Dawid Muszyński: Nie umiesz usiedzieć w jednym miejscu, co? John Malkovich: Jestem obywatelem świata! Poza tym nikt nie powiedział, że aktor amerykański musi koniecznie siedzieć na tyłku w LA, czy w moim przypadku w Bostonie, i czekać na propozycję. Ja jestem człowiekiem, który kocha tworzyć dla ludzi. Są okresy, kiedy pracuję wyłącznie w Paryżu czy w Rzymie, gdzie wystawiane są moje sztuki teatralne. Z jedną z nich przyjechałem do Polski. Podobało ci się u nas? Jakby mi się nie podobało, to bym nie przyjeżdżał (śmiech). W Bostonie znam wiele osób polskiego pochodzenia i są to zazwyczaj bardzo fajni, weseli i inteligentni ludzie. Uzależnili mnie od krówek! Mogę jeść je kilogramami. Macie też znakomitych lekarzy. Przeszedłem w Polsce operację kolana i muszę przyznać, że opieka, jaką mnie obdarzono, była pierwszorzędna. Nigdy tego nie zapomnę. Kiedyś krążyły również plotki o tym, że masz polską krew. Tak mi mówiono (śmiech). Dawno temu dzwoniła do mnie grupa ludzi z Polski o nazwisku Malkowicz. Twierdzą, że ich pradziadek wyjechał kiedyś do Ameryki i być może był to również mój przodek. Niestety, nigdy nie poznałem mojego dziadka, mój tata nie żyje,  a to chyba jedyne osoby, które mogły zweryfikować tę informację. Może być jednak w moich żyłach płynie także polska krew. Kto wie? Ja bym nie miał nic przeciwko. Czujesz się bardziej przywiązany do sceny teatralnej czy do planu filmowego? Zdecydowanie do teatru. Moim zdaniem film to medium strasznie płytkie. Nieprzypadkowo ekran filmowy jest płaski, a scena teatralna ma głębię. W filmie nie ma takiego kontaktu z kolegami z planu, jak w teatrze. Grasz swoją serię scen, masz jakieś oczekiwania co do końcowego wyniku, ale po zdjęciach wyjeżdżasz i już nie widzisz tego grona ludzi w komplecie. Dziewięć miesięcy później zapraszają cię na pokaz gotowego filmu, który okazuje się najczęściej rozczarowaniem. Właśnie z tego powodu od jakiegoś czasu nie oglądam już filmów, w których zagrałem. Nie chcę się niepotrzebnie denerwować. Trzeba dbać o swoje zdrowie (śmiech). To z ilu filmów jesteś w stu procentach zadowolony? Bo zagrałeś już w ponad stu. Tak na gorąco mogę powiedzieć, że w pełni może z dziesięciu. Gdy sobie to uświadomiłem, poczułem się, jakby ktoś mnie bez ostrzeżenia wyrolował. I to bez mojej pełnej zgody. Oczywiści, że wolałbym grać więcej fajnych i ważnych ról, jak choćby ta z Niebezpiecznych związków czy Być jak John Malkovich. Nie jest to jednak takie proste. Aktor gra to, do czego go zaproszono. Wbrew temu, co mówią niektóre gwiazdy, nie mamy wielkiego wyboru. Nie miałeś ochoty rzucić tego wszystkiego w diabły i zająć się tylko teatrem? No co ty! Teraz to jest takie zrzędzenie starego człowieka (śmiech). Nie ma innego zawodu, w którym można tyle podróżować i spotkać tak wielu twórczych, utalentowanych ludzi. Chyba właśnie ludzi brakowałoby mi najbardziej, gdybym miał przejść na emeryturę. Poza tym próbuję swój los jeszcze zmienić. Zostawić po sobie coś znaczącego i trwałego. Z tego powodu otworzyłeś własne studio – Mr. Mudd? Tak. Dzięki temu robię to, na co mam ochotę, i nikt mi się w to nie wchrzania. Sam wykładam pieniądze i kupuję prawa do takich scenariuszy, których ekranizacje chciałbym oglądać na dużym ekranie. Tak było choćby z Juno. Moim zdaniem: strzał w dziesiątkę. Dzięki temu nie dobija mnie frustracja wynikająca z czekania na sensowną rolę w dobrym filmie. No i znajduję czas na to, co naprawdę kocham, czyli teatr. Oprócz jeżdżenia po świecie ze swoimi sztukami teatralnymi masz również własną fabrykę ubrań. Jak do tego doszło? W 2001 roku przyleciałem z Paryża do Nowego Yorku, by po zamachach terrorystycznych spotkać się z moimi przyjaciółmi. Wesprzeć ich, pocieszyć, zrobić, co się da. Wtedy właśnie jeden z nich przedstawił mnie osobie, która poprosiła mnie o zaprojektowanie własnej linii odzieżowej. Byłem w szoku, bo kto o zdrowych zmysłach chciałby chodzić w ciuchach zaprojektowanych przez Malkovicha? Z drugiej strony zawsze chciałem coś takiego zrobić, tylko brakowało mi czasu. Nie wiem, czy wiesz, na czym to polega? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. W takim razie spróbuję ten cały proces uprościć i skrócić. Tu chodzi  o coś więcej niż zaprojektowanie jednej koszuli. To miała być cała kolekcja: kurtki, spodnie, koszule, krawaty, swetry, itd. Wymyślenie tego, naszkicowanie, a później wykonanie nie trwa tydzień. Potrzeba spokoju i weny, aby wszystko trzymało się kupy. Zarówno pod względem kolorystycznym, jak i stylistycznym. Nie wspominając już o poszukiwaniach odpowiednich jakościowo materiałów – to koszmar. Mnie się udało. Okazało się, że mam do tego pewne zacięcie i z biegiem czasu przerodziło się to w pełnoprawną firmę. Jesteś jednym z nielicznych aktorów potrafiących skrytykować film, w którym zagrali. Bo o takich rzeczach trzeba mówić otwarcie. Zawsze wychodziłem z założenia, że trzeba być z sobą i widzami uczciwym. Jak już mówiłem wcześniej, w paru filmach zagrałem kilka naprawdę świetnych ról, z których jestem dumny. Ale było też mnóstwo filmów nieudanych, których z perspektywy czasu się nawet wstydzę. Są jeszcze te, w których ja zagrałem świetnie, a całość jest dość mizerna. Co z tego, że rola dobra, skoro film do niczego? To jak strzelić cztery bramki w meczu, w którym twoja drużyna i tak przegrywa 7:4. Zagrałeś nawet samego siebie. Jakie to uczucie? Dziwne. Nieźle się uśmiałem podczas pierwszej lektury tego scenariusza. Ta rola uświadomiła mi również, że wcale nie jestem taki znany, jak mi się początkowo wydawało. W Nowym Jorku poszedł do mnie facet z prośbą o autograf i słowami:  „Czy to nie ty grałeś Malkovicha w Być jak John Malkovich ?”. Ta sytuacja dała mi ostro do myślenia. Czy pomiędzy tymi wszystkimi zajęciami jest gdzieś zarezerwowany czas dla rodziny? Jest, ale cholernie mało. A najważniejszy czas dla ojca, czyli dorastanie dzieci, mam już niestety za sobą. Moje pociechy są już dorosłe i muszę się nauczyć to szanować. Zdarzało mi się pomyśleć, że moje dzieciaki to dupki, bo od paru dni nie dzwoniły do ojca. A później przychodziła myśl, że tak już jest. Ja przecież też taki byłem. Mają swoje życie i rodziny, a my jako rodzice odchodzimy na drugi plan. Ciężko ci było to przełknąć? Bardzo. Gdy tyle pracujesz, całe życie mija ci dużo szybciej. Nawet nie czujesz, jak te wszystkie lata uciekają bezpowrotnie. Moja córka nie wiadomo kiedy z małej dziewczynki przerodziła się w dorosłą kobietę. Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy się wyprowadziła. Usiadłem wtedy w fotelu i zacząłem się zastanawiać, jak to jest możliwe? Przecież ona jeszcze niedawno była małym szkrabem siedzącym mi na kolanach. Niestety, tak już jest, że wszystko doceniamy bardziej, gdy już tego nie ma.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj