Książka pisana jest bardziej egocentrycznie, a nawet męskocentrycznie, siłą rzeczy – jest to narracja pierwszoosobowa. U nas jest nieco inaczej – widzimy więcej, jesteśmy bardziej obiektywni, pokazujemy więcej życia, relacji. Jest tu w sumie około osiemdziesięciu postaci, wielu bohaterów, dużo wątków – znacznie poszerzyliśmy perspektywę. Nasza wersja poszerza charaktery postaci. Wydaje nam się, że stają się one ciekawsze, widzimy więcej wyborów, wpływów, interakcji.
Bartosz Konopka zagłębił się w temat różnic w mediach i zmian, które muszą zajść w przypadku adaptowania czegoś tak jednotorowego jak pierwszoosobowa powieść na odcinkową serię:
Warto zwrócić uwagę, że to, co bohater pierwszoosobowy w książce może skwitować kilkoma zdaniami, na ekranie wymaga kilku ujęć, sceny, która potrwa znacznie dłużej. Pewne rzeczy trzeba wyjaśnić i pokazać. Harlan to rozumiał, już przy pierwszych draftach pojął zmianę konwencji i jej konsekwencje. Pomógł nam zachować wiarygodność. Przez to, że opowieść stała się bardziej obiektywna, musieliśmy też rozwinąć jej motor napędowy. Wiecie, przekazanie pewnych rzeczy w formie napomknięcia w dialogu na ekranie nie zadziała. Pewne rzeczy po prostu musimy pokazać, a postacie zbudować od nowa.
Zapytani o konkretne różnice pomiędzy powieścią a serialem, rzecz jasna, uniknęli odpowiedzi. Póki co nie dowiemy się niczego więcej.
20 lat temu to, powiedzmy, początek studiów. Sama od razu zaczęłam sobie myśleć o tym, co działo się dwie dekady wcześniej. Przypomniałam sobie, jak jeździliśmy do Leszka Lichoty i chodziliśmy na bingo. Nie zdajesz sobie sprawy, że upływ czasu dotyczy ciebie tak samo, jak wszystkich innych – masz wrażenie, że dalej jesteś taki sam, że wciąż masz 20 lat, a potem rozumiesz, że wtedy... wtedy to było coś zupełnie innego. Ja utrzymuję kontakty ze znajomymi sprzed lat, często oglądam swoje koleżanki i kolegów w różnych odsłonach na ekranie. W życiu bywa różnie, ale w scenariuszu takie relacje są bardzo ważne, zwłaszcza jeśli lata temu wydarzyło się coś ważnego. W rzeczywistości, cóż, wszyscy mamy tę zdolność unikania tego, co trudne. Ważne dla scenariusza konfrontacje to coś, czego normalni ludzie na co dzień unikają. Laura – moja postać – jest raczej szczęśliwa, ale nagle dzieje się coś, co sprawia, że to wszystko staje pod znakiem zapytania. To coś, co zarówno dosłownie, jak i metaforyczne pochodzi z głębi lasu – pewne zdarzenia, które miały miejsce w lesie. Nie możemy wejść w szczegóły, ale to coś dosłownego i ukrytego jednocześnie. U podstaw życia Laury było coś, co zostało przetrącone czy złamane. Czy serialowa wersja tej postaci różni się od książkowej? Tak. Różnice są. Ale o tym widzowie przekonają się sami.
Chcieliśmy się też dowiedzieć, czego tak naprawdę możemy od W głębi lasu oczekiwać. Usłyszeliśmy, że – zgodnie z przypuszczeniami – choć doświadczymy różnic względem materiału źródłowego, to również jest przede wszystkim kryminał, thriller psychologiczny. Możemy oczekiwać dużej dawki napięcia i pogłębionych psychologicznie postaci. Serial z oczywistych względów będzie też mniej subiektywny. Twórcom zależało, żeby intryga była najważniejsza, ale to wciąż coś więcej niż kryminał. To opowieść o postaciach uwikłanych w skomplikowane sytuacje teraz i dawniej; opowieść o tym, jak człowiek próbuje poradzić sobie z czymś, co spada na niego znienacka, gdy musi się podnieść i potrzebuje pomocy innych. Jak powiedział nam Bartosz Konopka, choćbyśmy się starali, pewne rzeczy nie leżą wyłącznie w naszych rękach. W głębi lasu ma przypomnieć, że czasem warto delikatnie odpuścić kontrolę i zdać się na innych, pozwolić sobie pomóc.
Co o swoim bohaterze powiedział nam Jacek Koman?
To Dawid Goldsztajn, dyrektor szkoły, obozu letniego, na którym – podobnie jak w książce – dochodzi do tragedii. Reszta historii to konsekwencje tej tragedii – zarówno teraz, współcześnie, jak i dwadzieścia lat wcześniej. Dawid czuje się odpowiedzialny za to, co się wydarzyło, więc właściwie reszta jego życia to dochodzenie do zgody z samym sobą, próba odzyskania spokoju po tych wydarzeniach. Laura, jego córka, jest w wieku maturalnym, była uczestniczką obozu; tragedia spotkała jej kolegów i koleżanki. Czworo uczestników weszło do lasu i nigdy ich nie odnaleziono. Dziś, jak widzieliście, nagrywaliśmy uroczystość pogrzebu. Nie czytałem książki. Teraz trochę się nią zainteresowałem i może w końcu przeczytam, ale w kwestii adaptacji warto jest ocenić jak najtrafniej, czy scenariusz stoi na swoich własnych nogach. Można zapoznać się z materiałem źródłowym, by coś sobie uzupełnić, ale nie uważam, żeby było to konieczne. Serial to osobne dzieło i powinno wystarczyć, by jak najlepiej przedstawić bohatera. Teraz [w trakcie wywiadu – przyp. red.] widzicie mnie w wersji z roku 1994. Jest tu trochę technicznych utrudnień: jak tu wyglądać jednocześnie młodo i staro w tym samym okresie zdjęciowym. Ze starym nie mam problemu, z młodym jest trudniej [śmiech]. Dawid cierpiał z powodu odpowiedzialności, do której się poczuwał i z czego nigdy się nie wyplątał. Konsekwencje przeżywa do teraz. Zmiany emocjonalne czy psychiczne są żywe do dziś. Mówię ostrożnie, by zbyt wiele nie zdradzić...
Zaciekawieni zaangażowaniem Cobena – producenta – w proces powstawania serii i tego, jaką rolę, poza fabularnym tłem, odgrywa w serialu polska rzeczywistość, pociągnęliśmy twórców za języki.
Przyjęliśmy w pracach koncepcyjnych pewne założenia formalne, klucze do tej opowieści. Trzymając się ducha kryminału refleksyjnego albo psychologicznego, skupiliśmy się na tym, jak coś się odbija, odciska na człowieku, na ludziach wokół. Mogłoby się więc wydawać, że zrobimy z Polski coś mrocznego, pokażemy, jacy jesteśmy smutni, zdołowani, jak wciąż poszukujemy swojej tożsamości. Nie. Postaraliśmy się odnaleźć w tym jakąś nagrodę. Światło. Wydaje nam się, że znaleźliśmy sposób, żeby przekazać w tym wszystkim coś dobrego.
Jeśli zaś chodzi o Cobena – to człowiek z zasadami. Jego zasada: nie ulegać, nie wchodzić w promocję, w rozgłos, w zabawy wydawnicze. Po napisaniu książki zajmuje się kolejną, to daje mu pewną higienę. Ma prawo do decydowania, jest na bieżąco, ogląda materiały, czasem wyśle maile – "zaraz, w tej scenie powinno być inaczej". Uczestniczył też w tworzeniu scenariusza, konsultował go, sprawdzał. To były dobre podpowiedzi. Ma fajne podejście – nie próbuje niczego uparcie forsować, wie, że nie wszystko da się do końca pokazać tak, jak w książce. Wie, że spolszczamy tę całą sytuację, adaptujemy ją i przenosimy na nasz grunt, szanuje to. Ma tylko czasem pojedyncze uwagi dotyczące rozwiązania niektórych wątków, scen. To dobra, udana współpraca.
Efekt tej współpracy – mamy nadzieję, że rzeczywiście udanej – zobaczymy już wkrótce. W czerwcu na platformie Netflix pojawi się sześć, trwających po godzinie odcinków, a my zapoznaliśmy się już z pierwszymi dwoma. Jak wyszło? Powiemy Wam 12 czerwca rano!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj