Yuri!!! on Ice to przykład serialu anime, który zapowiadał się na kolejną serię sportową, żeby po kilku odcinkach stać się zupełnie niespodziewanym hitem. Czas zadać sobie pytanie – jak to się stało?
Historia zaczęła się jak wiele innych. Dwie panie, Mitsurou Kubo oraz Sayo Yamamoto, tułały się od studia animacji do studia ze swoim pomysłem na anime o łyżwiarstwie. Pomysł wydawałoby się ciekawy, zwłaszcza, że serie sportowe są modne, a łyżwiarstwo, choćby ze względów czysto wizualnych, świetnie wypadłoby na ekranie. Niestety projekt nikogo nie zainteresował… do czasu. Studio MAPPA, znane z takich anime jak świetne
Sakamichi no Apollon czy
Ushio & Tora podjęło się wyzwania. Tym samym zeszłoroczny sezon jesienny wśród powodzi serii miernych i świetnych zawierał także i takie dziwo jak
Yuri!!! On Ice. Zaczęło się niewinnie – (przeważnie) ładna animacja, sympatyczni bohaterowie, trochę fanserwisu… a potem internet wybuchł.
Yuuri Katsuki to 23-letni japoński łyżwiarz, który myśli o zakończeniu kariery sportowej. Nie jest kompletnym beztalenciem – jego umiejętności techniczne stoją na wysokim poziomie, ale chłopak ma inny problem, a mianowicie nie radzi sobie z presją. Na finałach Grand Prix zajmuje ostatnie miejsce i załamany oraz niemający już żadnej motywacji do dalszego uprawiania ukochanego przecież sportu, wraca do domu. Hasetsu to małe miasteczko na Kiusiu, które wyróżnia się pałacem, kilkoma gorącymi źródłami i lodowiskiem. Yuuri nie wiedząc, co ze sobą począć, postanawia udać się na swoje stare miejsce treningów i zatańczyć układ swojego idola, Wiktora Nikiforowa, wielokrotnego medalisty mistrzostw świata. Chłopak nie ma pojęcia, że jego występ nagrały córki przyjaciółki, Minako, o wdzięcznie brzmiących imionach Axel, Lutz oraz Loop. Nagranie trafia do sieci, no i co nie jest zbyt wielką niespodzianką, ogląda je także sam Wiktor, który następnego dnia przybywa do Hasetsu i oznajmia zdumionemu Yuuriemu, że od dzisiaj jest jego trenerem!
Historia niczym z bajki, nie wydaje się też jakoś szczególna oryginalna. Ale anime wciąga, a Wiktor to takie ziółko, że nie da się go nie polubić. Sam Yuuri choć pozbawiony jest pewności siebie, także szybko zjednuje sobie sympatię widzów. Nie może też zabraknąć głównego rywala bohatera, a jest nim zaledwie 15-letni debiutant w łyżwiarstwie seniorskim, Jurij Plisecki. Anime jest napakowane zresztą taką ilością łyżwiarzy, że na brak postaci drugoplanowych narzekać nie można. Ale co tak bardzo przypadło do gustu fanom japońskiej animacji? Przede wszystkim niczego nieświadomy widz rozpoczynając seans, jest święcie przekonany, że obejrzy kolejną serię sportową, z elementami dramatu, komedii, ewentualnie z odrobiną fanserwisu. Zwłaszcza ten fanserwis powala w pierwszych odcinkach, a do najsubtelniejszych on nie należy. No dobrze, w co drugim anime któraś bohaterka musi choć raz pokazać biust/majtki, więc niech i panie mają coś dla siebie. A queerbaiting (aluzje, że bohaterowie są orientacji homoseksualnej), tu występujący wydaje się tylko kolejnym elementem ku radości widzów (widzek) Wystarczy wejść na serwis blogowy tumblr, aby przekonać się, że ogarnięte nieraz manią fanki są w stanie zobaczyć relację homoseksualną w dosłownie każdym filmie czy serialu. Jakież było więc zdziwienie wszystkich, kiedy okazało się, twórczynie
Yuri!!! On Ice postanawiają nie bawić się w queerbaiting, a pokazać relację dwojga bohaterów, która z yaoi czy shounen-ai nie ma nic wspólnego. Brak tych etykietek nadanych oficjalnie serialowi oburzyła wielu widzów, chcących obejrzeć anime sportowe, którzy dostali w twarz serią o wyraźnie tęczowym zabarwieniu.
Terminy yaoi oraz shounen-ai odnoszą się do mangi lub anime o związku dwóch homoseksualnych mężczyzn, pierwszy zawiera w sobie bardzo mocne sceny erotyczne, drugi zaś to wersja light z co najwyżej pocałunkiem i trzymaniem się za rączki. Najprościej byłoby więc zaklasyfikować
Jurków na lodzie do gotowych już kategorii i koniec sprawy. Przywarą ludzką jest jednak segregowanie i umieszczanie wszystkiego w konkretnych szufladkach, ale czemu czasem nie można czegoś zostawić luzem? Jeżeli ktoś z reguły nie ogląda anime yaoi/shounen-ai, to automatycznie ominie go taka zabawa jak
Yuri!!! On Ice, seria dająca naprawdę wiele frajdy. W końcu przy przeciętnym romansowym anime nie umieszcza się informacji – uwaga, jest tutaj para heteroseksualna! Nie mogę się doczekać czasów, gdy takie szufladkowanie przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie…
Zobacz opening Yuri!!! On Ice:
Yuri!!! On Ice to przykład serii, która po każdym odcinku prowokuje do analizowania każdej sceny, czy wręcz klatki animacji z powodów wyżej wymielonych. To po prostu bardzo sympatyczny serial. Bohaterowie są zwyczajnie ciekawi, a całość jest coraz bardziej napędzana kolejnymi konkursami, w których Yuuri uczy się, że tak naprawdę stać go na więcej, niż kiedykolwiek śmiał marzyć. Seria stawia na realizm, więc widz musi pogodzić się z faktem, że występy poszczególnych łyżwiarzy się powtarzają. Nie inaczej wygląda to jednak w rzeczywistości – każdy łyżwiarz przygotowuje w końcu konkretny program, a potem przedstawia go przez cały sezon. Pod względem technicznym anime jest jednak niewiarygodnie nierówne – zwłaszcza pierwszy odcinek powala pieczołowitością animacji, a ruchy łyżwiarzy są płynne i zwyczajnie piękne.
Niestety im dalej w las, tym gorzej, co jest jednak główną bolączką współczesnej japońskiej animacji. Kwestia równego rozłożenia budżetu na cały sezon (w tym wypadku 12 odcinków) jest bardzo istotna. A tak widz zgrzyta zębami przy scenach z anatomicznymi koszmarkami na łyżwach. Kuleje też bardzo kompozycja – tempo pierwszych odcinków jest spokojne, żeby później akcja pędziła na łeb i szyję, próbując upchać cały konkurs w jednym odcinku. A nawiązując do tytułu tekstu -
Yuri!!! On Ice warto obejrzeć nie tylko dla jednego z najciekawszych romansów ostatnich lat, ale przede wszystkim dla muzyki. Wydano soundtrack zawierający 24 utwory użyte w serialu jako podkład do występów wszystkich łyżwiarzy i z całą pewnością mogę stwierdzić, że są rewelacyjne. Każdy znajdzie coś dla siebie – od opery, poprzez pop, na elektronice kończąc. Nawet tradycyjna tajska muzyka potrafi zachwycić. Jeżeli kogoś zrazi samo anime, niech nie rezygnuje z przesłuchania choć na próby soundtracku, zaś opening i ending wpadają w ucho z mocą pędzącego pociągu i za nic nie chcą opuścić głowy.
Yuri!!! On Ice zapowiadało się kolejne anime dla napalonych
fujoshi (dosł.
zgniła dziewczyna, termin o wyraźnie pejoratywnym wydźwięku), czyli fanek wszystkiego, co zawiera w sobie związek męsko-męski. Jednak przedstawiona w nim relacja głównych bohaterów wykracza poza typowe serie yaoi/shounen-ai i po prostu zaskakuje innym podejściem do tematu. Warto dać temu tytułowi szansę, a przynajmniej obejrzeć pierwszy odcinek. Jeżeli przeboleje się lekko tandetny fanserwis, potem jest już tylko lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h