Microsoft nie dotrzymał obietnicy złożonej podczas premiery Windowsa 10, zgodnie z którą system ten miał być ostatnim wcieleniem tego systemu operacyjnego, dziesiątka w 2021 doczeka się swojego następcy. Jednak nie będzie to kolejne oprogramowanie, za które przyjdzie nam zapłacić, gdyż jedenastkę będziemy mogli pobrać za darmo, o ile nasz komputer spełni minimalne wymagania sprzętowe. Można zatem stwierdzić, że nowy system będzie czymś na wzór obszernej aktualizacji. Ta jednak będzie czymś znacznie więcej niż tylko odświeżeniem szaty graficznej. Muszę przyznać, że prezentacja Windowsa 11 zrobiła na mnie świetne wrażenie. Nie dlatego, że nowe okienka wyglądają bardziej nowocześnie ze swoim szklanym wzornictwem i zaokrąglonymi rogami. To detal, który nie będzie mieć większego znaczenia dla odbioru tego systemu operacyjnego. Nowe funkcje nie są też aż tak przełomowe, aby zapierać dech w piersiach. Jeśli jednak spojrzymy na ten system całościowo, zobaczymy komplementarne oprogramowanie zaprojektowane z ogromną pieczołowitością, skrojone z myślą o szerokim gronie odbiorców oraz urządzeń. Windows 11 w końcu stanie się systemem uniwersalnym, który perfekcyjnie połączy świat laptopów, pecetów i sprzętów mobilnych. Nadchodzące zmiany otworzą go na rywalizację z ekosystemem Apple, a wynik tego starcia będzie bardzo trudny do przewidzenia. Apple od lat z sukcesem promowała swoje oprogramowanie jako środowisko doskonale odpowiadające na potrzeby użytkownika, Windows nie miał tyle szczęścia w tych PR-owych rozgrywkach. Jednak jedenastka skrywa kilka mocnych asów w rękawie, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Microsoftu. Słowa uznania należą się przede wszystkim za zmyślne zblokowanie poszczególnych funkcji nowego systemu operacyjnego. Podczas prezentacji wyraźnie oddzielono nowinki skierowane do odbiorców biznesowych, domowych oraz graczy. Każda z tych grup otrzymała swoje pięć minut, w trakcie których przedstawiciel Microsoftu wyjaśnili, jak jedenastka usprawni naszą pracę w konkretnych warunkach. A przy okazji nowe funkcje miały wysoce inkluzywny charakter i sprawdzą się w rękach każdego użytkownika Windowsa. Jedną z ciekawszych nowości jest system zarządzania oknami aplikacji. Dzięki funkcji Snap Layouts w końcu szybciej i sprawniej podzielimy nasz ekran roboczy na kilka mniejszych stref, w których umieścimy wybrane przez nas programy. Jednak to w parze ze Snap Groups rozwiązanie to nabierze mocy, gdyż na pasku narzędzi będziemy mogli zgrupować taki współdzielony ekran w jednej ikonie. Wystarczy, że na nią klikniemy, a zminimalizujemy wszystkie programy bądź przywrócimy je na pełny ekran dokładnie w takim układzie, jak zaprojektowaliśmy. Kto choć przez chwilę musiał korzystać z wielu programów jednocześnie i aktywnie przełączać się pomiędzy widokami, wie, jak ogromnym ułatwieniem będzie możliwość skorzystania ze Snap Groups. Jednym kliknięciem będziemy mogli zminimalizować kilka aplikacji współdzielących ekran, aby zmaksymalizować kilka kolejnych, w zupełnie innym układzie. Świetnie prezentuje się także nowy tryb wsparcia dla obsługi wielu ekranów – jeśli podepniesz laptopa do zewnętrznego monitora, otworzysz na nim kilka okien aplikacji, a potem odłączysz wyświetlacz, okna nie przeskoczą automatycznie na ekran laptopa. Widok zostanie zminimalizowany do Snap Groups. Dzięki temu po ponownym podłączeniu zewnętrznego monitora będziemy mogli jednym kliknięciem przywrócić zminimalizowany układ okien.
Źródło: Microsoft
Zdaję sobie sprawę, że powyższe rozwiązania nie sprawdzą się w rękach wszystkich użytkowników nowego Windowsa, za to pomysł zintegrowania komunikatora Teams z jedenastką wydaje się genialnym posunięciem. I wypowiadam te słowa jako osoba stroniąca od tego narzędzia. Zdaję sobie jednak sprawę z ogromnego potencjału marketingowego, jaki tkwi w nowych Teamsach. Dzięki tak ścisłemu powiązaniu oprogramowania z systemem operacyjnym Microsoft będzie mógł wypromować Teamsy w roli uniwersalnego narzędzia, które połączy większość użytkowników elektroniki użytkowej. W nowej odsłonie aplikacja ma bowiem pełnić zarówno rolę komunikatora tekstowego, jak i filmowego, a obecność Teamsów w wersji pecetowej, smartfonowej i tabletowej ułatwi wypromowanie tego sposobu porozumiewania się ze znajomymi. Sprytnym ruchem jest także przypisanie aplikacji do paska narzędziowego. Ruch ten ma zaszczepić w świadomości użytkowników jedenastki, że Teamsy mają być podstawową metodą komunikacji zarówno w sprawach prywatnych, jak i biznesowych. Z marketingowego punktu widzenia – strzał w dziesiątkę, zwłaszcza że dzięki pandemii wielu z nas przywykło już do korzystania z oprogramowania tego typu. Teamsy w nowej odsłonie po doświadczeniach pracy i edukacji zdalnej mogą odnieść ogromny sukces. Dla graczy też przygotowano szereg drobnych, acz istotnych innowacji. Windows 11 z trybem Auto HDR sprawi, że kolory w grach będą wyglądać bardziej naturalnie, z kolei DirectStorage pozwoli im wymieniać dane bezpośrednio z kartą graficzną, z pominięciem procesora. Ma to zauważalnie przyspieszyć proces wczytywania tekstur oraz skrócić loadingi, podobnie jak ma to miejsce w Xboxach dziewiątej generacji. Dodajmy do tego aplikację Xboxa zintegrowaną z systemem oraz ściśle przystosowaną do współpracy z Game Passem, a otrzymamy środowisko wprost skrojone pod wymagania graczy. Powyższe zmiany mogą jawić się wyłącznie jako poprawki kosmetyczne, ale ich sens jest znacznie szerszy – mają upodobnić komputery do konsol Xbox. Nadrzędnym celem Microsoftu jest przekonanie nas, że pecety i laptopy nadają się do grania równie dobrze, co klasyczne konsole. Zwłaszcza że można wykorzystać je w roli konsol wirtualnych i odpalać gry z chmurowej usługi xCloud, która jest kompatybilna z webową aplikacją. Na koniec trzeba wspomnieć o największej rewolucji związanej z odświeżonym sklepem Microsoftu. Dotychczas Store był jedynie wydmuszką, z której większość z nas nigdy nie korzystała, ale wraz z debiutem Windowsa 11 taki stan rzeczy może ulec zmianie. Microsoft chce zachęcić deweloperów i użytkowników do korzystania z tego narzędzia na kilka sposobów. Sklep w końcu przejdzie lifting graficzny, aby lepiej przystawać do współczesnych standardów. Na dodatek Microsoft zobowiązał się do tego, że pozwoli twórcom aplikacji korzystać z autorskich systemów płatności. A co za tym idzie – uniknąć płacenia prowizji. A prawdziwą wisienką na torcie będzie możliwość zainstalowania sklepu z aplikacjami od Amazonu, który posłuży do instalowania aplikacji pisanych z myślą o Androidzie i odpalaniu ich bezpośrednio w Windowsie 11. Oznacza to, że będziemy mogli skorzystać z mobilnych wersji komunikatorów czy aplikacji do obróbki zdjęć w taki sposób, jakby napisano je z myślą o systemie Microsoftu. Nasze telefony i komputery zamienią się w zintegrowane, zunifikowane środowisko do pracy i zabawy. Dodajmy do tego mniejsze dodatki pokroju przeprojektowanej aplikacji klawiatury ekranowej, o 40% lżejsze aktualizacje czy wielki powrót widżetów ekranowych, a zobaczymy system, który ma ambicje, aby stać się rynkowym wzorem wszechstronności. Windows 11 to wyzwanie rzucone Apple, próba wypracowania nowych standardów komunikacji oprogramowania z użytkownikiem. Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na otwartość sklepu Microsoft Store – pomysł wdrożenia niezależnych systemów płatności i rezygnacja z marży to cios wymierzony bezpośrednio w korporację z Cupertino. Cios szczególnie bolesny w obliczu sporu, jaki wokół mikrotransakcji Apple prowadzi obecnie z Epic Games.
Źródło: Microsoft
Przedstawiciele Apple twierdzą, że pobieranie marży i blokowanie niezależnych sklepów z aplikacjami bądź autorskich metod płatności to walka o bezpieczeństwo deweloperów i użytkowników. Microsoft twierdzi z kolei, że Windows 11 będzie najbezpieczniejszym systemem w historii, ale daje deweloperom wolną rękę w sprawie wyboru metody rozliczania się z klientami. Ta narracja ma służyć podbudowaniu pozycji jedenastki na tle konkurencji i z pewnością jest przemyślanym, świadomym posunięciem. Podobnie jak wszystko, co mogliśmy zobaczyć podczas konferencji zorganizowanej 24 czerwca. Na dobrą sprawę Microsoft nie pokazał niczego przełomowego, systemy zarządzania oknami istniały już wcześniej, programy do emulowania Androida również, a funkcje gamingowe przeniesiono po prostu z konsol Xbox Series X/S. Jednak sposób prezentacji tych wszystkich nowości przywodzi na myśl Apple za czasów świetności Steve’a Jobsa. Tej konferencji po prostu dobrze się słuchało, a scenariusze, które zarysowano w odniesieniu do poszczególnych funkcji, były bardzo życiowe. I tak jak kolejne generacje iPhone’ów w szerszej technologicznej perspektywie nie były innowacyjne, ale Appe potrafiło je sprzedać jako coś przełomowego, tak dziś Microsoft uporządkował i uwspółcześnił swój system w taki sposób, że ten wydaje się kandydatem na wymarzony, wszechstronny system dla mas. I w tym aspekcie Microsoft odniósł gargantuiczny sukces. Śledząc opinie na temat pokazu Windowsa 11 spływające z najróżniejszych zakątków świata, można odnieść wrażenie, że większość osób jest zadowolona z tego, w jaki sposób Microsoft rozwija swój system operacyjny. A w przypadku oprogramowania to ogromny komplement dla korporacji, która je stworzyła. Niestety, choć prezentacji nie sposób niczego zarzucić, z jedenastką jest jeden dość poważny problem, o którym nie wspomniano na konferencji. Wielu użytkowników komputerów po odpaleniu aplikacji PC Health Check pozwalającej sprawdzić, czy komputer jest kompatybilny z tym systemem, zdziwiło się, kiedy system obwieścił, że sprzęt nie klasyfikuje się do przejścia na nowy system. Jak się okazało, w minimalnych wymaganiach sprzętowych pojawiła się konieczność posiadania sprzętowego modułu szyfrującego TPM 2.0, który jest instalowany na płycie głównej. I o ile wiele współczesnych laptopów dysponuje tym modułem domyślnie aktywowanym w oprogramowaniu BIOS, to producenci pecetowych płyt zazwyczaj go deaktywują. Z tego powodu posiadacze ultrawydajnych maszyn mogą natrafić na komunikat, który sugeruje, że dany komputer nie kwalifikuje się do aktualizacji. Na szczęście wystarczy tylko włączyć funkcję szyfrowania w BIOS-ie, aby pomyślnie przejść weryfikację. Na tym jednak nie koniec, gdyż wszystko wskazuje na to, że minimalne wymagania są sztucznie zawyżone. Prawdopodobnie nawet komputery bez wspomnianego modułu bez problemu będą dogadywać się z Windowsem 11, choć – ze względów bezpieczeństwa – Microsoft będzie odradzał taką instalację. Teraz piłeczka jest po stronie Microsoftu. Z jednej strony sam system prezentuje się świetnie, z drugiej zaś zawyżone wymagania sprzętowe nie wyglądają najlepiej. Korporacja ma teraz kilka miesięcy, aby naprostować sytuację i przekonać odbiorców, że Windows 11 faktycznie jest tak dobry, jak go malują. I że nawet posiadacze starszych sprzętów bez problemu go zainstalują, choć część funkcji bezpieczeństwa będzie dla nich niedostępna.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj