Kiedy w 2019 roku na ekranach telefonów, laptopów, telewizorów i lodówek można było obejrzeć pierwszy odcinek serialu The Mandalorian, lwia część publiczności nie mogła wyjść z podziwu nad pięknem tej produkcji. Serial Jona Favreau dopełnił złożonej i powtarzanej miesiącami obietnicy Lucasfilmu oraz Disneya o tym, że produkcje skierowane na mniejszy ekran zachowają kinowy rozmach. Wiele osób, w tym ja, podchodziło do tak buńczucznych zapowiedzi z ostrożnością i nieufnością. W przeszłości można było odnaleźć kilka wizualnych perełek na małym ekranie, lecz nawet z nich momentami przebijała budżetowość i konieczność oszczędzania większa niż w produkcjach kinowych. To wszystko zmieniło się, a przynajmniej tak się mogło wydawać, za sprawą The Mandalorian i użytej w nim technologii Stagecraft zaprojektowanej przez geniuszy z Industrial Light & Magic, którzy już niejednokrotnie zachwycali widownię swoimi pomysłami. To właśnie ta założona przez George’a Lucasa w 1975 roku firma, zajmująca się efektami specjalnymi, pozwoliła szerokiej publiczności wyruszyć w podróż do odległej galaktyki, a w 2019 roku wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na dokonanie przez nich kolejnego cudu. I się nie myliły. Czarodzieje z ILM i ich technologia Stagecraft, zwana również The Volume, to nowatorska metoda umożliwiająca filmowcom planowanie ujęć z dokładnością co do najmniejszego detalu, na co nie pozwalał tradycyjny green screen, przy którym efekt końcowy nakręconego ujęcia było widać dopiero po miesiącach prac nad obróbką w postprodukcji. To, co jeszcze odróżnia The Volume od charakterystycznego zielonego tła, to fakt, że technologia Stagecraft nie jest statyczna i pozwala śledzić ruch kamery, a także dostosować położenie elementów tła zgodnie z założeniami danej sceny. A czym tak w zasadzie jest Stagecraft od ILM? Aby nie rozwodzić się nad tym zbyt długo (ponieważ wnikliwszej analizy technicznej strony The Volume dokonano w tym artykule), powiem tylko, że jest to gigantyczna sala projekcyjna zbudowana z wielkich ekranów LED, która odpowiada za generowanie realistycznego otoczenia w czasie rzeczywistym dzięki technologii Unreal Engine. Innymi słowy – technologia ta pozwala na wyświetlanie obrazu tła w czasie rzeczywistym, dzięki czemu ekipa filmowa wie, jak zaplanować dane ujęcie z dbałością o najmniejsze szczegóły, a aktorzy mogą poczuć się znacznie swobodniej i bardziej komfortowo, bo nie muszą sobie wyobrażać wszystkiego w głowie – widzą to dookoła siebie niczym normalną scenografię.
materiały prasowe
I choć technologia od ILM jest w rzeczywistości innowacyjna i z potencjałem na zmianę standardu kręcenia filmów i seriali, proces jej wdrażania w praktyce pewnie jeszcze potrwa. Niestety wielu twórców, którzy nią operują, przypominają bardziej orangutana usiłującego zrobić zdjęcie aparatem cyfrowym, o którego obsłudze nie ma pojęcia. Może wiedzieć, gdzie kliknąć, gdzie wycelować, ale jaki będzie efekt, to można się samemu domyślić. Często się mówi, że to nie technologia jest czemuś winna, a człowiek. I w przypadku Stagecraft to teza jak najbardziej zasadna. Wbrew podejściu i zachowaniu wielu studiów oraz twórców, ILM nie stworzyło wcale wygodnej i prostej w obsłudze maszynki do taśmowego wypluwania doskonale wyglądającego otoczenia filmowego, która za każdym razem gwarantowałaby piękno na poziomie pierwszego sezonu The Mandalorian. Ta technologia, tak samo jak każda inna, ma swoje plusy i minusy. Do tego jest stosunkowo nowa, więc filmowcy nie mają dekad doświadczenia w pracy z nią, tak jak w przypadku stosowania green screenu. Stagecraft to nadal zagadka, a jego pełen potencjał nie został jeszcze odblokowany, o czym świadczy wiele nieudanych sposobów użycia tej technologii.
Twórcy nie muszą już drżeć do ostatniego renderu efektów specjalnych nałożonych na green screen, a mogą spokojnie i pieczołowicie przygotować kamerę, otoczenie i oświetlenie zgodnie ze swoją wizją w czasie rzeczywistym.
A dlaczego tak chętnie korzysta się z tej technologii, mimo że skutki tego są różne? Powodów jest wiele. Za najważniejszy wskazałbym wygodę. The Volume umożliwia bowiem kreowanie realistycznie wyglądających otoczeń, bez konieczności żmudnego wyszukiwania lokacji, planowania zdjęć, rozkładania planu filmowego i zapewniania wszystkim godnych warunków do pracy. Zamiast tego wystarczy się skonsultować z ekipą od efektów specjalnych, która razem z reżyserem zaplanuje to, jak w danej scenie ma wyglądać tło wyświetlane na projektorze. Trzeba jednak zaznaczyć, że technologia Stagecraft tania nie jest, o czym w artykule The Hollywood Reporter mówił Ben Grossmann, nadzorca efektów wizualnych nagrodzony przez Akademię. Cena może bowiem wynieść od 3 do aż 30 milionów dolarów w zależności od wielkości ekranu, użytej technologii śledzącej ruch kamery, ilości zużytej energii i wielu innych czynników. Kolejnym punktem “za” w kwestii używania The Volume jest wcześniej wspomniana swoboda kreacyjna, jeśli chodzi o planowanie oraz kręcenie scen. Twórcy nie muszą już drżeć do ostatniego renderu efektów specjalnych nałożonych na green screen, a mogą spokojnie i pieczołowicie przygotować kamerę, otoczenie i oświetlenie zgodnie ze swoją wizją w czasie rzeczywistym. To narzędzie ułatwiające i porządkujące pracę na planie. Ułatwia również pracę aktorom i pracę z aktorami, co też jest istotnym czynnikiem przy potencjalnym wyborze Stagecraft lub pracy z green screenem. Wielu aktorów, nawet wybitnych, wprost mówi o problemach lub dyskomforcie podczas grania na zielonym tle, które odbiera ich działaniom jakąkolwiek namacalność. Stagecraft to atrakcyjna alternatywa, która może zapewnić komfort, zachęcić osoby nieprzekonane, a także wyciągnąć pełen potencjał z aktorów, którzy przed wygenerowanym komputerowo tłem mogliby wypaść przeciętnie lub słabo, wbrew swoim umiejętnościom i renomie. Na koniec można też wspomnieć o tym, że technologia ta umożliwiła w okresie pandemii kontynuowanie prac nad rozpoczętymi produkcjami w bezpiecznych warunkach.
materiały prasowe
The Volume, tak jak każde inne narzędzie, potrzebuje ludzi, którzy będą wiedzieli, co z nim zrobić. Technologia ta nie jest bowiem tak łatwa w opanowaniu, jak mogłoby się wydawać. To innowacyjny produkt, który ma potencjał na odmianę oblicza wizualnego kina i już teraz wspiera twórców w kwestii kreowania otoczenia niemożliwego do znalezienia i nakręcenia w świecie rzeczywistym, ale do wykorzystania jego pełnego potencjału wymagana jest wprawa, dbałość o detale i pieczołowite podejście do każdej sceny i ujęcia. Dlaczego? Na to pytanie najlepiej odpowiedzą osoby, które w branży wizualnej są już od bardzo dawna. Jay Holben, operator filmowy, w artykule Carolyn Giardiny dla The Hollywood Repoter powiedział:
Aktualne LED-y nie mają spektrum kolorów. To się zmienia, ale jeszcze nie ma tego na rynku. Wiele osób wchodzi na plan i myśli, że może po prostu włączyć kamery i kręcić, ale jeśli światło jest nieprawidłowe i balans kolorów nie został właściwie ustawiony, te rzeczy mogą wyglądać źle.
Na łamach tego samego artykułu Grossmann dopowiada:
Uważam, że istnieje teraz nadmiar scen wykorzystujących LED-y, ponieważ każdy chce ich używać, ale nie każdy jest jeszcze do nich przyzwyczajony.
Z kolei jedno z anonimowych źródeł THR stwierdziło z brutalną szczerością, że:
"Niektóre z seriali były wielkimi sukcesami, inne krwawą łaźnią przez to, że ludzie byli nieprzygotowani".
Greig Fraser, zdobywca Oscara za zdjęcia do Diuny Denisa Villeneuve'a, w swojej odpowiedzi umieszczonej w artykule The Hollywood Repoter nawołuje do zwrócenia uwagi na to, jak istotne przy wykorzystywaniu Stagecraft jest użycie oświetlenia:
Wirtualne sceny nie radzą sobie ze światłem dziennym. Jeśli jednak wykorzysta się zmierzch lub poranek, tak jak robiliśmy to w The Batman, wtedy wszystko działa dobrze, ponieważ działa się z miękkim światłem. Ludzie mają wrażenie, że [Stagecraft] rozwiąże wszystkie problemy logistyczne związane z pracą w prawdziwych lokacjach.
Fraser wskazuje też na to, że ludzie często stosują The Volume niekoniecznie tam, gdzie jest ono potrzebne, przez co efekt wypada niezadowalająco.
materiały prasowe
Kolejną rzeczą, której twórcy nie zauważają lub przymykają na nią oko, jest to, że Stagecraft zostało zaprojektowane przede wszystkim do kreowania dalszych planów. Świadomość tego miał Greig Fraser, który jako pierwszy skorzystał z tej innowacyjnej techniki zaproponowanej przez ILM podczas robienia zdjęć do pierwszego sezonu The Mandalorian. Użycie The Volume w tamtej produkcji ograniczało się do pokazywania dalekiego planu i budowania atmosfery. A dobrymi przykładami nieumiejętnego rozwiązania tej kwestii są takie seriale jak Księga Boby Fetta lub Obi-Wan Kenobi, które wpadają w pułapkę i używają technologii Stagecraft tam, gdzie jest ona kompletnie niepotrzebna. Chodzi mi o kreowanie za jej pomocą wnętrz i mniejszych przestrzeni. Stagecraft umożliwia tworzenie skomplikowanych i przepięknych krajobrazów, ale nie zastępuje rozmachu i skali kręcenia w realnych lokacjach. Widać to na przykładzie wymienionych seriali, gdzie większość lokacji z The Volume sprawia wrażenie klaustrofobicznych i pozbawionych skali. Tatooine, które dawniej zachwycało bezkresną pustynią, teraz przypomina raczej piaskownicę na placu zabaw. Mankamenty takiego sposobu wykorzystywania technologii Stagecraft uwypukla inny serial z uniwersum Gwiezdnych wojen – Andor, który kręcony był w prawdziwych lokacjach, umiejętnie połączonych z tradycyjnymi technikami CG. Dobrym przykładem była scena w górach, kiedy między wzgórzami przelatywał TIE Fighter. Nie tylko wyglądało to realistycznie, ale również pokazywało, jak mali byli bohaterowie skonfrontowani z wielką maszyną otoczoną przez jeszcze większe szczyty. Nie oznacza to jednak, że Andor technologii Stagecraft nie wykorzystywał, bo o tym wspominał sam producent od efektów specjalnych, TJ Falls:
Użyliśmy wielu technologii, tak naprawdę. [...] Do Andora nie wykorzystaliśmy jednego ze statycznych planów Stagecraft, ale nadal wykorzystaliśmy ich technologię. Zbudowaliśmy konkretny ekran LED dookoła ambasady, w której pracuje Mon Mothma.
Batman to inny przykład dobrego wykorzystania Stagecraft, co nie powinno dziwić, bo za zdjęcia do tego filmu odpowiadał Greig Fraser, który zdaje się mieć największe pojęcie na temat tej technologii – jej ograniczeń oraz mocnych stron. Film o Mrocznym Rycerzu doskonale łączył w sobie używanie prawdziwych lokacji, green screenu i technologii The Volume, która nie była wciskana na siłę w każde ujęcie, a raczej umiejętnie wykorzystywana tam, gdzie była niezbędna. Przykładem doskonałego użycia Stagecraft w filmie Matta Reevesa są sceny dziejące się na dachu budynku, na którym znajdował się Batsygnał i gdzie dochodziło do spotkań tytułowego bohatera z komisarzem Gordonem oraz Kobietą Kot. The Volume użyte w tle świetnie oddało atmosferę i skalę majaczących w oddali wieżowców Gotham, podświetlonych blaskiem wschodzącego i zachodzącego słońca. Pokrywa się to ze słowami Frasera, który stawiał nacisk na kwestię odpowiedniego dobrania oświetlenia, a to było kluczowe w nadaniu tym scenom realistyczności. Ten umiejętny miks The Volume, oświetlenia i korekcji kolorów sprawił, że sceny wypadły oszałamiająco i skutecznie oszukiwały oko i mózg. Ród smoka to produkcja, która raz wyglądała dobrze, a raz źle. Miała swoje problemy z oświetleniem, szczególnie uwidocznione w piątym odcinku. Dostaliśmy słynną scenę na plaży, która co prawda działa się w nocy, ale aktorzy musieli mrużyć oczy z powodu słońca… To znaczy księżyca! Ten moment, do którego nie użyto technologii Stagecraft, obnażył niektóre wady robienia zdjęć w realnych lokacjach. Kontrastem dla niego są chwile z finałowego odcinka sezonu, w których oglądaliśmy pościg Aemonda za młodym synem Rhaenyry. Użyte tam, w przeciwieństwie do sceny na plaży, Stagecraft spisało się doskonale, nie musiało bowiem generować rozbudowanego otoczenia, a zwykłą burzę i zachmurzone niebo, gdzie rozgrywał się pościg smoków. W połączeniu z wiatrem i deszczem dawało to naprawdę dobrze wyglądający efekt. To swoisty dowód na to, że z użyciem The Volume da się nakręcić sceny ładniejsze od tych wykonanych w plenerze.
materiały prasowe
+7 więcej
Z kolei przykładami niespełnionych szumnych obietnic są Thor: miłość i grom oraz Ant Man i Osa: Kwantomania, które, jak również wspominali wcześniej eksperci, polegały nadmiernie na wykorzystywaniu tej technologii bez zadbania o właściwe oświetlenie i korektę kolorów, które są ogółem często wymienianym mankamentem Kinowego Uniwersum Marvela. Technologia Stagecraft zaliczyła doskonały start, lecz później potknęła się o kłody rzucone po drodze przez nieumiejętnie korzystających z niej twórców. Innowacja od ILM sama w sobie nie jest niczemu winna. To nadal nowa technologia, która potrzebuje czasu na rozwój i dopracowanie, a która już teraz oferuje ogrom możliwości. Pozostaje mieć nadzieję, że z tego samego czasu mądrze skorzystają osoby chcące wykorzystywać możliwości The Volume w swoich produkcjach i nauczą się prawidłowego korzystania z niej. Może Greig Fraser powinien pomyśleć o zostaniu korepetytorem?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj