Okazja do obejrzenia To właśnie miłość nadarzyła się dopiero w tym roku, gdy przygotowywałam quiz. Nie był  więc to seans wyłącznie dla czystej przyjemność. Natomiast, nie zaprzeczę, że nawet nie będąc miłośniczką komedii romantycznych, zawsze chciałam obejrzeć ten uwielbiany przez wielu film. Więc skoro nadeszły święta Bożego Narodzenia, to warto było się przełamać, zaspokoić ciekawość i sprawdzić, czy rzeczywiście jest to tak dobre kino, jak mówią. Przyznam, że mam co do tego mieszane odczucia. To właśnie miłość łączy w sobie film świąteczny z komedią romantyczną, a głównym przesłaniem jest to, że miłość jest wokół nas. Produkcja ma lekki charakter, jak na tego typu film przystało. Ma być miłą, zabawną rozrywką i sprawiać przyjemność, więc wiadomo, że poszczególne wątki muszą być proste i zrozumiałe. Przeplatające się ze sobą historyjki mają w sobie coś bajkowego, wręcz naiwnego. Teoretycznie tego oczekujemy po romantycznej opowieści osadzonej w czasie świąt, bo takie są prawidłowości gatunku. Nie ma w tym nic złego, ale czy to rzeczywiście powinno usprawiedliwiać każdą decyzję scenarzysty? W filmie oglądamy natłok wątków, które opowiadają oddzielne historie poszczególnych bohaterów i raczej na siebie nie wpływają. Ich wspólnym tematem jest miłość, która przybiera różne oblicza. Ludzie się zakochują, tracą ukochanych, walczą o nich, tęsknią. Pojawia się też dziecięce i platoniczne uczucie - pełne spektrum i różnorodność. A wszystko to obleczone w świąteczny nastrój i specyficzny angielski humor. Co mogło pójść źle? Otóż to, że taka bajkowość w filmach działa najlepiej wtedy, gdy te historie dotykają życia i jest w nich ukryta uniwersalna prawda, z którą widz może się utożsamić. Mam wątpliwości, czy rzeczywiście Richard Curtis, scenarzysta i reżyser To właśnie miłość, dobrze poprowadził wszystkie wątki. Ich wielość sprawiła, że niektóre z nich są po prostu infantylne. Weźmy pierwszy z brzegu, w którym premier Wielkiej Brytanii po kilku niezręcznych rozmowach ze swoją pomocą domową, która wyznaje mu miłość w kartce świątecznej, postanawia zrobić to samo na żywo. Może nie byłoby w tym nic złego, gdybyśmy zobaczyli między nimi rodzące się uczucie i chemię, jak to było z Jamiem i Aurelią. Przy nich też absurdem jest to, że po 4 tygodniach znajomości i nauce portugalskiego mężczyzna się jej oświadczył. Ale powiedzmy, że Hugh Grant i Colin Firth mają w sobie wyjątkowy urok osobisty, więc czemu nie? Zupełnie idiotyczny jest też wątek Colina, który wyjeżdża do USA i w pierwszym lepszym barze spotyka trzy napalone Amerykanki, po czym wskakuje do łóżka z czterema. Oczywiście ta historia ma charakter humorystyczny, potwierdza tezę, że brytyjski akcent jest seksowny i działa jak afrodyzjak, ale jest zupełnie oderwany od rzeczywistości i dobrego smaku. Dosyć kiepsko prezentuje się też wątek Karen, która zostaje zdradzona przez męża. Nie byłoby w tym niczego złego pod względem fabularnym (bo i tak w życiu bywa), gdyby nie to, że romans między Harrym i Mią nie miał w sobie za grosz romantyzmu. W tym przypadku chodzi bardziej o miłość fizyczną niż uczucie, ale mimo wszystko nie było odpowiedniego seksualnego magnetyzmu między nimi. Poza tym, dzięki tej zdradzie, Emma Thompson miała okazję pokazać kawał dobrego aktorstwa, ponieważ jej cierpienie chwytało za serce. Drugi  smutny wątek był skupiony na Sarze, która była zakochana w Karlu od 2 lat, 7 miesięcy… Żart się udał, ale historia jest wydumana do granic możliwości. Miłość do rodziny wygrała, a wymarzony, seksowny mężczyzna grzecznie odsunął się w cień. Do tych wątków nie trzeba podchodzić zbyt poważnie, bo traci się przez to całą frajdę. Ale nie można zignorować tego, że wyłania się w tym filmie niepokojący obraz. Mężczyźni triumfują, zdobywając swoje wybranki serca, a kobiety są karane zdradą i samotnością za miłość i poświecenie dla rodziny. Harry może na boku romansować z młodszą panną, a Sarze nie jest dane zaznać trochę cielesnej przyjemności z młodszym kolegą z pracy. I czemu wszystkie kobiety to matki, pomoce domowe i służące lub też wyzwolone sekretarki? Nie wspominając, że Amerykanki to rozpustnice, co mają pstro w głowie. Dodajmy jeszcze, że Keira Knightley w tym filmie ma 18 lat. Zapewne gra starszą bohaterkę, bo po prostu wygląda dojrzale, ale mimo wszystko to dość dziwne, gdy pomyślimy o starszych od niej Karlu czy Peterze, którzy na pewno darzyli ją uczuciem przez dłuższy czas. Wniosek nasuwa się taki, że jest to seksistowski film, co jest dość przygnębiające. W 2003 roku było przyzwolenie na takie przedmiotowe traktowanie kobiet w komediach romantycznych, ale w obecnych czasach odbiór mógłby być zgoła odmienny. Pod tym względem To właśnie miłość kiepsko się zestarzało.
fot. Universal Pictures
+31 więcej
W To właśnie miłość mamy też mocny przekaz tego, że Wielka Brytania góruje nad USA pod każdym względem. Nie jest to zbyt poprawne politycznie podejście, gdy premier wyśmiewał się z prezydenta Stanów Zjednoczonych, pokazując swoją wyższość. Jasne, że był tu też pewien podtekst związany z Natalie, a atmosferę rozładowano żartami i to całkiem śmiesznymi, ale to nie zmienia faktu, że są one tendencyjne. Podobnie można odbierać sceny z Colinem, który nie mógł się opędzić od pięknych Amerykanek. Film śmieje się z pewnych stereotypów, ale to jednak lekka przesada. Problematycznym wątkiem jest też ten z Judy i Johnem, którzy są dublerami w scenach erotycznych. Z jednej strony ta historia jest bardzo zabawna, bo jest pełna angielskiego humoru. Do tego Martin Freeman i Joanna Page grają w odważnych scenach swobodnie i całkowicie bezwstydnie, co wywołuje śmiech. A na koniec zostają parą, udowadniając tezę filmu, że miłość można znaleźć wszędzie. Z drugiej strony ten wątek jest całkowicie niepotrzebny i może wywoływać u widzów zażenowanie lub dyskomfort, jeśli to nie jest ich typ humoru. Poza tym nie zapominajmy, że jest to film świąteczny, który ma też w sobie dużo z kina familijnego (wątek Daniela i Sama), więc sceny nasiąknięte erotyzmem to nie jest trafiony pomysł w tym przypadku. Miałabym wątpliwości, czy To właśnie miłość powinno być emitowane przed 22.00. Warto też się zastanowić, do kogo jest skierowany ten film, bo z założenia powinien trafiać do wszystkich pokoleń. Ze względu na nagość dzieci nie mogą go oglądać, choć na pewno spodobałby im się wątek Sama. Również starsi widzowie niczego nie znajdą w nim dla siebie. Panie w średnim wieku też nie polubią fabuły, bo bohaterki są skazane na poświęcenie się rodzinie. Myślę więc, że najwięcej radości z oglądania będą miały młode kobiety, a także męska część widowni. W końcu nawet jeśli facet nie zdobywa serca swojego obiektu westchnień, to podbijają serca widzów. Tak jak to było w przypadku wątku Marka, który był niezwykle uroczy i najbardziej zapadający w pamięć. Ta historia jest niewiarygodnie prosta, ale dzięki kapitalnemu Andrewu Lincolnowi, a także świetnej Keirze Knightley nabrała tyle uczucia i piękna. Szkoda, że wszystkie wątki nie zostały opowiedziane tak jak ten. Na szczęście To właśnie miłość posiada również bardzo dobre wątki, które ogląda się z przyjemnością i szerokim uśmiechem na twarzy. Jednym z nich jest słodka, a zarazem smutna historia Sama i Daniela. Chłopiec jednocześnie przeżywa śmierć matki i jest zakochany w koleżance ze szkoły. Z pomocą ojca próbuje jej zaimponować, co kończy się biegiem przez całe lotnisko i buziakiem na pożegnanie. Poza tym z przyjemnością ogląda się duet ojciec-syn, czyli Liama Neesona i Thomasa Brodie-Sangstera, dzięki nim wątek tak wciągał i angażował emocjonalnie. Całkiem przyzwoicie wypadła historia Jamiego z Aurelią, ale to tylko dzięki Colinowi Firthowi i Lúcii Moniz, między którymi była dobra chemia, jak już wyżej wspominałam. Te rozmowy angielsko-portugalskie miały w sobie wiele romantyzmu, a przy okazji humoru. Jednak show skradł Billy Mack, czyli podstarzały piosenkarz, który dla pieniędzy i chęci odzyskania dawnego blasku nagrał nową wersję piosenki pt. Christmas is All Around (ten utwór będzie prześladował całe święta!). Bill Nighy w tej roli jest oryginalny i przezabawny. Rozbrajająca szczerość bohatera powala na kolana. Nawet wyznanie miłości swojemu menadżerowi ma w sobie coś miłego i podnoszącego na duchu. To właśnie miłość jest dobry filmem, który dzięki doskonałej obsadzie i znakomitej muzyce potrafi pozytywnie nastroić na święta pełne miłości. To świąteczna komedia romantyczna, która ma swoje plusy i minusy, ale wciąż to tylko sympatyczna bajka, po której mamy poczuć się dobrze. Czy ta kultowość jest uzasadniona? do mnie nie trafiła, a nawet przyznam, że ja się tak nie do końca poczułam. To zawsze jest kwestia gustu i choć podjęcie się próby analizy czegoś, co pozornie nie powinno być analizowane z uwagi na gatunkowe zasady może wydawać się zbyteczne, pozwala nam przyjrzeć się i zastanowić nad pewnymi detalami sztuki filmowej i kształtowania gatunku. W końcu nie można temu odmówić uroku, emocji i humoru, bo dzięki temu to przekonało wielu. Mnie nie, więc w te święta wybiorę tradycyjnie Kevina samego w domu lub Green Book i na pewno nie będę żałować!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj