ADAM SIENNICA: Zastanawiałem się, jaka będzie twoja reżyserska spuścizna. I już wiem! Zostaniesz zapamiętany jako facet, który podpalił Chrisa Hemswortha! SAM HARGRAVE: [śmiech] Traktuję to jako zaszczyt! Ta scena z mojej perspektywy jest kluczowa pod kątem emocjonalnym. Staje się też dowodem na to, że walka może być narzędziem opowiadania historii. I ukazuje zmianę w zachowaniu Tylera – w tym, jak walczy, jak zadaje ciosy i z jakim poziomem agresji musi się zmierzyć. Czy to właśnie chciałeś osiągnąć? Dla mnie walka jest narzędziem opowiadania historii. Zachowanie postaci musi pasować do tego, w jakim jest stanie emocjonalnym. Cieszę się więc, że to zauważyłeś, bo poświęciliśmy na to dużo czasu. Gdy rozmawiam z kaskaderami, którzy pracują nas scenami akcji, zawsze daję im inne wskazówki motywacyjne. W tym przypadku pokazałem im filmik na YouTubie z lwem zaatakowanym przez stado hien. Powiedziałem: "To są emocje, które chcę zobaczyć w tej scenie!". Wydaje mi się, że się nam udało. Widać różnicę, ponieważ Tyler Rake chroni Ketevan, więc walczy z nowym poziomem desperacji i okrucieństwa. To staje się częścią opowiadania historii. To, co mówisz, jest naprawdę ważne. Niestety reżyserzy często zapominają, że walki nie są tylko częścią rozrywkową filmu. Doskonale to widać w Tylerze Rake'u 2, gdy bohater w finałowej walce mierzy się z głównym antagonistą. To jest kropka nad i w tym, jak poprzez walki pokazać drogę bohatera i ją dobrze dopełnić. Dokładnie, masz całkowitą rację. Uwielbiam tę walkę. Jest ona pełna desperacji u obu postaci. Obaj chcą wygrać i wykorzystują wszystko, co mogą, by pokonać przeciwnika. Złoczyńca – Zurab, którego gra Tornike Gogrichiani – jest bohaterem swojej własnej historii. Gdybyśmy przyjęli jego perspektywę, mógłby być takim samym bohaterem jak Tyler Rake. Kreując walki, musisz mieć to na uwadze – każda osoba może być bohaterem swojej własnej historii.
fot. Netflix
W choreografii walk zawsze fascynuje mnie to, jak są one kształtowane. Twórcy działają według dwóch zasad. Pierwsza to – minimalny ruch, maksymalny efekt, druga – maksymalny ruch, minimalny efekt. U ciebie przeważa to pierwsze podejście. Ciekawi mnie jednak, jak uzyskujesz równowagę pomiędzy tymi zasadami. Szczerze mówiąc, sam wciąż to odkrywam – wraz z każdym filmem, przy którym pracuje, i po każdej walce, którą opracuję. Wciąż się uczę i rozwijam. Już poruszyliśmy ten temat – najważniejsze jest to, by scena akcji była częścią opowiadania historii. To ona dyktuję, jakie ruchy wykonuje postać. Czy bohater wykonuje minimalny ruch dla maksymalnego efektu, czy odwrotnie? To zależy od tego, w jakim stanie w opowieści jest ta postać i w jakim kierunku chcemy, by się rozwinęła. Do tego trzeba wziąć pod uwagę przeszkody, które można mu postawić na drodze, by je przezwyciężył – oczywiście w taki sposób, który jest autentycznie z nim związany. To dla mnie jest fundament efektywnej sceny akcji. Doskonale to widać we wspomnianej finałowej walce. Dostaliśmy w niej minimalny efekt, maksymalny ruch. Ta scena musiała być dłuższa i inna pod kątem emocjonalnym. Wcześniej Tyler Rake musiał zabijać tak szybko, jak się dało. O to właśnie chodzi. O budowanie wrażenia, które widz ma odczuwać podczas seansu. Dlatego masz całkowitą rację. Tutaj masz wielkiego złego. Nie może to skończyć się za szybko. Trzeba też wziąć pod uwagę to, że obaj są ranni. Tyler Rake został postrzelony i dźgnięty, złoczyńca też został postrzelony przez Nik. Ich walka pochłania więc więcej czasu. Trzeba dostrzec te ważne chwile pomiędzy atakami – głębokie oddechy, zmaganie z własnym ciałem – bo to opowiada historię o tym, jak trudne jest to dla obu postaci. Jednocześnie też pokazuje, jak są zaangażowani w osiągnięciu swoich celów. Oczywiście muszę poruszyć kwestię omawianej długiej sceny akcji, tworzącej iluzję jednego ujęcia. Najbardziej zaintrygowała mnie część z pościgiem samochodowym, w którym praca kamery to jakiś kosmos! Wygląda to tak, jakby kamera wchodziła do auta przez dziurę w oknie. Jak to zrobiłeś? Niektóre rozwiązania muszę zachować w tajemnicy, ale jest sporo materiałów z planu, które wyjaśnią, jak to zrobiliśmy. Mam nadzieję, że Netflix to pokaże. Z pościgami samochodowymi jest tak, że jest wiele fantastycznych scen, które zostały już zrobione. I na pewno powstanie jeszcze wiele niezwykłych sekwencji. Dlatego dla mnie najważniejsze było ustalenie unikalnej perspektywy osoby opowiadającej historię. Takim sposobem mogę jakoś się wyróżnić. Chciałem ustawić kamerę w zaskakujących miejscach i wykonać przejścia w sposób nieoczekiwany. W taki, który sprawi, że widzowie będą zadawać pytanie: "Jak oni to zrobili?!". Nie chciałem jednak, by zaangażowanie widza w historię przez to osłabło. W reżyserii czasem kusi, by spróbować czegoś, co wydaje się fajne – na przykład wprowadzić jakieś nowe narzędzie, które zaoferuje świetne ujęcie. Gdy jednak przy tej zabawie przestajesz skupiać się na historii, to nie ma to żadnego sensu. Wszystko musi być umotywowane fabułą. W tej scenie używaliśmy kilku fajnych narzędzi. Nasz operator Greg Baldi jedno z nich ochrzcił nazwą "magiczne berło". To takie długie ramię występujące w trzech długościach: 1,5 metra, 2 metry i około 3 metrów. To po prostu długi kij z włókna węglowego, na którego końcach umieściliśmy gimbal z naszą kamerą RED. Wówczas ja oraz Matt Perry, nasz drugi operator-kaskader, przyczepialiśmy siebie do przodu tej maszynerii, stając się tak naprawdę ramieniem kamery. Mogliśmy wówczas ruszać się w taki sposób, by kamerę zbliżać bardzo blisko aktorów z boku czy z przodu jadącego pojazdu. Bliżej niż przy użyciu mechanicznego urządzenia, które samo by to miało robić. Mogliśmy więc włożyć kamerę przez okno i ją potem wyciągnąć. To pozwalało nam się bawić. Niektóre rzeczy są oczywiście montowane, bo chciałem uzyskać wrażenie kręcenia z ręki. Na przykład wszedłem z kamerą na "magicznym berle" przez okno i wtedy zrobiliśmy cięcie. Później przesiadłem się do auta, wyciągnąłem ręce i wciągnąłem kamerę do środka w tym samym miejscu. Pomiędzy tymi dwoma momentami jest miejsce, w którym to szyjemy w montażu. Widz jednak kompletnie nie będzie tego świadomy, bo jest to kompletnie nieodczuwalne na ekranie. Podawaliśmy sobie te kamery przez boczne okno lub okno z tyłu, aby wychodziło to naturalnie.  Szaleństwo... I brzmi to diabelnie niebezpiecznie dla ciebie jako operatora kamery. Na pewno nie było to bezpieczne! [śmiech] To jeden z powodów, dla których sam brałem kamerę lub korzystałem z pomocy operatora-kaskadera. Pewnie byłoby sporo osób, które lepiej wykonałyby tę robotę niż ja, ale mam doświadczenie kaskaderskie, które dało mi pewność, że wyjdę z tego cało. W tym momencie nie skupiam się tylko na tym, co kręcę, ale obserwuję, co się dzieje wokół mnie. Wiem, kiedy drugie auto jest za blisko. W każdej chwili mogę krzyknąć: "cięcie!". Wolę więc postawić siebie w potencjalnie niebezpiecznej sytuacji niż kazać zrobić to komuś innemu. Stawiam, że sporo operatorów może się bać pracy przy takim filmie akcji... [śmiech] Niewykluczone! Jednym z operatorów był Łukasz [Bielan, przyp. red]), z którym podawaliśmy sobie kamerę. Przyznam ci, że większość operatorów wchodzących do kina akcji to osoby żądne przygód. Chętnie to robią i, jak wspominałem, pewnie zrobiliby to lepiej niż ja. Wolę jednak narażać siebie niż kogoś, na kim mi zależy.
fot. Netflix
Zakładam więc, że w scenie z helikopterem lądującym na dachu pędzącego pociągu to ty biegasz z kamerą? Tak, to byłem ja! Helikopter gotowy do odlotu wytwarza naprawdę mocny wiatr. To jakbyś wchodził w oko huraganu! Przyznam ci się, że nie spodziewałem się tego. Podczas próbnego ujęcia zwiało mnie z pociągu. Na szczęście uprząż, którą miałem na sobie, była przyczepiona kablem do boku pociągu. Tak na wszelki wypadek. Gdy zwiało mnie na bok pociągu, kabel nie pozwolił mi uderzyć o ziemię.  Jeszcze w 2023 roku obejrzymy popis kaskaderski na jadącym pociągu w Mission: Impossible 7. To będzie zaciekła rywalizacja! Jeśli choć odrobinę zbliżymy się do tego, co Tom Cruise i jego ekipa od tworzenia akcji zrobili, czułbym się zaszczycony. Tak jak wcześniej mówiliśmy: jedyną różnicą będzie perspektywa. Jestem podekscytowany i chcę zobaczyć tę scenę w Mission: Impossible. Wcześniej powstało wiele naprawdę świetnych sekwencji z pociągami. Mam nadzieję, że ta, którą zrobiliśmy w Tylerze Rake'u 2 ma unikalną perspektywę, której ludzie jeszcze nie widzieli, i kilka popisów kaskaderskich, których wcześniej nie zrobiono – np. lądowanie helikopterem na jadącym pociągu. Sceny imitujące długie ujęcia to coś, z czym ludzie bawią się od dawna. Może nie na tak szalonym poziomie jak ty! Ciekawi mnie, co w tym jest dla ciebie atrakcyjnego jako filmowca i jednocześnie jako fana gatunku? Dla mnie jako filmowca atrakcyjne jest samo wyzwanie połączenia tego w jedną całość. Trudno to osiągnąć w scenach akcji. W końcu mamy pościg samochodowy, jadący pociąg czy helikoptery. Musieliśmy zmieniać lokacje. Na przykład więzienie znajdowało się jakieś 160 kilometrów od miejsca pościgu samochodowego. Logistycznie przypomina to układankę. To spore wyzwanie techniczne, by to ze sobą połączyć i znaleźć miejsca, które pozwolą ukryć montażowe łączenia. To magia filmowa, która mnie intrygowała od dziecka. Jak zrobić coś, co sprawia wrażenie prawdziwego, ale takie nie jest? To było dla mnie jako artysty atrakcyjne. To też jest świetne wyzwanie kreatywne, bo nie można ukryć się za kręceniem sceny na wielu kamerach. Nie mówię, że to coś złego, bo sam pracowałem w takiej formie. Gdy tworzysz scenę akcji kręconą z różnych kamer, możesz wykorzystać spojrzenie z innej kamery, jeśli dane ujęcia nie będą ci się podobać. Tutaj masz jedną kamerę i jedną perspektywę, więc jak coś źle wygląda, musisz zacząć od początku. Musisz być pewny, że dana sekwencja będzie atrakcyjna od początku do końca. Nie można się później z tego wycofać, bo nie można tego zmienić w montażu. A jak wygląda perspektywa fana? Czuję, że jest podobnie. Fani chcą zadawać sobie pytanie: "Jak oni to zrobili?!". Widzowie będą zaangażowani w historię i wciągnięci w przygodę bohatera poprzez daną scenę akcji. Celem jest wzbudzenie emocji u widza. Chcemy, by byli podekscytowani, zaintrygowani i emocjonalnie zaangażowani w losy postaci. Dzięki temu nie oderwą wzroku od ekranu i będą oczekiwać, co dalej się wydarzy.
fot. Netflix
+3 więcej
W scenach walk zawsze intrygują mnie zaskakujące ciosy wykańczające, które wywołują reakcję w stylu: "O, mój Boże, co tu się wydarzyło?!". Zastanawiam się, jak ważne dla ciebie podczas kreowania scen walk są ciosy wykańczające? Obecnie w filmach akcji jest coraz trudniej zrobić coś, co będzie zaskakujące dla widza, bo naprawdę dużo rzeczy już pokazano. To naprawdę trudne wyzwanie, które daje frajdę i mobilizuje nas do zadania sobie pytania: "Jak zmotywujemy siebie jako artystów do wymyślenia czegoś, co da widzom rozrywkę i ich zaskoczy?". Dla mnie scena akcji jest jak utwór muzyczny. Jedna nuta byłaby nudna. Musimy wymieszać tempo i nuty. W języku scen walk chodzi o tak zwany "chwyt". Ten moment, który widz może zapamiętać. To jakby wykrzyknik na końcu zdania czy finał w utworze muzycznym. Kiedy taki punkt jest skuteczny, ludzie reagują na niego pozytywnie i potem o rozmawiają o nim z przyjaciółmi. Gdy mamy scenę walki, chcemy zawsze znaleźć jeden taki moment, którym możemy wywołać zdumienie widza i reakcję w stylu: "Tego się nie spodziewałem!" lub "Jak oni to zrobili?!". Na pewno jesteś fanem kina akcji. Jakie klasyki z tego gatunku cię inspirują? Jestem wielkim fanem kina akcji! Gdy dorastałem, oglądałem takie filmy jak trylogia Rambo, Prawdziwe kłamstwa, Szklana pułapka czy Zabójcza broń. To przykłady z kina amerykańskiego. Wielki wpływ na mnie miało jednak kino z Hongkongu, czyli filmy z Jackiem Chanem, Sammo Hungiem, Yuenem Biao i choreografią Woo Pinga. To mnie zaintrygowało, gdy byłem nastolatkiem i trenowałem sztuki walki. To, jak opowiadali historię poprzez aspekt fizyczny, i to, co osiągali na ekranie, mnie rozwalało! Nawet dziś, jak wejdę na YouTube i odpalę scenę walki Jackiego Chana z lat 80., to przyprawia mnie ona o szybsze bicie serca!  Obecnie w popkulturze na topie są superbohaterowie. Wszyscy kochają Thora czy Kapitana Amerykę. Dla mnie, czyli osoby wychowanej na kinie akcji z lat 80. i 90., takimi superbohaterami są Jackie Chan, Donnie Yen, Cynthia Rothrock, Michelle Yeoh i inni. Zgodzisz się ze mną? W 100% się z tobą zgadzam! Ich wyczyny wywołują u mnie więcej emocji niż typowi superbohaterowie, ponieważ to, co oni robią, jest prawdziwe. Oni naprawdę przeskakiwali nad różnymi rzeczami, a te upadki były bolesne. Przecież Jackie Chan narażał się w naprawdę szalonych sytuacjach. Współcześnie osobą najbliższą temu jest Tom Cruise i jego szalone popisy kaskaderskie. To jest superbohaterskie! [śmiech] Oni to robili dla naszej rozrywki. Dla mnie na zawsze pozostaną superbohaterami! W końcowej scenie postać grana przez Idrisa Elbę mówi, że pracuje dla naprawdę szalonego gościa. Pierwsza moja myśl: Scott Adkins sprawdziłby się świetnie w takiej roli. Co o tym sądzisz? Bardzo chciałbym pracować ze Scottem Adkinsem! Znamy się chyba od 2007 roku i od zawsze próbujemy zrobić razem film. Jeśli udałoby się ściągnąć go do serii Tyler Rake, byłbym bardzo zadowolony. Rozumiem, że ta postać jeszcze nie została obsadzona? To temat na przyszłość. Rozmawiamy o trzeciej serii, ale nie jest to nic pewnego. Musimy zaczekać na wyniki drugiej części i zdecydować, w jakim kierunku rozwinąć historię. Ta postać nie została więc obsadzona. John Wick i Tyler Rake wydają się podobni. Obaj stracili kogoś, kto dodał im człowieczeństwa. Ten aspekt emocjonalny, związany z bohaterem i jego zmarłym synem, zaskoczył mnie w Tylerze Rake'u 2. Zastanawiam się, czy trudno było połączyć ten aspekt z całą przemocą i strzelaninami, by dobrze to zadziałało na ekranie? Cieszę się, że tak odebrałeś ten wątek. Najważniejsze dla nas było to, by nie stracić emocjonalnego fundamentu, który sprawił, że pierwsza część przemówiła do widzów. Chcieliśmy wejść w to głębiej i trochę to rozbudować. Razem z Joe [Russo] oraz Chrisem [Hemsworthem] dużo o tym rozmawialiśmy. Opracowaliśmy to na papierze już przy pracy nad pierwszą częścią. Dlatego zdecydowaliśmy się pokazać byłą żonę i zdradzić więcej informacji o zmarłym synu. Odkryć przed widzem, jaki emocjonalny ból wywołało to w Tylerze. Nie chcieliśmy tego stracić przy tej całej szalonej akcji, która otacza ten wątek. To właśnie sprawia, że postacie takie jak Tyler Rake czy John Wick są bardziej ludzcy i widzowie mogą na jakimś poziomie się z nimi utożsamić. Nie możemy pobić ludzi w ich stylu, ale wszyscy coś lub kogoś straciliśmy, czegoś żałujemy. Te ludzkie momenty angażują widza, który potem chce więcej. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj