World of Warcraft to tytuł, z którym mam wyjątkowo długą historię. Swoją przygodę w Azeroth zacząłem bowiem w momencie europejskiej premiery, a więc… 15 lat temu. Oczywiście w tym czasie zdarzały mi się przerwy, niejednokrotnie trwające kilka czy nawet kilkanaście miesięcy, ale zawsze wracałem – czasami dla wirtualnych znajomych, a czasami po to, by sprawdzić, co nowego przygotowali twórcy. Mimo całego swojego uwielbienia do tego MMORPG, od dłuższego czasu zauważałem pewne niepokojące zmiany, przez które gdzieś zatracała się frajda z rozgrywki. Produkcja studia Blizzard z jednej strony stawała się coraz większa, bo dochodziły nowe klasy, rasy czy lokacje, z drugiej jednak wszystko było maksymalnie upraszczane. Usuwano kolejne umiejętności i talenty, a pewne mechaniki pojawiały się i znikały (jak np. budzące kontrowersje wśród społeczności artefakty czy Heart of Azeroth). Kompletnie nie pasowało to do coraz wyższego, maksymalnego poziomu doświadczenia, bo podczas rozwijania postaci zdarzały się długie okresy, w których nasz bohater w żaden wyraźny sposób nie rozwijał się, nie stawał się potężniejszy. I tutaj z pomocą przyszła najnowsza aktualizacja gry, będąca jednocześnie podwalinami pod tegoroczny, choć opóźniony dodatek – World of Warcraft: Shadowlands. Zmniejszenie maksymalnego poziomu doświadczenia ze 120 do 50 (w Shadowlands – 60) na papierze brzmiało już całkiem ciekawie, ale dopiero po uruchomieniu nowej wersji gry i spędzeniu z nią kilku godzin, uświadomiłem sobie, jak dobra jest to zmiana. By mieć jak najlepszy wgląd w całą sytuację postanowiłem stworzyć świeżą postać i przeżyć całą przygodę od zera. Początek to nowa lokacja startowa – Exile’s Reach. Miałem okazję sprawdzić ją już wcześniej, w ramach zamkniętych, a później otwartych testów alfa oraz beta. To naprawdę doskonały start dla nowicjuszy, w którym stopniowo poznajemy te najbardziej podstawowe mechaniki, uczymy się korzystania z przydatnych umiejętności, zarządzania ekwipunkiem itp. Całość wieńczy zaś mini-loch, w którym dowiadujemy się, jak działają w grze aktywności grupowe. Przyjemna forma tego „samouczka” sprawia, że jest on też całkiem ciekawą alternatywą na pierwsze 10 poziomów dla osób, które na World of Warcraft „zjadły zęby”. Sam bawiłem się tam całkiem nieźle, wykonując nowe, nieznane wcześniej zadania. Zdobycie 10 poziomu pozwala zaś na wybór jednej z dwóch ścieżek – domyślnej, czyli poznania historii z Battle for Azeroth i drugiej, polegającej na wyborze tak zwanego Chromie Time. Po rozmowie z sympatyczną smoczycą ukrywającą się pod postacią gnomki, możemy wybrać jeden z wcześniejszych dodatków i rozwijać naszą postać np. w Northrend, Outland czy Pandarii. I to naprawdę fantastyczna sprawa – wcześniej musieliśmy poruszać się po kilku różnych kontynentach, co wiązało się nie tylko z czasochłonnymi podróżami (zwłaszcza na niższych poziomach i bez dostępu do wierzchowców), ale też z zaburzaniem sobie ciągłości fabuły. Teraz takiego problemu nie ma – nic nie stoi na przeszkodzie, by wbić 50 poziom wyłącznie w Kul’Tiras, Pandarii czy innej, ulubionej krainie, poznając przy tym wszystkie interesujące nas historie. Samo awansowanie na wyższe poziomy doświadczenia jest nieco szybsze niż wcześniej, a każdy nowy level wiążę się z czymś ciekawym do odblokowania. Raz jest to przydatna umiejętność, innym razem kolejne talenty do wyboru lub szybszy wierzchowiec. Czuć, że nasz heros staje się coraz potężniejszy i nie sposób się tu nudzić. Starych wyjadaczy z pewnością ucieszy też wiadomość, że przywrócono pewne zdolności, które dawno temu z gry usunięto.
Blizzard Entertainment
Swoistym "skutkiem ubocznym" patcha jest też to, że wirtualny świat Warcrafta wyraźnie odżył. Pewne lokacje, które wcześniej świeciły pustkami, teraz tętnią życiem. Przemierzając Draenor non stop napotykałem innych graczy, a w Pandarii nie brakowało sytuacji, w których musiałem zmagać się z atakami wrogów z Hordy – wcześniej o tego typu sytuacjach można było zapomnieć, bo prawie wszyscy siedzieli w Kul’Tiras lub Zandalarze. Zmiany nie pozostały też bez wpływu na ekonomię i profesje z wszystkich dodatków mają teraz sens, a więc i ceny materiałów i wytwarzanych przedmiotów poszły w górę.  Oczywiście, jak zwykle bywa w tego typu sytuacjach, pewnych wpadek nie udało się uniknąć i od czasu do czasu można natrafić na jakieś zgrzyty. Niektóre klasy zyskały na zmianach więcej niż inne, podobnie zresztą jak pewne przedmioty. Wystarczy np. wspomnieć o klejnotach z dodatku The Burning Crusade, które krótko (do czasu naprawienia tego aktualizacją przez twórców) były potężniejsze niż ich odpowiedniki z Battle for Azeroth. To jednak wyłącznie kwestia balansu, który naprawiany jest przez deweloperów na bieżąco. Poważniejszym problemem - przynajmniej dla mnie - jest fakt, że Chromie Time na pewien czas zmusza nas do robienia lochów wyłącznie z jednego, wybranego przez nas dodatku. Szkoda, bo umożliwienie dostępu do wszystkich lochów byłoby nie tylko świetnym urozmaiceniem, ale też mogłoby znacznie skrócić czasy oczekiwania na znalezienie towarzyszy do grupy. Liczę, że za jakiś czas również i ten element zostanie usprawniony. Wielką niewiadomą i prawdziwym testem dla Blizzarda będzie też zbliżający się dodatek, Shadowlands. Muszę przyznać, że po raz pierwszy czuje się dość spokojny o jego stan – głównie dlatego, że pre-patch zmniejszający maksymalny poziom doświadczenia okazał się naprawdę solidnym fundamentem, na którym można budować coś więcej. I trzymam kciuki, że opóźnienie premiery sprawi, że w ręce graczy trafi dopracowane rozszerzenie z interesującą historią, mnóstwem zawartości i mechanikami, które nie znudzą się po miesiącu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj