiech).
Faktycznie, dużo ostatnio kręcą. W której z ich produkcji w takim razie cię zobaczymy?
Serial nazywa się Altered Carbon. Jest to produkcja science-fiction, którą kręcimy już od czterech miesięcy w Vancouver. Mam nadzieję, że po zakończeniu zdjęć wrócę na plan kolejnego sezonu Hapa i Leonarda. Zobaczymy.
Z racji tego, że zacząłeś współpracę z Netflixem, muszę zapytać, czy wolisz oglądać cały sezon na raz, czy może dozować sobie jeden odcinek tygodniowo?
Zdecydowanie jestem tym typem człowieka, który siada i, jak ma czas, ogląda do oporu, może nie cały sezon na raz, ale na pewno po kilka odcinków. Wiem, że wielu fanów Hapa i Leonarda miało właśnie ten problem z naszym serialem. Nie mieli cierpliwości, by czekać tydzień na kolejne spotkanie z bohaterami. Dlatego, z tego co wiem, serial cieszył się większym zainteresowaniem dopiero, gdy trafił na platformę Netflix. Ale chyba w tym kierunku powoli zmierza telewizja. Widzowie sami decydują kiedy i w jakiej kolejności oglądają swoje ukochane programy. Mnie ta zmiana nie przeszkadza, a nawet się podoba.
W kinie i telewizji królują teraz superbohaterowie. Nie chciałbyś wziąć udziału w projekcie z nimi związanym?
Wszystko zależy od scenariusza i reżysera stojącego za kamerą, tego, jaki film czy serial chce nakręcić. Jeśli projekt mnie zainteresuje, to bardzo chętnie wkroczę do tego świata.
Serio? Wbiłbyś się w spandeks?
Ciekawe czy materiał by to wytrzymał (śmiech)!