Szalony, napędzany nieokiełznaną wyobraźnią i twórczą pasją Cyber Marian zabierze Was w fascynującą podróż drogami swojego życia: od zamierzchłej ery przedinternetowej po współczesną epokę cyfrową. Są wśród nich odcinki autostrad – świat śmiga wtedy z zawrotną prędkością, ale zdarzają się też fragmenty pełne zwężeń, ostrych zakrętów i niebezpiecznych wybojów, kiedy trzeba zwolnić, a nawet zatrzymać się, i zadać sobie trudne życiowe pytania. Cyber Marian to niesamowicie kreatywna bestia. Nie byłby sobą, gdyby przy okazji nie zaprosił Was za kulisy swojej twórczości – oglądanej i podziwianej przez miliony. Dowiecie się więc z pierwszej ręki, jak powstawały trailery, teledyski, megamiksy i inne legendarne produkcje, z Cyber Info na czele. Wszystko to przeplatają cyberporady, cyberlisty i cybermemy. Cyber Marian napisał tę książkę w swoim niepowtarzalnym, nie dającym się podrobić stylu. Choć nie wszystko, o czym tu przeczytacie, jest do śmiechu, podczas lektury będziecie mieli naprawdę niezły ubaw. A wisienką na torcie jest darmowa, współdziałająca z książką apka, dzięki której zobaczycie Cyber Mariana w unikatowych, niepublikowanych nigdzie materiałach (i nie tylko!).
Premiera (Świat)
9 listopada 2016Premiera (Polska)
9 listopada 2016Liczba stron
296Autor:
Cyber MarianKraj produkcji:
PolskaGatunek:
HumorWydawca:
Polska: Insignis Media
Najnowsza recenzja redakcji
Kolejny… – westchnąłem na wieść, że Cyber Marian pisze książkę. Jest takie popularne powiedzenie, że dzisiaj jest więcej ludzi biorących się za pisanie książek, niż tych, którzy je potem czytają. Nie wiem ile w nim prawdy, ale chyba coś jest na rzeczy. Wydawnictwa zwracają się do popularnych ludzi, niekoniecznie z literaturą związanych, żeby ci napisali dla nich książkę. Niezależnie od jej jakości, tysiące ludzi kupią książkę ulubionego youtubera, a na kolejnym Meet-upie wytrwają godziny w ciągnącej się w nieskończoność kolejce po podpis.
Ten stereotyp może być krzywdzący dla tych nielicznych twórców, których książki są dobre i potrzebne. Przeczytałem Dziś tak bardziej i jestem gotowy ocenić, czy i tym razem mamy do czynienia z czymś dobrym i potrzebnym.
Zanim przejdę do odpowiedzi na to pytanie, chciałbym zatrzymać się przy formie wydania. Tak powinna wyglądać książka gościa z internetu, uznałem na widok rozsianych po książce kodach QR, które odsyłają czytelnika do filmików youtubera, o których akurat się rozpisuje. Książce towarzyszy aplikacja (ile książek ma aplikacje towarzyszące?), za pomocą której można przeskanować oznaczone strony i obejrzeć nigdy niepublikowane, krótkie filmiki rozszerzające jej treść. Mało tego! Po przeskanowaniu niektórych fotografii, rozszerzona rzeczywistość nakłada na nie kolejne.
Cyber Marian to oryginalna postać, więc jego książka musiała być bajerancka, interaktywna i autentyczna. Nie wyobrażam sobie, żeby przy jej tworzeniu dopuścił prawdopodobieństwo opatrzenia swoją ksywką smutnej wizualnie zbitki takich samych, czarno-białych stron.
Pstrokatość i marianowość w pewnym momencie zaczęła mnie przytłaczać. Trudno znaleźć stronę, na której wąsaty okularnik nie szczerzyłby się do czytelnika. To pachnie megalomanią. Czytamy książkę o Marianie ze zdjęciami Mariana w koszulkach z podobizną Mariana. Rozumiem, że ta Mariancepcja to zamierzony zabieg i nawiązuje do teledysków w których Marian występuje w kilku rolach na raz. Mimo to, byłem zmęczony ciągłym jego widokiem. Prawdopodobnie nawet najgorliwszy fan musiałby momentami odkładać lekturę i pozwalać oczom na zasłużony odpoczynek.
Fakt, że zacząłem od formy, może oznaczać, że treść zajmuje w Dziś tak bardziej drugorzędną rolę. Cytując idola Cyber Mariana, „nic bardziej mylnego”. Chciałem uporać się z tym, co widoczne, kolorowe i świecące, żeby przejść do właściwiej treści, bo to w niej znajdziecie więcej Mariana, niż w bezliku filmów i fotografii.
Zasadnicza część książki jest biografią. Drogę autora, od wymarzonego dziecka pedagogów, którym lekarze nie dawali szans na potomstwo, po teraźniejszość i działalność na YouTube, poznajemy za pomocą krótkich anegdot. Te pierwsze, z dzieciństwa i początków kariery, mają lekki ton. Ewentualna łezka zakręci się wyłącznie czytelnikom, którzy wspominają to, co było, ze szczególnym rozrzewnieniem. W pewnym momencie tonacja się jednak zmienia. Opowieść o szkolnych latach youtubera, średnio porywająca dla czytelnika, którego jego produkcje nie obchodzą, nabiera uniwersalnego wymiaru.
Przeczytaj fragment książki Dziś tak bardziej.
O siedmioletniej walce z nowotworem CyberMarian opowiada z tą samą wdzięcznością, z którą rozprawiał o wybrykach z podstawówki. Nie użala się nad sobą, nie popada w patos i drażliwy dydaktyzm sugerujący, że cierpienie uszlachetnia i ci, którzy mieli pecha zachorować na raka, zyskują nowy poziom świadomości, niedostępny dla zdrowych maluczkich. Po prostu zwierza się z tego, co czuje ciężko chora osoba u progu dorosłości, jak zmieniają się jej priorytety i z jakim trudem przychodzi jej walczyć o strzępy normalności.
W ostatniej części Marian wyjawia kulisy powstawania pomysłów na jego sztandarowe serie i opisuje proces ich realizacji. Poza tym zwraca się do początkujących twórców i daje im porady. Nic, co nagle zamieniłoby biografię w poradnik i spokojnie można byłoby się obyć bez tego. Sama historia twórcy inspiruje bardziej niż bezpośrednie bon moty.
Obserwowanie czyjegoś warsztatu twórczego, zwłaszcza kiedy to, co tworzy, jest tak zwariowane, jest fascynujące nawet wtedy, kiedy opis powstawania jakiejś produkcji interesuje cię bardziej, niż produkcja sama w sobie. Nie miałem wrażenia, że wątek dzieciństwa, a potem choroby, nagle zastąpiły anegdoty o powstawaniu kanału. Jedno jest sprzężone z drugim i daje jasny obraz odpowiadający nie tylko na pytania rozpoczynające się od „Jak”, ale też „Dlaczego” i „Po co”.
Skoro przy pytaniach jesteśmy, pora, żebym odpowiedział na to z samego początku recenzji. Czy Dziś tak bardziej jest pozycją dobrą i potrzebną? Moim zdaniem tak, a wierzcie, że gdybym uważał inaczej, dałbym o tym znać. Nie nazwałbym się fanem produkcji Cyber Mariana, a mimo to przy lekturze bawiłem się dobrze. Od czasu do czasu skanowałem strony telefonem i oglądałem film, a zaraz potem czytałem o jego produkcyjnych zawirowaniach. Cała ta zabawa była inspirująca, pomysłowa i refleksyjna. Słowem, więcej takich książek youtuberów.