Z gwiazdą "Hobbita" rozmawialiśmy podczas europejskiej premiery Pustkowia Smauga w Berlinie. Na ekrany polskich kin film wchodzi oficjalnie dzisiaj, 27 grudnia (24 grudnia rozpoczęły się pokazy przedpremierowe).

KAMIL ŚMIAŁKOWSKI: Ty jedna i tak wielu mężczyzn na planie...

EVANGELINE LILLY: To prawda, tak wielu mężczyzn. Uwielbiam, jak jest tak wielu mężczyzn.... Świetnie spędziłam ten czas w towarzystwie tylu chłopców. Nazywam ich chłopcami, bo tak się zachowywali. Mężczyźni zawsze zachowują się jak chłopcy, gdy są w większej grupie. Było czarująco, nadzwyczaj kulturalnie i mocno flirtująco. Super.

Który był najbardziej czarujący?

Niech pomyślę... Adam Brown, który grał Oriego. Był kochany i zawsze przytrzymywał mi drzwi. Świetnie się bawiliśmy.

Spodziewałaś się, że trafisz kiedyś do Śródziemia?

W życiu. To znaczy Peter Jackson powiedział mi w 2005 r., gdy spotkaliśmy się na Złotych Globach, że gdyby poznał mnie wcześniej, obsadziłby mnie we "Władcy Pierścieni" jako elfa. Pomyślałam sobie "O mój Boże! Jaki komplement! I jaka szkoda. Już nigdy nie będzie okazji, bym została elfem". W życiu bym nie podejrzewała, że pięć lat później polecę do Nowej Zelandii grać elfa. I to nie byle jakiego elfa, a srebrnego, które zawsze były moimi ulubionymi.

Czytałaś Tolkiena już jako dziecko?

To była jedna z moich ulubionych lektur, gdy byłam małą dziewczynką.

I jak myślisz, co teraz sądzą o twojej roli fani literatury? Od początku było mnóstwo głosów protestu: "O co chodzi? Przecież jej nie ma w książce. Jak tak można?". Co ty na to?

Cóż... Wolę być postacią, która od początku jest kontrowersyjna, niż grać kogoś kanonicznego, o kim nikt nigdy słowem nie wspomni. Przez sześć lat grałam w serialu Lost postać kontrowersyjną i było świetnie.

Tak, pamiętam.

No właśnie. Niedługo będziemy świętować dziesięciolecie serialu, co znaczy, że jestem naprawdę stara... Ale wracając – lubię być w centrum kontrowersji. Ludzie przez lata rozmawiali o Zagubionych, a moja postać była jedną z tych, po których najczęściej jeździli. Więc przywykłam. Obecne kontrowersje oznaczają, że odbiorcy podchodzą do Tolkiena i do naszych filmów z prawdziwą pasją. A to przecież bardzo dobrze.

I znowu utkwiłaś w miłosnym trójkącie.

No właśnie. Ale tak nie miało być! Kiedy przyjęłam tę rolę, postawiłam jeden warunek: żadnych miłosnych trójkątów! I usłyszałam: "Tak, oczywiście. Przyrzekamy. Żadnych trójkątów". I nie było. Przez dwa lata. Przez wszystkie przygotowania i zdjęcia nie było. Dopiero kiedy Peter zdecydował, że jednak będą trzy filmy, a nie dwa, i przyjechaliśmy na dokrętki w 2012 r., usłyszałam: "A co powiesz na taki malutki trójkąt miłosny?".

Tauriel to postać bardzo kobieca oraz romantyczna, ale też pełna mocy, podejmująca odważne decyzje, silna i szybka.

Tak, to właśnie mnie w niej urzekło. Tak ją sobie wymyśliłam, bo przecież brałam spory udział w procesie jej kreacji. To nie miała być kobieta pełna przemocy, a pełna determinacji, wewnętrznej energii. Teraz czasem spotyka się na ekranie kobiety, która walczą i zabijają, ale one zwykle tylko naśladują mężczyzn. A przecież nie o to chodzi. Nie na tym polega feminizm, szukanie dla nas, kobiet, nowego własnego miejsca na świecie. Chodzi o to, by pokazać, że nasza pasja nie jest wcale naszą słabością. I dzięki niej robimy wielkie rzeczy.

Czy to presja, grać pierwszą elfią wojowniczkę, która walczy, strzela, zabija tylu orków? Dotąd elfie kobiety były inne...

Tak, przeważnie były śliczne, grzeczne i spokojne. A Tauriel kopie po tyłkach. I kocham to. To było pierwsze, co wspólnie ustaliliśmy z Peterem. Chcieliśmy, by była niezmordowaną maszyną do zabijania, a równocześnie delikatną istotą. To elf, ale taki, jakiego jeszcze nie widzieliście. Bo nie należy do ważnych, królewskich rodów, jest z elfiego gminu. I jest srebrnym elfem, a te były trochę bardziej brutalne i niebezpieczne.

Z której części swojej kreacji jesteś najbardziej zadowolona?

Chyba z tego, gdy zorientowałam się i zrozumiałam, co znaczy, że Tauriel ma tylko sześćset lat. To bardzo, bardzo młody elf. I chciałam pokazać, jak tryska z niej witalność. Że jest otwarta na świat znacznie bardziej niż inne, starsze elfy, jak chociażby król Thranduil, który jest już całkiem zamknięty na jakiekolwiek nowe idee. Ona jeszcze nie przeżyła zbyt wiele, dlatego łatwiej uwierzyć w jej fascynację spotkanymi krasnoludami czy nieposłuszeństwo.

Jak pracowało się z Peterem Jacksonem?

To było szaleństwo. Totalny chaos. Próba zrozumienia tego, co dzieje się w głowie Petera Jacksona, jest jak wpadnięcie w te wielkie pajęcze sieci w puszczy. Jesteś zdezorientowany, zagubiony, nie masz pojęcia, gdzie co jest. Ale przy tym wszystkim to po prostu geniusz. W każdej sekundzie w jego głowie pojawia się pięć nowych pomysłów, które on splata w jedną fascynującą ideę i natychmiast wprowadza w życie. I do tego on jest po prostu małym hobbitem – to uroczy, żartobliwy, częstujący herbatą hobbit. Ma nawet owłosione stopy. W jego towarzystwie czujesz się komfortowo jak nigdzie indziej. Cały swój czas na planie spędzałam w jego towarzystwie – żartowaliśmy, śmialiśmy się, robiliśmy sobie psikusy. To były wspaniałe chwile.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj