Świetnie znany youtuber Cyber Marian, autor wielu przezabawnych, także popkulturowych parodii, wydaje książkę. W Dziś tak bardziej w charakterystyczny dla siebie sposób przedstawia siebie oraz kulisy swojej pracy. Przeczytajcie fragment, obejrzyjcie bogato ilustrowane przykładowe strony, a także zobaczcie jak sam autor zapowiada książkę w jednym ze swoich programów. Miłej lektury!

Fragment rozdziału 4

Cyber Marian, czyli czasy współczesne: era youtubera

Powrót do życia Dziś tak bardziej o tym, co wydarzyło się, kiedy już odetchnąłem po chorobie i przestałem co chwila spoglądać na telefon, czekając, aż zadzwoni moja lekarka z wieścią o złych wynikach i trepanobiopsji. A co się wydarzyło? No cóż, musiałem znów nauczyć się normalnie żyć. Przez siedem lat żyłem w cieniu raka i nie mówię o tym jak o piętnie czy wyroku. Czułem się wtedy jak człowiek stąpający po bardzo cienkiej linie, za to z bardzo konkretnym celem na horyzoncie. Nieustanna dawka adrenaliny i to przekonanie, że musisz walczyć, choćby nie wiem co się działo, że musisz się otrzepać i iść dalej, bo nie jesteś z tym wszystkim sam, tylko otaczają cię najbliżsi, którym w takiej sytuacji trzeba pomóc – to nakręca. A kiedy wszystko już się wycisza i choroba po prostu cię opuszcza, czujesz się, jakbyś został sam. Cisza, spokój, nikt dupy nie zawraca, no to trzeba od nowa poukładać sobie w głowie wiele rzeczy. Ja miałem łatwiej, przez cały czas była ze mną Rodzina, Żona i Przyjaciele, więc odnalezienie później tego normalnego rytmu przyszło bez większego trudu. Poza tym wciąż występowaliśmy. W moich najgorszych okresach zastępował mnie Młodszy Brat, ale to było tylko zastępstwo. Czułem się potrzebny, a to, uwierzcie mi, naprawdę wiele zmienia. Musiałem jednak robić coś więcej, coś jeszcze, bo ze studiami dałem już sobie spokój. Dlatego wraz z braćmi założyliśmy kolejną działalność, czyli studio filmowe. Zaprawieni w bojach sceniczno-filmowych postanowiliśmy zebrać i połączyć nasze doświadczenie. Zawsze świetnie się ze sobą dogadywaliśmy i niejednokrotnie pracowaliśmy razem, tak więc powstał rodzinny biznes. Młodszy Brat był operatorem, ja montowałem, a Starszy Brat zarządzał – trio idealne. Obsługiwaliśmy przeróżne firmy, które potrzebowały materiałów filmowych do wzmocnienia marki czy w celach typowo marketingowych. Nakręciliśmy masę filmów, począwszy od spotów promujących kluby, a skończywszy na reklamach wielkich koncernów.

Hardkor montażowy

Nie uwierzycie, jak był mój największy hardkor montażowy. A skoro nie uwierzycie, to co wam będę opowiadał.

No dobra, opowiem. Z trzydziestu godzin konferencji logopedycznej prowadzonej w języku angielskim musiałem zrobić kwadrans ciekawego, dynamicznego filmu. Dało się? Dało, wszystko się da, jeśli człowiek ma pomysł i odrobinę cierpliwości. No dobra, trochę więcej niż odrobinę.

Poczułem się trochę tak, jakbym wrócił do etapu licealnego. Wtedy dzieliłem czas między występy a naukę (wiadomo, co przeważało), a teraz miejsce nauki zajęła praca przed komputerem, tyle że proporcje między tymi dwoma składnikami mojego życia były bardziej wyważone. Po pierwsze lata zmagania się z chorobą sporo pozmieniały mi w głowie, a po drugie zacząłem funkcjonować w roli męża. Czasami ludzie pytają mnie, czemu na filmikach Cyber Marian tak bardzo eksponuje obrączkę. Kto? Niby ja? Przecież wcale jej nie eksponuję! Ona po prostu jest we właściwym miejscu, tak jak moja Żona, bez której nie wyobrażam sobie, bym mógł żyć. To jak powietrze – nie pokazujesz go palcem, nie trąbisz o tym, jakie jest ważne (chyba że stężenie smogu przekracza wszelkie normy), tylko nim oddychasz. Tak że tak, praca na scenie i praca z montażem – pewnie tak by do dziś wyglądało moje życie, gdybym nie był sobą. Bądź sobą, wybierz Cyber Mariana Zaczęło się niewinnie – od syndromu niespokojnych nóg. I rąk, a zwłaszcza palców. Do tego doszło swędzenie płatków uszu i bezwiedne drapanie się po głowie. Nosiło mnie. Co rusz wpadałem na różne pomysły, które zdecydowanie wykraczały poza sferę mojej pracy, i coś musiałem z tym zrobić. Kręciłem więc zabawne filmiki dla siebie i Żony, aż wreszcie tak z głupia frant postanowiłem wziąć udział w konkursie na parodię programów telewizyjnych. Wpuściłem to do sieci i zassało jako viral. Po paru dniach miało pięćdziesiąt tysięcy wyświetleń. Wciąż jednak jeszcze nie interesowałem się YouTube’em. Zdaje się, że zaskoczyło dopiero, kiedy odkryłem CeZika. Oglądałem go i wtedy gdzieś w tyle głowy malutki Cyber Marianek, jeszcze bez wąsów i okularów, zaczął mi bębnić takim denerwującym rytmem. Nie dawał mi spokoju. Aż wreszcie uświadomiłem sobie, że też chcę mieć swoją postać w internecie, muszę ją tylko wymyślić. W końcu Cyber Marian pojawił się na świecie, kiedy w 2011 roku wynajęliśmy z Żoną kawalerkę na warszawskim Ursynowie. Jego pierwsze wcielenie było dalekie od tego, jakie znacie. Blond włosy i ciemne okulary. Nagrałem z tą postacią krótki filmik. Tak sfilmowany ja, choć odrealniony, za bardzo jednak przypominał mnie, a ja chciałem wymyślić kogoś innego i zyskać tym samym nowe życie w alternatywnym świecie. Potem przypomniałem sobie o moich rozrywkach z okresu chorobowego, kiedy uwielbiałem bawić się montażem dźwięku. Ściągałem sobie wiadomości z poczty głosowej i remiksowałem je, robiłem kompilacje dźwiękowe, a raz nawet nagrałem moją Babcię, kiedy opowiadała o swoim psie, który ciągle szczekał, a co gorsza obsikiwał listonosza. I właśnie do tego nagrania skomponowałem muzykę elektroniczną i zremiksowałem je. A skoro miałem muzykę, potrzebowałem teledysku. Idealnie pasował mi do tego gość w stylu Elektronik Supersonik z badziewnym tłem, a że po głowie chodził mi Marian Koniuszko z serialu Zmiennicy, postanowiłem połączyć pewne cechy tych dwóch postaci. Dodałem śmieszne okulary z ulubionej szuflady mojego Taty, która pękała w szwach od różnych przedziwnych gadżetów, bo Tata z upodobaniem zbierał takie rzeczy.
Źródło: Insignis
+1 więcej
Starym dobrym zwyczajem z przygotowań do imprez z czasów licealnych znalazłem w lumpeksie makabryczny sweterek i dołożyłem do tego pozłacany gruby łańcuch. Wąsik by się przydał – pomyślałem, przyglądając się sobie krytycznie w lustrze, i tu z pomocą, czyli z tuszem do rzęs, przyszła Marianna. Góra ujdzie, oceniłem, ale kiedy zerknąłem na spodnie, czegoś mi brakowało. Na samym dnie szafy znalazłem cieplutkie ohydne kalesony, zakupione jakieś sto lat wcześniej przez moją cudowną Mamę na najsroższe zimy. Do tego idealnie nadawały się szelki. Ha, to się nazywa stylówa!, doszedłem do wniosku, wpadając w samozachwyt. Tylko Żona przyglądała mi się sceptycznie i orzekła, że wciąż za bardzo przypominam siebie. Wtedy przypomniałem sobie o peruce kupionej na ślub, w której występowałem też za każdym razem po chemioterapii. Nałożyłem ją na głowę tyłem do przodu. To było to! Mocne 2/10. Nie chciałem zostać rozpoznany. Nie żebym od razu przewidywał, że będziecie mnie ścigać po ulicach osiedla, wołając: „Marian, kiedy Cyber Info?”, wyznawać mi miłość i wykradać ze śmietnika dziurawe kapcie z zamiarem używania ich jako fetyszu lub sprzedania za ciężkie pieniądze na Allegro. No, troszkę się rozpędziłem. Cofam te kapcie. Wtedy, zanim jeszcze wpuściłem teledysk Bobiczka do YouTube’a, chciałem was wkręcić tak, byście myśleli, że ktoś nagrał to na poważnie. Przyznaję się, niezbyt to fair z mojej strony, ale wtedy już doświadczyłem na własnej skórze, co znaczy wrzucić do sieci fotkę z absurdalnym fotomontażem.
Źródło: Insignis

* * *

Jaki był to fotomontaż? Jak został przyjęty Bobiczek? Jak dalej potoczyła się kariera świeżo wymyślonego Cyber Mariana – o tym przeczytacie w książce Dziś tak bardziej. Ta książka to nie tylko wciągająca narracja Cyber Mariana – to mnóstwo zdjęć, grafik, memów, komiksów oraz… niepublikowanych nigdzie filmów i innych ukrytych materiałów, do których dostęp zapewnia specjalna współpracująca z książką apka, oparta na technologii rzeczywistości rozszerzonej, do darmowego ściągnięcia z Google Play (Android) i App Store (Apple iOS).
Źródło: Insignis
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj