ADAM SIENNICA: Przemysł filmowy w Quebecu. Jak trudno jest tworzyć filmy w tym miejscu? YAN GIROUX: Przemysł filmowy w Quebecu jest dla filmowców przyjazny. Dajemy radę tworzyć filmy tylko ze środków publicznych. Mamy stymulujące środowisko, a że jest dużo filmowców, to i konkurencja też jest duża. I nawet kiedy dostaniemy publiczne fundusze na nasze projekty, to nadal jest dużo pracy. O granty możesz prosić dwa razy w roku. I za każdym razem jest jakieś 70 zgłoszeń. Może 8 do 10 filmów dostanie dofinansowanie. Decyduje więc jakaś komisja… Dokładnie tak. Są ludzie, którzy czytają projekty. Biorą również konsultantów z zewnątrz, którzy czytają scenariusze. Nigdy nie jest do końca jasne, dlaczego te projekty zostały wybrane. Myślę, że oni próbują w swoich wyborach połączyć kino komercyjne i niezależne. Instytucje próbują dosięgnąć publiczność w bardziej konwencjonalny sposób. Nie zawsze jest to komercyjny sposób, ale główne skupienie idzie na filmy narracyjne w tych czasach. Czyli te filmy nie zawsze są takie ponure, jak wczoraj wspominałeś na Q&A? ch] Jest sporo ponurych filmów. Krytycy prawie zawsze twierdzą, że kino quebeckie jest ponure. I dla mnie jako filmowca jest to trochę frustrujące, ponieważ jak spojrzy się całościowo na nasze kino, to okazuje się, że tworzone są wszystkie gatunki filmów. I uważam, że to normalne, że w tak zróżnicowanym kraju są zarówno ponure filmy, jak i komedie. Więc jeśli jesteś krytykiem i ciągle mówisz o tym, że quebeckie kino jest ponure, to jak możesz zainteresować publiczność, żeby przyszła na seans? Rzeczywiście na początku lat dwutysięcznych było dużo takich ponurych i nudnawych filmów. Ale to był taki międzynarodowy trend. To nie było konkretnie w Quebecu. Myślę, że teraz nasze kino jest bardziej różnorodne. Mroczne i ponure - to nie jest zarzut. To mogą być przecież dobre filmy. Dokładnie. Co zabawne, tę ponurość podkreślają też często osoby oglądające na co dzień telewizję. A przecież większość seriali telewizyjnych jest superdramatyczna. Oglądasz duży francuski serial telewizyjny, bardzo popularny w Quebecu, z kilkoma ponurymi historiami, dramatami rodzinnymi, umierającymi ludźmi, rozpaczą i tak dalej. Nie rozumiem dlaczego telewizja może iść tą drogą, a kino nie może. To jest dziwne, ponieważ najpopularniejsze seriale są ponure, postaci są autodestrukcyjne i ludzie to uwielbiają. To dlaczego nie lubią tego w kinie? Zgadzam się. Włożysz tylko faceta w garnitur, zostaje superbohaterem i wszyscy idą go zobaczyć. Ale myślę, że problem jest dużo bardziej głęboki. Nie wiem, jaka jest sytuacja tutaj, ale w Quebecu każde amerykańskie studio jest partnerem kin. Dostają dostęp do każdej sali, widowni, do setek ekranów na typowe amerykańskie filmy. A ja dostaję cztery ekrany, więc wiesz, walka nie jest równa. A dystrybutorzy chcą zarobić pieniądze. Prawda, ale nie mogę narzekać. Dostałem dobre dofinansowanie na mój film. Dużo z nim podróżuję. Interesujące jest dla mnie to, jak zbudowany jest przemysł, jak to wpływa na fakt, że ludzie idą zobaczyć jeden film, a drugiego nie. Jeśli nie mówisz o dystrybucji, nie możesz winić filmowców za to, że ludzie nie idą na ich filmy. Moim zadaniem jest zrobić jak najlepszy film, a nie odpowiadać za sprzedaż czy promocję. A jak odbierane są twoje filmy poza Kanadą? Wiele podróżowałem. Jestem tu w Polsce, żeby o tym mówić. Pokazałem film ludziom. Pojechałem do różnych miast. Nie ma wielkich tłumów na spotkaniach, ale wiesz, za drugim razem może być więcej. To jest to, co lubię w karierze filmowca. Porozmawiajmy o twoim filmie, który miał swoją premierę na Tofifest. Tytuł mówi mi, że to film dla mnie, bo nie mam pojęcia o poezji. Tytuł jest trochę śmieszny, a jednocześnie prowokujący. Nawet jeśli nie znasz tego wiersza, ośmieliłbyś się przyjść obejrzeć ten film. To jest to, co w tym lubię. Dla mnie zaskakujący był moment, w którym bohater napisał na książce, dlaczego pisze poezję. Tak, są dwie ważne części, które łączą się z jego sztuką. Moment, kiedy mówi, że jest jak te zakonnice modlące się w zakonie. Zakonnice modlą się za innych ludzi, a on pisze dla innych ludzi. Jak jesteś artystą i czujesz, jak cię pali w środku, to wiesz, że musisz coś stworzyć. Nie myślisz, kto będzie to czytać. Bardzo szanuję za to poetów. Ten wewnętrzny głos, którym muszą się podzielić. Nawet jeśli jest coraz mniej miejsca na poezję w naszym społeczeństwie. Po prostu dalej to robią. Muszą mówić rzeczy, których inni artyści lub inne media nigdy nie powiedzą. Poeta wskazuje palcem, demaskuje chroni część piękna, która jest atakowana. Dlatego chciałem o tym zrobić film, o Yvesie. Jaki był naprawdę Yves? On nie szedł na żadne kompromisy, był autentyczny wobec siebie i wobec swojej sztuki od początku do końca. W pewnym sensie to jest zaraźliwe. To było dla mnie inspirujące na tyle, że jako nastolatek postanowiłem pisać wiersze. Teraz robię filmy inspirowane nim i ludźmi takimi jak on. W tym filmie jest dużo fikcji. To nie jest typowa biografia. Wzięliśmy dużo przykładów z jego życia, ponieważ w pewnym sensie on jest symbolem artysty, który inspiruje młodych ludzi. I tacy artyści są wszędzie. Jestem przekonany, że jest dużo takich poetów w Polsce. I wiem, że jest ich dużo na całym świecie. Wziąłem poetę, ale równie dobrze mógł to być muzyk. Muzyk, którego nikt nie zna, grający na gitarze na starym mieście gdzieś w barze. I pewnego dnia jakiś nastolatek wejdzie do tego baru, zobaczy muzyka i zainspiruje się. I pasja do sztuki zostaje przekazana, ale nie w wymiarze komercyjnym, a osobistym. I myślę, że czasami zapominamy o roli, jaką nieznani artyści odgrywają w społeczeństwie. Jaka część w tym filmie jest prawdziwa o nim i jego życiu? To zostało dokładnie pokazane. Książka, nad którą pracuje, została wydana i zrobił to z Dyane. Postać Dyane istnieje i nadal żyje. I Mackerel, ten młody chłopak, to miks syna Yvesa i w pewnym sensie mnie. A kolejną postać wzorowałem na swojej przyjaciółce. To trio jest prawdziwe. A na przykład scena kłótni z redaktorem. Nie wiemy, czy taka sytuacja miała miejsce, ale była bardzo prawdopodobna. Niby nie jest to fakt, ale oddaje charakter postaci. Dużo rzeczy, które pokazujemy na ekranie, są bliskie jego życiu. Nawet jeśli nie są rzeczywistymi faktami. Próbowaliśmy być bardzo biograficzni. Jego codzienne życie przeważało, było pisaniem i pokazywanie komuś swojej twórczości. To nie taka zabawa. Ives jest bardzo charyzmatyczną i magnetyczną postacią. Zastanawiam się, czy on naprawdę taki był w prawdziwym życiu? Tak, był takim krzykaczem, głośno mówił, ciągle spędzał czas w barach, wygłupiał się. Wydawał się trochę butny. Ludzie mi często mówili, że jak ktoś pierwszy raz spotkał Ivesa, to się z nim pokłócił, a potem stawali się przyjaciółmi. Był również intelektualistą i lubił się kłócić i dużo dyskutować. Słyszałem też wiele historii o tym, że pomagał młodym poetom. Mogłeś iść do baru, poprosić, żeby przeczytał twoje wiersze, a on by cię poprosił tylko o jedno piwo (śmiech). To jest to, co zrobił ze mną. To jest też coś takiego, co zrobił z Ellen Monet, ostatnią poetką, którą widzimy w filmie. Oni byli przyjaciółmi. Dlatego wykorzystałem jej wiersz, który swoją drogą jest bardzo dobry. Yves wziął ją pod skrzydła, kiedy była początkującą poetką. Czytał jej wiersze. W ten sposób wspierał wielu młodych poetów. Zaskakujące było to, że musiał wziąć się do tradycyjnej pracy, więc robił napisy do filmów porno. Napisałem scenariusz z Dion. On jest pisarzem w Quebecku, ale to jego pierwszy kinowy scenariusz. Jak miał dwadzieścia parę lat, tworzył napisy dialogowe do filmów porno. Robiąc rozeznanie wśród poetów spotkaliśmy takich, którzy, jak to mówimy po francusku w Quebecku, wygrali życie, „gagner leur vie” – co oznacza, że pracują, żeby żyć, więc robią na przykład takie napisy. To dość popularne. W tym samym wątku była też taka scena – zauważył kobietę, która lata temu była sławną pisarką, a którą uważał za zmarłą. Smutna metafora… Filmując to, prawie płakałem. Aktor, Martin, grał tak dobrze, ponieważ jest trochę idealistą. Jest też muzykiem rockowym, pisał wiersze. W życiu istotna dla niego jest wolność. To, w jaki sposób zagrał tę scenę, dało mi do myślenia. Ci wszyscy poeci, którzy utknęli gdzieś w piwnicach, o których nic nie wiemy. Spojrzenie, jakie ma, gdy ją zobaczył, słowa „myślałem, że ona nie żyje”. To miażdży serce. Są plany na dystrybucję filmu poza Kanadą? Mamy międzynarodowego dystrybutora sprzedaży, ale jest to lokalna działalność. To firma z siedzibą w Montrealu i jak dotąd nie ma jeszcze tak silnego przebicia. Chciałbym, żeby film bardziej podróżował. W następnym miesiącu będę w Niemczech z projekcją. Kilka miesięcy temu byłem w Londynie. Ludzie zaczynają potrzebować czegoś więcej od kina mainstreamowego. Przykładem jest film Joker. Jest on połączeniem filmu komiksowego z niszową formą artystyczną. Ludzie go uwielbiają, a wpływy ze sprzedaży biletów są rekordowo. Tak. Byłem zaskoczony powolnym tempem. Jest w nim dużo artystycznych momentów, ale fabuła nie posuwa się do przodu. Ciekaw jestem, dlaczego ten film przyniósł tak ogromny zysk. Chciałbym porozmawiać o tym więcej z ludźmi, którzy nie są amatorami kina. Jakie są twoje plany, pracujesz nad następnym filmem? Tak. Próbuję zdobyć finanse na film krótkometrażowy. Lubię tę formę, czuję się w niej dobrze. Zrobiłem już całkiem sporo filmów krótkometrażowych, w tym teledyski. Jeden pojechał na Sundance Film Festival. Po skończeniu pracy nad obecnym filmem krótkometrażowym chcę się zająć filmem długometrażowym. A możesz nam zdradzić, o czym będzie ten film? To będzie historia młodego mężczyzny, dozorcy parkingu, który próbuje odnaleźć swój sposób na życie. Stara się zadowalać ludzi, ponieważ sam nie wie, kim jest. Jak próbuje zadowolić ludzi, oni zaczynają nim manipulować. Film będzie poruszać kwestie związane z płcią, męskością, dynamiką kontroli.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj