DAWID MUSZYŃSKI: Podjęłaś się trudnego zadania. Przejmujesz kultowy serial Terapia z rąk Gabriela Byrne’a. Czujesz tremę?
UZO ADUBA: Ogromną. Grany przez Gabriela doktor Paul Weston był znakomitą postacią. Chcę od razu uspokoić fanów, że to nie jest tak, że on znika bez śladu. Cały czas jest w tej produkcji w jakiś sposób obecny. Zacznijmy od tego, że jest mentorem granej przeze mnie doktor Taylor. Ale twórcy doszli do wniosku, że czasy się zmieniły. Ludzie mają teraz inne problemy i fajnie byłoby je pokazać z perspektywy zupełnie innej postaci.
Nie bez powodu jest nią czarnoskóra terapeutka.
To prawda. Okazuje się, że Afroamerykanie rzadziej niż inni korzystają z usług terapeutów. A jeśli już się na takie leczenie decydują, to trudno jest znaleźć czarnoskórego specjalistę. Nie ma ich za wielu w tym zawodzie. A dla wielu osób kolor skóry osoby, która ma im pomóc, jest bardzo istotny. Mam nadzieję, że nasz serial to zmieni, naświetlając problem. My nie chowamy głowy w piasek. Nie zakłamujemy rzeczywistości. Pokazujemy ją taka, jaka jest. Niewesoła, ale z promykiem nadziei.
A obejrzałaś poprzednie trzy sezony, by zobaczyć, jak do tego tematu podszedł Gabriel?
Nie. Jeśli mam być szczera, to nie byłam fanką tej produkcji, gdy debiutowała w telewizji. Jakoś nie przykuła mojej uwagi. Teraz też nie obejrzałam całości, bo nie chciałam się sugerować tym, co Gabriel zrobił. Uwielbiam jego kreację w Podejrzanych. Wiem, że jest niezwykle utalentowanym aktorem, więc bałam się, że siłą rzeczy będę go podświadomie kopiować w grze, a tego nie chciałam. Zależało mi na stworzeniu zupełnie innej postaci. Po raz pierwszy w mojej karierze robię adaptację istniejącego już formatu. Nie mam pełnej dowolności w tworzeniu tego świata. Musiałam się dostosować do panujących już ram. Gdy dostałam tę rolę, włączyłam jeden odcinek, by zapoznać się ze strukturą tej opowieści. Czytając scenariusz, nie byłam w stanie sobie wyobrazić,  jak odcinek opierający się na rozmowie dwóch osób w jednym pomieszczeniu może być interesujący. Chciałam zobaczyć, jak to fizycznie wygląda, bo nie rozumiałam, jak to działa. Jaki jest zamysł twórców. I po tym odcinku zrozumiałam, że ma to klimat porównywalny do rozmowy Frost vs. Nixon.
Byłaś zaskoczona, że to tak dobrze się ogląda?
Bardzo. Ale zrozumiałam też, że tajemnica tkwi w różnorodności. Każdy pacjent przychodzi z innym problemem, a terapeuta dobiera do niego inną technikę rozmowy i pomocy. Dzięki temu nie ma uczucia schematu. Inaczej rozmawia z Colinem (John Benjamin Hickey), a inaczej z Adamem (Joel Kinnaman).
Przygotowując się do tej roli, podobno rozmawiałaś z prawdziwymi terapeutami, by lepiej ich zrozumieć.Tak. Największą pomoc otrzymałam od mojej koleżanki, która jest licencjonowaną terapeutką. To ona nauczyła mnie, jak powinnam się zachowywać w pokoju, będąc z pacjentem. Powiedziała mi o tym, by jakąkolwiek ocenę drugiego człowieka zostawić za drzwiami gabinetu. Mam stworzyć bezpieczną strefę, w której pacjent będzie się dobrze czuł. Nie ma znaczenia, co on powie w czasie sesji, nie może czuć, że jest oceniany. To nie jest wcale takie proste.I czego dowiedziałaś się o tym zawodzie?Granie w tym serialu umożliwiło mi lepsze zrozumienie tego zawodu. Nie miałam zielonego pojęcia, jak jest on trudny. Każdy, kto choć raz był na terapii, a ja byłam, wie, że wtedy człowiek skupia się na tej jednej swojej godzinie. Nie myśli, jak to spotkanie wygląda od strony drugiej osoby. A przecież przed nami ktoś też przyszedł na swoje godzinne spotkanie i po nas też ktoś przyjdzie. Terapeuta siedzi w gabinecie przez cały dzień i wysłuchuje ludzkich problemów, a my nie zdajemy sobie sprawy, jak duży ciężar spada na jego barki. Grając postać doktor Tylor, zrozumiałam, że ci ludzie nie tylko muszą pomóc w określeniu emocji swoich pacjentów, ale także skupić się na tych, które w trakcie tych sesji pojawiają się  u nich.
foto. naEKRANIE.pl
Ten serial zmienił trochę twoje podejście do tego zawodu? Oczywiście, ale w mniej oczywisty sposób. Zaczęłam dostrzegać jego części w innych zawodach. Popatrz na dziennikarstwo, które uprawiasz. Przecież ono też posiada znamiona terapii. Twoja praca polega na rozmowie z drugim człowiekiem i słuchaniu tego, co on ma do powiedzenia. Do tego nigdy nie zastanawiałam się, co z tymi ludźmi dzieje się po pracy. Przecież oni też mają swoje prywatne życia i noszą ze sobą ten nasz ból, nie mogą się podzielić nim z nikim ze  swojego otoczenia. Dlatego właśnie każdy z terapeutów prędzej czy później sam trafia na terapię. Nie da się inaczej. Powiedziałaś, że na początku nie rozumiałaś, jak rozmowa dwóch osób może unieść 30-minutowy odcinek. A jak się czułaś się z tym, że sama nie miałaś za dużo ruchu? Na początku przyjęłam to z wielkim spokojem. Weszłam do domu, w którym kręciliśmy, i byłam zachwycona tym, ile w nim jest przestrzeni. Piękne, duże pomierzenia. Dopiero później twórcy uświadomili mnie, że to będzie tylko tło, a ja muszę się ograniczyć do dość małej przestrzeni. I tu pojawił się problem. Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Zwłaszcza w odcinkach, gdzie miałam pacjentów wirtualnych. To było duże wyzwanie, które dało mi bardzo dużo radości. Lubię sytuacje, które wymagają ode mnie większych nakładów pracy. I jak to zrobiłaś, by nie wyglądało to jak dwie siedzące, gadające głowy. Okazuje się, że nawet nie zastanawiając się nad tym, komunikujemy się ze sobą niewerbalnie przez cały czas. Istotny jest sposób, w jaki przekładamy nogę na nogę, jak układamy ręce, co z nimi robimy w czasie rozmowy. To wszystko dodaje rozmowie dynamizmu i przyciąga uwagę widza, który nawet nie jest tego świadomy. Zrozumiałam dzięki temu, że wcale nie potrzebuję tej wielkiej przestrzeni do gry. Samo krzesło czy fotel mi w zupełności wystarcza. To było bardzo teatralne doświadczenie przeniesione na ekran telewizora. Do tego, jak już pojawił się odcinek, gdy mogłam się poruszać po pomieszczeniu, to bardziej to doceniałam. W nowym sezonie podoba mi się różnorodność tematów, które poruszacie. To prawda. Wielu dziennikarzy pyta mnie, który z odcinków podobał mi się najbardziej. Nigdy nie potrafię na tak postawione pytanie odpowiedzieć. Poruszamy tyle ważnych współcześnie problemów, że wyselekcjonowanie tylko jednego jest praktycznie niemożliwe. Ale to właśnie przyciąga widzów do tej produkcji. Nie wiem, jakie emocje w tobie budziły się podczas oglądania poszczególnych odcinków, ale ja byłam w stanie utożsamić się w pewnych momentach z każdym z pojawiających się bohaterów. Ich problemy naprawdę były bardzo uniwersalne. Terapia, gdy miała swoją premierę, była jedynym takim serialem w telewizji. Jednak czasy się zmieniły i wielu twórców skopiowało ten pomysł, trochę go przerabiając. Zastanawiam się, czy ta produkcja w 2021 roku jeszcze się czymś wyróżnia? Wydaje mi się, że nikomu nie udało się wgryźć w ten temat tak mocno językowo, jak twórcom naszego scenariusza. Widz czuje, że to jest prawdziwa rozmowa nafaszerowana emocjami, a nie po prostu wyrecytowany dialog. Nie ma tutaj jakichś elementów, które by rozpraszały widza. Które kradłyby jego uwagę i odciągały od rozmowy. Na tym polega siła tego serialu i nie da jej się skopiować. A przynajmniej na razie nikomu w telewizji się to nie udało.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj