Najnowszy film Jonze'a to prawdziwa perełka wśród tegorocznych oscarowych filmów. Dzieło kameralne i ujmujące swą prostotą w niczym nie przypomina swoich głośnych i szeroko promowanych konkurentów z Witaj w klubie i Zniewolonym na czele. Chwytająca za serce muzyka, arcyciekawa wizja może wcale nie tak dalekiej przyszłości i, przede wszystkim, jedna z najbardziej niebanalnych historii miłosnych sprawia, że Ona to niezwykle przejmująca analiza kondycji współczesnego społeczeństwa. Koniec końców będzie zapewne tylko kolejną uroczą historyjką wzruszającą Akademię, która zginie gdzieś w tle społecznych opowieści ku pokrzepieniu serc, niemniej jednak Spike Jonze spisał się znakomicie, przywracając widzom wiarę w prawdziwe i nietrącące kiczem czy banałem historie miłosne.
Banał jest zresztą przy analizowaniu całej twórczości Jonze'a pojęciem zbędnym. Amerykański reżyser od początku swojej kariery przykuwał uwagę krytyków i widzów, racząc ich opowieściami, które z jednej strony trafiały do masowej publiki, spełniając swoje założenia komercyjne, z drugiej zaś stanowiły przykłady kina autorskiego, które wymaga od oglądającego pewnych kompetencji odbiorczych. Prawdą jednak jest, że Jonze sytuuje się bardziej po stronie kultury popularnej, która zawsze była dla niego niezwykle kolorowym tworzywem i bogatym w inspiracje śmietniskiem motywów. Fakt, że umiał ją sprzedać w mniej standardowej formie, przemawia tylko na jego korzyść.
Spike Jonze tak naprawdę nazywa się Adam Spiegel. Jego pseudonim artystyczny to humorystyczny hołd złożony muzykowi jazzowemu Spike'owi Jonesowi, który zasłynął dzięki ironicznym aranżacjom popularnych piosenek. Swoją drogę artystyczną amerykański reżyser rozpoczął w gruncie rzeczy dość standardowo: kręcąc reklamówki i klipy dla wielu uznanych artystów. Łącząc siły z twórcami nieszablonowymi, sam mógł sobie pozwolić na dużą swobodę twórczą, naznaczając nawet tak krótką formę, jaką jest teledysk, własną, ekstrawagancką estetyką. Efektem kreatywnej współpracy są chociażby tak pamiętne teledyski jak ten do piosenki "Weapon of Choice" Fatboy Slima, w którym Christopher Walken roztańczonym krokiem przemierza hotel, by w końcówce przelecieć nad jego hallem, czy historia człowieka-psa z kawałka "Da Funk" autorstwa grupy Daft Punk, która sama w sobie jest dość niezwykła. Praca Spike'a Jonze'a jako reżysera wyśmienitych teledysków była zresztą bardzo często doceniana przez stację MTV, która chętnie przyznawała mu swoje nagrody.
Tak jak świat muzyki zawdzięcza Amerykaninowi wiele pamiętnych klipów, tak środowisko skateboardzistów dzięki temu samemu artyście otrzymało dwa najbardziej pasjonujące filmy dokumentujące ich hobby. Jonze, który sam jest zapalonym miłośnikiem deski, na początku kariery znany był dzięki współpracy z magazynami poświęconymi sportom ekstremalnym. Obecnie swoją działalność poszerzył o internetowy sklep Girl Skateboard Company, oferujący sprzedaż desek oraz wszelakich akcesoriów do jazdy, a którego on sam jest współwłaścicielem.
Mimo że jazda na deskorolce jest sportem ściśle wiążącym się z amerykańską kulturą, to jednak próżno szukać w kinie zza oceanu prawdziwie "skejtowych" filmów, które pokazywałyby piękno tej dyscypliny w całej jej okazałości. Tymczasem Jonze postanowił połączyć swoją pasję z talentem reżyserskim, co zaowocowało powstaniem dwóch filmów może nieco hermetycznych i skierowanych do konkretnego środowiska, aczkolwiek mimo wszystko dobrze portretujących podejmowany temat. "Videodays" i "Yeah Right" to niemalże dokumentalne obrazy przepełnione różnymi trikami, zjazdami i innymi niesamowitymi ewolucjami powietrznymi dokonywanymi przez miłośników deski. Jonze przygląda się skateboardzistom z taką samą pasją, z jaką oni traktują swoje hobby, dzięki czemu otrzymujemy obraz, który w gruncie rzeczy może przykuć uwagę również widza niezaznajomionego z tematem, ale doceniającego kunszt prezentowanych na ekranie obrazów zadających kłam prawom fizyki. Obydwa te niskobudżetowe dzieła, które przecież nie dotarły do szerokiego grona odbiorców, utwierdziły pozycję Jonze'a jako artysty znajdującego się gdzieś na uboczu kultury masowej.
Tą samą drogą miał podążać przez następne lata swojej pracy twórczej. Mimo że każdym kolejnym filmem skejtujący reżyser coraz bardziej zwracał uwagę mainstreamu na swoją osobę, to jednak niezmiennie pozostawał wierny koncepcji artystycznej przyjętej przez siebie już na początku kariery. Wierność własnemu, indywidualnemu stylowi uchroniła młodego twórcę przed oskarżeniami o sprzedanie się komercji.
Przełomowy w karierze Jonze'a okazał się rok 1999. To wtedy właśnie mieliśmy okazję zapoznać się z jego debiutem kinowym, który był prawdziwie surrealistyczną jazdą bez trzymanki. Chodzi tutaj oczywiście o jedyne w swoim rodzaju dzieło pt. Być jak John Malkovich, gdzie tytułowy aktor gra samego siebie, a John Cusack wciela się w mężczyznę "wchodzącego" do jego głowy i zaczynającego widzieć świat jego oczami. Film nagrodzony statuetką BAFTA za najlepszy scenariusz oraz FIPRESCI dla reżysera był znakomitym owocem twórczej współpracy Spike'a Jonze'a i Charliego Kaufmana, którzy ponownie mieli zaskoczyć świat trzy lata później dzięki brawurowej Adaptacji. Sukces artystyczny debiutanckiego obrazu nie przeszkodził jednak Jonze'owi w produkowaniu i pisaniu scenariusza do jednego z najbardziej ohydnych, ale już w pewien sposób przewrotnie kultowych seriali telewizyjnych, jakim był "Jackass" stacji MTV.
Amerykanin stale więc udowadnia, że kino jest dla niego materią niezwykle płynną, która może mieszać w sobie nieraz całkowicie różne estetyki. Kolejne wspólne dzieło Jonze'a i Kaufmana, czyli Adaptacja, jest dowodem na to, że reżyser stale balansuje na granicy komercji i swobody artystycznej, co może charakteryzować twórców o już ukształtowanym obrazie własnej pracy.
Adaptacja to prawdziwy popis umiejętności pisarskich Charliego Kaufmana. Ciągłe zmiany perspektyw, punktów widzenia i miejsca akcji, a także niezliczone retrospektywy i nawiązania sprawiają, że seans tego filmu jest dla widza zadaniem niezwykle wymagającym. Swoją budową przypominać może rosyjską matrioszkę - każda scena otwiera kolejną, a my musimy zagłębić się w ten zwariowany świat, starając się nie stracić kontaktu z rzeczywistością. Ciągłe mieszanie wątków i poganianie jednego absurdu kolejnym mogło niewątpliwie okazać się bronią obosieczną. Widz, gubiąc właściwy wątek i sens filmu, mógłby ostatecznie zrezygnować z jego poszukiwań. Na szczęście Adaptacja jest tworem na tyle oryginalnym, iż trudno go zignorować, a Spike Jonze i Charlie Kaufman utwierdzili widzów w przekonaniu, że tworzą jeden z najbardziej niezwykłych duetów filmowych. Wszak wymienienie w napisach końcowych jako drugiego scenarzysty brata Kaufmana, który tak naprawdę nie istniał, a mimo to został nominowany do Oscara, świadczy samo za siebie.
Kolejne lata w twórczości Jonze'a to okres wyśmienitych scenariuszy jego autorstwa. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj tekst adaptujący klasyczną książkę Maurice'a Sendaka "Gdzie mieszkają dzikie stwory". Film Jonze'a pod tym samym tytułem to mroczna i przesiąknięta poruszającym pesymizmem historia rozgrywająca się w świecie wykreowanym dzięki dziecięcej wyobraźni nieznającej żadnych ograniczeń. Sama strona techniczna również zasługuje na uznanie. Tytułowe stwory nie są typowymi, przyjemnymi potworkami, które wypełniają historie skierowane do dzieci, przez co film może pretendować do miana najbardziej przygnębiającej bajki w historii kina. Uosabiają one konkretne typy charakteru przywodzące na myśl świat dorosłych. Dzięki temu obraz łączący te dwa światy stanowi poruszające przeżycie, potwierdzając może i banalną, ale i prawdziwą tezę, że dorośli często niewiele różnią się od dzieci.
W swoim najnowszym filmie Jonze po raz kolejny portretuje zwichrowany świat ludzkich emocji, udowadniając tym samym, jak skomplikowane mogą być najprostsze uczucia i jak wiele twarzy mogą one w gruncie rzeczy mieć. Jonze to fan uroczych dziwaków żyjących w swoim świecie, którzy dzięki jego uprzejmości i wrażliwości coraz częściej towarzyszą nam w pozornie poukładanej egzystencji. Pytanie tylko, czy na chwilę obecną znaleźlibyśmy w naszym świecie miejsce dla Theodora i Samanthy.