Jak wygląda stereotypowy twardziel? Wyobrażenie nasuwa się samo: góra mięśni, kamienna twarz, sztuki walki w małym palcu. Jest to człowiek, na którego sam widok prawdopodobnie czmychnęlibyśmy gdzie pieprz rośnie, w obawie przed zderzeniem z aurą, jaką wokół siebie roztacza.
Z największym przekonaniem można tu wskazać Dwayne’a Johnsona. Nie bez powodu kojarzony jest z nim przydomek „The Rock”, co oznacza ni mniej ni więcej jak „Skała” (ten pseudonim Johnson nadał sobie sam, na potrzeby kariery wrestlera, jednak biorąc pod uwagę filmy w jakich grywa, można równie skutecznie odnieść go właśnie do nich). Trudno o mocniejszy dowód na to, że aktor rzeczywiście uznawany jest za twardziela. Swoją osobą współtworzył nie tylko czyste kino akcji, ale również filmy katastroficzne lub przygodowe. Najbardziej znany jest z serii Szybcy i wściekli, w której wcielił się w Luke’a Hobbsa. Postać okazała się na tyle lubiana i doceniana, że ta rola przyniosła Dwayne’owi kilka statuetek. Jego image również idealnie wpasowuje się w wygląd twardziela – łysa głowa, barczyste plecy, muskuły trzy razy większe niż biceps przeciętnego Kowalskiego, do tego ponad sto kilo żywej wagi i niemal dwa metry wzrostu... Nikt nie chce zadzierać z osiłkami, a Dwayne Johnson jest jednym z najbardziej przerażających osiłków jakie zna współczesne kino.
W Szybkich i Wściekłych na pierwszy plan wybił się również inny twardziel, skontrastowany z postacią Luke’a Hobbsa, mianowicie pan Vin Diesel. Razem z Johnsonem stanowią świetny kinowy duet, pasując do siebie nawet wyglądem. Liczne sceny bójek i bijatyki z ich udziałem są naprawdę efektowne, a patrząc na ciosy, jakie zadają sobie ich postaci, aż się wzdragamy – my sami po jednym takim uderzeniu prawdopodobnie leżelibyśmy na ziemi, kwicząc z bólu. Twardziele w akcji mają szansę zaprezentować całą paletę swoich umiejętności walecznych, dowodząc tym samym, że rzeczywiście zasługują na to miano. W przywołanym niżej fragmencie Vin Diesel dodatkowo udowadnia, że nawet skałę da się rozkruszyć...
… i na tym nie koniec! Seria Szybkich i Wściekłych wyciąga kolejnego asa z rękawa, a jest nim Jason Statham – aktor, który dostał angaż do siódmej części produkcji jako główny antagonista. Zestawianie ze sobą łysych karków staje się w tym momencie już nieco zabawne, ale trzeba przyznać, że taki wizerunek twardziela odpowiada współczesnym wymogom kina chyba najbardziej. Czy ktokolwiek może sobie wyobrazić stereotypowego hipstera z jakże modną brodą à la drwal, który spuszcza łomot Dwayne’owi Johnsonowi...? Bądźmy poważni.
No url
Fenomen łysego pojawił się jednak już chwilę wcześniej, razem z najgłośniejszymi rolami znanego wszystkim Bruce’a Willisa. Nie można go nazwać wyłącznie aktorem kina akcji, ponieważ grywał w naprawdę przeróżnych produkcjach, jednak dzięki serii Szklana pułapka wyrobił sobie miano twardziela. Nieustraszony, sprawnie posługujący się bronią, nie mający żadnych oporów, agresywny – czyż nie taki powinien być współczesny osiłek? Różnica między nim a „Skałami” tkwi jednak w szczegółach – w Szklanej pułapce Bruce Willis miał jeszcze włosy, przynajmniej początkowo. Dopiero od czwartej części może dumnie świecić swoją łysiną, która od tej pory jest z nim nierozerwalnie kojarzona (szczerze - nawet podczas grania w kalambury, przy opisywaniu tego aktora, pierwsze co pokazujemy, to zaznaczanie gestem łysej głowy). Sześćdziesięcioletni, acz wciąż dobrze się trzymający Willis, z pewnością stanowi podwalinę dla późniejszych osiłków, choćby przywołanego wyżej trio z Szybkich i Wściekłych.
Jednak czy naprawdę współczesne kino akcji ma do zaoferowania jedynie bezwłosych mięśniaków o pokerowych twarzach? Czy aktorzy tacy jak Liam Neeson, Gerard Butler lub Russel Crowe nie zasługują na miano twardzieli? Znów możemy polemizować nad samym rozumieniem tego słowa i wywnioskować na tej podstawie, że rzeczywiście prawdziwy twardziel nadrabia: a) swoim charakterystycznym wizerunkiem i – b) co najmniej trzema filmami, w których grał tę samą lub podobną postać. Jeśli te warunki nie są spełnione, aktora petentującego do miana osiłka trzymamy nieco na dystans. No bo jak to tak – chudy i smutny Neeson, w skórzanej kurtce, obok bicepsów Vin Diesla w opiętym podkoszulku...? Nagle przestaje być istotne w jaką postać aktor się wciela, czego dokonał na ekranie... Twardziel musi wyglądać jak twardziel. Dopiero wtedy jego „twardzielowatość” jest w pełni uwieńczona. Nie ujmuję oczywiście zasługom Liama Neesona, który potrafi wcielić się w zimnych drani, jednak choćby pękł, nigdy nie będzie kojarzył nam się z osiłkiem. A właśnie to określenie definiuje twardzieli stereotypowych, odkładając wszystkich, którzy do niego nie pasują, gdzieś na dalszą półkę.
W tym miejscu zastanowić się można nad siłą stereotypów. Choć wypieramy się ich i uznajemy je za niechlubne, próbując udowodnić, że kto jak kto, ale my nie postrzegamy świata szablonowo, stereotypy są zakodowane w naszych umysłach czy tego chcemy, czy nie. We współczesnym świecie, który bombarduje nas ikonami i kreowanymi na potrzeby danej dekady ideałami, nie sposób zamknąć swojej świadomości na wpływy z zewnątrz. Z tego właśnie powodu pod słowem „blondynka” rozumiemy niezbyt rozgarniętą kobietę z dużym biustem, a hasło „życie studenckie” jawi nam przed oczami zupki chińskie i trzy osoby na metr kwadratowy akademika. Podobnie rzecz ma się z „twardzielem”. Tego pojęcia nie odnosimy już bezpośrednio do dawnych gwiazd jak Steve McQueen – tok naszego rozumowania biegnie wprost do Sylvestra Stallone’a lub Dwayne’a Johnsona (sporą rolę gra tu kwestia wieku i pokolenia, do którego nam bliżej). I mimo usilnych starań innych aktorów, wciąż nie odnosimy go do panów, którzy nie wyglądają jak typowy osiłek. Ta zależność prawdopodobnie będzie trwała jeszcze przez wiele lat, aż obraz łysego barczystego pięściarza zastąpi coś nowego. Mimo tymczasowej dominacji osiłków w całokształcie pojęcia „twardziel” , warto również zerknąć na tych, którzy przebywają obecnie na marginesie...
Czy twardzielem nie był Bruce Lee? Prawdopodobnie nikt z nas nie wymieni go w pierwszej piątce osiłków kina. Dlaczego? Po pierwsze: kwestia innej kulturowości i rasy, po drugie: niewpisywanie się w stereotypy. Dowolnych przykładów szukamy zazwyczaj na własnym podwórku, a Azja wciąż wydaje nam się egzotycznym w pewnym sensie obszarem. Gdy już wyciągniemy Bruce’a Lee na światło dzienne, nagle spływa na nas olśnienie: no przecież, to też twardziel. Jednak sami nie wpadamy na to, by przywołać go wśród najbardziej znanych nazwisk. Stereotypy, stereotypy, stereotypy... Podobnie rzecz ma się z innymi twardzielami pochodzenia azjatyckiego, jak choćby Jackie Chan, Jet Li czy Donnie Yen. Jesteśmy świadomi ich głośnych ról i umiejętności walki jakich żaden twardziel by się nie powstydził, jednak... to tyle. Po prostu mamy ich gdzieś tam z tyłu głowy. Chyba, że jesteśmy zagorzałymi fanami.
A teraz z innej beczki: czy twardzielem równie dobrze może być kobieta? Do stereotypu, jaki kreujemy z każdą kolejną linijką tego artykułu, uzbieraliśmy już hasła takie jak: łysy, osiłek, szerokie plecy, wielkie bicepsy, posługuje się bronią, bije się na pięści, ma kamienny wyraz twarzy. Przez schematyczne myślenie, inspirowane współczesnym kinem akcji, kobiety również odsuwamy na dalszy plan. Jednak gdyby choć na chwilę przestać utożsamiać twardziela z zestawem wyżej wymienionych cech, a skupić się wyłącznie na odwadze i dokonaniach postaci, zyskujemy dużo szersze pole widzenia. Otwieramy się na młodych aktorów, otwieramy się na ikony Wschodu i otwieramy się również na kobiety. Nazwiska takie jak Cynthia Rothrock, Milla Jovovich, Michelle Rodriguez czy Angelina Jolie uświadamiają nas, że płeć nie gra roli, a twardzielem może być również niewiasta – ważne, by umiała solidnie lać przeciwnika, a tego rzeczonym paniom w ich kinowych odsłonach odmówić nie można. Abstrahując od typowo efekciarskiego kina akcji, w jakim najczęściej się z nimi spotykamy, możemy przejść jeszcze dalej, aż natrafimy na największą twardzielkę jaką zna taśma filmowa – Ellen Ripley, wykreowaną przez Sigourney Weaver na potrzeby filmów o Obcym. Nie są to obrazy kina akcji, bardziej możemy wpisać je w szeroko rozumiane science fiction, oczywiście wzbogacone o elementy horroru. Nasza bohaterka wsławiła się niezłomnością i odwagą w walce z przybyszem z kosmosu, a do tego celu potrzeba przede wszystkim twardego umysłu, a nie twardego bicepsa. Wywołująca w widzach chóralne „wow”, Ripley stała się postacią równie inspirującą, co twardziele starszego pokolenia – tym bardziej, że jest kobietą. Podobnie rzecz ma się z Lindą Hamilton, która partnerowała Schwarzeneggerowi na planie filmów o Terminatorze. Bynajmniej nie przyćmiła jej pierwszoplanowa postać męska, jak mogłoby się wydawać. Jej bohaterka, Sarah Connor, stanowiła fundament filmu, równie silny, co sam Terminator.
Po co w ogóle grupuje się aktorów w kategorię twardzieli? Z tej prostej przyczyny, że stanowią mniejszość we współczesnym kinie, które aktualnie zalewa nas dramatami, komediami i innymi mdławymi obrazami, nieoferującymi żadnej wyrazistej postaci. Twardziel pozostaje w pamięci na dłużej i pozostawia po sobie silne wrażenie. Inspiruje i wzbudza podziw. I nie mówimy tu o twardzielopodobnych tworach typu wampir z dużym bickiem lub barczysty wilkołak. Takie postaci, owszem, mogą zachowywać się jak zimni dranie, jednak nie będą postrzegani przez nas w ten sam sposób, w który postrzegamy omówione tu ikony kina akcji. Dziś filmów o twardzielach powstaje coraz mniej, a same ich karykatury wprowadza się chyłkiem do innych gatunków, w których jednak nie mają większego zastosowania. Twardziele potrzebują odpowiednich filmów, które są w stanie wyprowadzić ich postać w światło odpowiednich reflektorów, a obecne półśrodki podejmowane w kinie w tym celu, nie są zadowalające. Niepokojące jest również zjawisko, że w świecie, w którym na ekranie dominują superbohaterowie i moce nadprzyrodzone, najmłodsze pokolenie widzów nie czuje żadnej potrzeby by sięgnąć po klasykę. Filmy sprzed kilkudziesięciu lat stają się dla nich nieatrakcyjne, lamerskie i nudne. Typowy Antek, wróciwszy ze szkoły, chwyta pilot do telewizora i skacze po kanałach – nie łudźmy się, gdy zobaczy, że na stacji A wyświetlają Avengers, bez wahania przełączy lecącą aktualnie Szklaną pułapkę 3. Choćby nie wiem jak ciekawa była fabuła, bez przekoloryzowanego efekciarstwa nie zainteresuje współczesnych nastolatków tak, jak jeszcze niedawno interesowała ich rodziców.
Wracając do ekranowej serii filmów o Jamesie Bondzie, która towarzyszy nam od półwiecza, warto zaznaczyć, że sam agent 007 uległ z biegiem czasu licznym przemianom. Choć nigdy nie był barczystym osiłkiem ani karateką, jego współczesne wydanie w najwyraźniejszy sposób czyni z niego intelektualistę. Można zatem wstępnie nakreślić stereotyp dzisiejszego twardziela, który nieśmiało zastępuje posiadaczy największych bicepsów – jest nim zwyczajny facet z zasadami, który w imię większego dobra potrafi zmienić się w bezlitosnego zabijakę. Do takich ról wydaje się stworzony wspomniany już wcześniej Liam Neeson, który w „Uprowadzonej” pokazał, że nie potrzeba statusu postrachu osiedla by odbić córkę z rąk porywaczy. Szary obywatel, zanurzony w lepszej bądź gorszej codzienności, również ma szanse na powodzenie w walce, jeśli tylko nie brak mu odwagi, sprawności fizycznej i przede wszystkim błyskotliwości. No... przydają się jeszcze umiejętności, które można nabyć podczas pracy dla służb specjalnych. Tak naprawdę to one sprawiły, że współczesny tata w średnim wieku był w stanie poradzić sobie ze wszystkimi pułapkami jakie na niego zastawiano.
Do grupy wyszkolonych, acz - zdawałoby się - zwykłych facetów wpisują się również Tom Cruise oraz Matt Damon. Ten pierwszy wsławił się serią filmów Mission: Impossible, w której wciela się w odosobnionego agenta chcącego sprawić, by sprawiedliwości stało się zadość, natomiast drugi dał się poznać jako poszukujący swojej tożsamości Jason Bourne. Obaj panowie mieli do czynienia ze służbami specjalnymi, którym zawdzięczają swoje nieprzeciętne umiejętności (fizyczne oraz intelektualne) i to właśnie na tej podstawie można zaklasyfikować ich do grona współczesnych twardzieli, podobnie jak Liama Neesona z Uprowadzonej oraz Jamesa Bonda. Intuicja i umiejętność kojarzenia faktów czy szybkiego analizowania sytuacji jest cechą charakterystyczną dla twardzieli-intelektualistów. Filmy tego typu cieszą się zainteresowaniem głównie dlatego, że dostarczają naprawdę wybuchowej akcji – mamy w nich do czynienia z przemocą, jednak jest to przemoc w dobrym stylu, bez wylewających się flaków ani tryskającej zewsząd krwi. Współcześni twardziele nie są osiłkami i nie muszą rozwalać twarzy przeciwnika na miazgę prawym sierpowym. Tak naprawdę wcale im nie zależy na mianie twardziela, dlatego cały ten aspekt pozostawiają nieco na drugim planie, wyróżniając przede wszystkim swój intelekt i zwinność. Przez lata kojarzyliśmy określenie „twardziel” właśnie z mięśniakami i podejrzewam, że musi upłynąć więcej czasu, nim jako widzowie i konsumenci szeroko rozumianej kultury oficjalnie przypniemy tę łatkę zwykłym facetom o nieprzeciętnym umyśle. Niezaprzeczalnie jednak to oni zaczynają dominować w kinie akcji i z pewnością w najbliższej przyszłości pojawi się niejeden bohater, który zasili grono współczesnych twardzieli, umacniając ich pozycję w świecie ekranowym.
Podsumowując wszelkie rozważania i dygresje: „twardziel” to zaledwie jeden z popularnych stereotypów. Nie można być sprawiedliwym w obejmowaniu tym pojęciem gwiazd kina, ponieważ tak naprawdę jest ono zbyt szerokie. Dopiero zawężając nieco obszar poszukiwań, dopatrujemy się konkretów. Możemy więc prowizorycznie podzielić twardzieli na kilka podgrup (wyłącznie na bazie tego artykułu – gdyby drążyć jeszcze głębiej, podgrup w mgnieniu oka z pewnością by przybyło):
1) twardziele ekskluzywni i z klasą,
2) twardziele dzicy i wojowniczy,
3) twardziele bezlitośni i zimni,
4) twardziele-osiłki,
5) twardziele-kobiety,
6) twardziele-karatecy,
7) twardziele-intelektualiści.
Z całym przekonaniem da się stwierdzić, że jako zobrazowanie określenia „twardziel” wciąż rozumiemy przede wszystkim barczystych osiłków, stąd dominacja typu 4. Ograniczając się jednak wyłącznie do nazywania tym pojęciem Johnsona, Vina Diesela czy Van Damme’a, musielibyśmy niesprawiedliwie pominąć całe grono innych niekwestionowanych twardzieli, a i tak wymienieni w tym artykule to z pewnością nie wszyscy godni uwagi...
Cóż nam pozostaje? Czekać. Prędzej czy później narodzi się nowy obraz twardziela, odstawiając osiłków w cień. Wciąż zdecydowanie zmierzamy ku intelektualistom, odsuwającym obwód bicepsa na drugi plan. Kiedy nastąpi przesyt ich stereotypem, pojawi się kolejny, który również będzie wymagał od widzów oswojenia się z nim, co może zająć całe lata. Trudno w ciemno obstawiać, co zastąpi intelektualistów, jednak warto mieć oczy szeroko otwarte i wyłapywać zjawiska namnażania się podobnych postaci w kinie. Być może okaże się, iż to panowie z klasą pokroju Bogarta mają szansę na swój renesans? Czas pokaże.