W zeszłym tygodniu do naszej redakcji zawitała konsola nowej generacji Xbox Series X. Dziś spadło embargo, więc możemy się z Wami podzielić naszymi przemyśleniami na temat nowego sprzętu Microsoft.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie jest to pełnoprawny test Xbox Series X, taki zrobimy trochę później, kiedy już otrzymamy więcej gier na nią stworzonych i kiedy software będzie w pełni ukończony. Poniższy tekst możecie potraktować jako pierwsze wrażenie po spędzeniu tygodnia z konsolą nowej generacji.
Samą konsolę pokazałem już w naszym unboxingu, więc teraz pominę jej walory wizualne i skupię się od razu na funkcjonalności. Pierwsze, co momentalnie rzuca się w oczy, to fakt, jak cicha jest to konsola. Jest to zasługa nowego systemu chłodzenia, który dzięki wielkiemu wentylatorowi umieszonemu na górze tworzy tunel powietrzny utrzymujący niską temperaturę wewnątrz obudowy. Nie wiem, jak długo ta cisza będzie trwała, ale na razie jest. Gdyby nie to, że znaczek Xboxa świeci się, gdy konsola pracuje, to trudno byłoby ocenić z daleka, czy jest ona włączona, czy nie. I od razu odpowiem na pytanie, które pojawi się najpewniej pod tym testem. Nie, nie próbowałem odgrzewać pizzy czy innej mrożonki za pomocą ciepłego powietrza wydobywającego się z góry konsoli. Jednak nie czułem, by konsola jakoś mocno się nagrzewała czy wyrzucała z siebie bardzo gorące powietrze.
No to jak już wiemy, że działa, to odpalamy sprzęt. I tu pierwsze lekkie rozczarowanie. Pomimo tego, że konsola ma wbudowany dysk o pojemności 1TB, to po samym jej uruchomieniu nagle znika nam 198 GB i do dyspozycji pozostaje zaledwie 802 GB. Z doświadczenia wiem, że może na start to wystarczy, ale prędzej, niż bym tego chciał, będę musiał dołożyć drugi dysk. No bo ile tytułów zainstalujemy na tym dysku? 10? 12? Na szczęście można taki podłączyć przez port USB, a sam panel kontrolny konsoli pozwala na płynne przerzucanie biblioteki pomiędzy podłączonymi dyskami. Ale o tym za chwilę.
Nareszcie mogę coś więcej powiedzieć na temat pada niż to, że dobrze się prezentuje i nieźle trzyma się w dłoniach. Mogłem go przetestować w akcji, a jestem człowiekiem, który częściej gra na PlayStation i muszę powiedzieć, że jestem mile zaskoczony. Nie jest źle. W porównaniu z poprzednim padem teraz ktoś poszedł po rozum do głowy i wydłużył gripy. Pokryto je także odpowiednim tworzywem, by lepiej się go trzymało. Największą zmianą jest jednak dodanie nowego guzika umożliwiającego robienie zdjęć w czasie rozgrywki. Jestem przekonany, że wiele osób ucieszy się z tej funkcji. No to teraz czas wejść do akcji i zobaczyć, o co tyle hałasu.
W chwili testowania konsoli nie otrzymaliśmy zbyt wielu gier pokazujących potencjał tej konsoli. Zresztą o tych, które otrzymałem, nie za dużo mogę napisać, bo pomimo tego, że dziś spadło embargo na test sprzętu, to nie spadło ono na opis gier. Zresztą i tak te największe tytuły nie są na nią jeszcze dostępne, a na Halo Infinite będę musiał poczekać aż do 2021. Ciekawy za to jest tryb częściowej instalacji gier. Co to oznacza? Tyle, że możemy zaciągnąć np. samego multiplaya bez kampanii i na odwrót, co dla wielbicieli takich gier jak Doom Eternal czy innych strzelanek może być bardzo atrakcyjne. Zwłaszcza w odniesieniu do tego szybko zapełniającego się dysku, o którym wspominałem.
Czy będzie w co grać w dniu premiery? Oczywiście. Twórcy wsłuchali się w głos swoich fanów i podarowali im to, czego chcieli i o co prosili. Kompatybilność wsteczną. Dzięki temu w dniu premiery będziemy mieli z czego wybierać. Sam miałem. Biblioteka Game Passa jest bardzo rozbudowana. Są tu tytuły z Xbox One, Xbox 360 i Xbox. Do wyboru, do koloru. I jeśli myślicie, że stare tytuły będą wyglądały na Xbox Series X tak samo jak na poprzednich generacjach, to już Was wyprowadzam z błędu. Gołym okiem widać, jak takie tytuły jak Red Dead Redemption 2 korzystają z SSD, CPU i GPU, które daje nowy sprzęt. Rozgrywka staje się jeszcze bardziej płynna. Mało tego, gra od Rockstar Games na nowej konsoli odpala się o jakąś minutę szybciej niż na konsoli poprzedniej generacji. Do tego dochodzi jeszcze funkcja auto HDR, która nawet z gier z pierwszego Xboxa jest w stanie wyciągnąć lepszą grafikę. A to już jest nie lada sztuka. Oczywiście nie jest tak, że każdy tytuł automatycznie da się podnieść ze 30 fps do 120 fps. Do niektórych tytułów będzie potrzebna stosowna aktualizacja, którą podobno Microsoft ma dostarczyć. Ale kiedy dojdziemy do poziomu, że każdy tytuł dostanie taką aktualizację? To nie zostało sprecyzowane.
Sama Biblioteka prezentuje się bardzo przystępnie, ale na rewolucję wizualną się nie nastawiajcie. To wciąż jest ten xboxowy wygląd, jaki znacie. Graficznie jest ona przejrzysta. Mamy szybki dostęp do zasobów Game Passa, naszych osiągnięć i aktualnie promowanej gry. Niby nic specjalnego, ale cieszy oko. Podoba mi się też możliwość rozbudowywania panelu o dodatkowe zakładki. Uśmiałem się też, gdy zobaczyłem folder „Zaskocz mnie!”, w którym to konsola sama wybiera, w co powinienem zagrać. Niektóre z jej propozycji były… interesujące. Znajdziemy tu też szybką funkcję żonglowania zainstalowanymi tytułami z Xboxa One pomiędzy wbudowanym dyskiem, a tym który podłączymy zewnętrznie. Dzieje się to naprawdę za pomocą dosłownie kilku kliknięć.
Mogę powiedzieć, że cały panel działa bardzo płynnie. Nie ma żadnych zgrzytów, gdy przerzucamy pokaźną bibliotekę tytułów w Game Pass czy też gry przeskakujemy pomiędzy zakładkami.
Jest też funkcja, której konkurencja może zazdrościć. Przynajmniej na razie. Funkcja Quick Resume pozwalająca zapisać stan rozgrywki pięciu gier i szybko przełącza się między nimi bez ich wyłączania. Od razu uspokajam, ta funkcja działa w przypadku wszystkich gier, jakie są dostępne na Xbox Series X, także tych objętych kompatybilnością wsteczną. I tu chyba pojawia się jedno z tych logicznych uzasadnień, gdzie podziało się na starcie te 198 GB pamięci. Otóż właśnie między innymi zostało zużyte na ową funkcję, która działa nawet w momencie, gdy odłączymy konsolę od prądu. Sprawdzałem. Faktycznie działa.
Podsumowując, na dziś jestem bardziej niż zadowolony z nowej konsoli Microsoftu. Widać, że cała ekipa włożyła w nią tytaniczną pracę, uwzględniając wszystkie, czy tam prawie wszystkie, prośby fanów. Pod względem tego, co kryje to pudełko, to mamy naprawdę konsolę najnowszej generacji. Następne tygodnie pozwolą nam ocenić, czy tytuły, jakie na nią wyjdą, wykorzystają jej możliwości, a może na to będziemy musieli poczekać dłużej. Zobaczymy. Na pewno fani dostaną ogromną bibliotekę na start, więc nie będą rozczarowani w dniu premiery.
Czy warto skusić się na zakup Xboxa Series X? Moim zdaniem tak. Jak nie byłem fanem poprzednich generacji od X, tak ta mnie do siebie przekonała. Trochę to trwało, ale się im udało. PlayStation będzie miało przed sobą nie lada problem. Przynajmniej na mojej półce pod telewizorem.
Specyfikacja Xbox Series X:
procesor: Zen 2 – 8 rdzeni 3,8 GHz (3,6 GHz z SMT)
układ graficzny: 12 teraflopów, 52 CUs 1.825 GHz, RDNA 2
szacowana wydajność: 60 FPS w 4K (do 120 FPS w mniejszych rozdzielczościach).