‌‌Murder in the First to serial kryminalny Erica Lodala i weterana telewizji Stevena Bochco, który ma na koncie takie produkcje jak Hill Street Blues czy Doogie Howser, M.D.. Panowie nie chcieli stworzyć tzw. procedurala, czyli serialu opartego na jednoodcinkowych historiach. Zamiast tego widzowie obserwują jedno rozbudowane śledztwo rozpisane na cały sezon.
- Przyznaję, że mnie do serialu przyciągnęła rola policjantki, bo takiej postaci jeszcze nie grałam. Sam serial jest zaś unikalny pod tym względem, że przez cały sezon opowiada o jednym wielkim śledztwie. To pozwala widzom wciągnąć się w historię i lepiej poznawać bohaterów - opowiadała mi Kathleen Robertson w rozmowie.
Przyznaję, że ‌Murder in the First zaczyna się dość sennie i sprawia wrażenie serialu bez iskry, jednak nabiera wyrazu wraz z rozwojem historii. Fabuła rozpisana na cały sezon zaczyna nabierać sensu, a to, co sobie cenię w tym serialu, to rzucane widzom tropy, które są przemyślane i skutecznie pobudzają ciekawość. W kryminale jednak lubię, gdy twórcy są w stanie porządnie zaskoczyć jakimś soczystym zwrotem akcji, a tutaj udaje się to wprowadzić rozsądnie i, co najważniejsze, tak naprawdę bez przewidywalności. Serial kryminalny oparty na ciągłej fabule powinien mieć dopracowaną historię, odpowiednie tempo (tu z każdym odcinkiem jest lepiej) i niespodziewane zwroty akcji. Wówczas jako widz po prostu odczuwam satysfakcję, frajdę z seansu - i Murder in the First to mi oferuje.
- Ona i inspektor English są przyjaciółmi. Rozumieją się, wspierają i choć na początku zdają sobie sprawę z seksualnego napięcia, nie chcą nic z tym zrobić. Nie chcą psuć chemii w pracy, która mogłoby zniszczyć ich relacje zawodowe - mówiła mi Kathleen Robertson.
Postacie są tym, co tak naprawdę napędza ten serial. Podobnie jak w przypadku całej opowieści - na początku nie potrafiłem ich polubić i nawet nie wzbudzali zbytnio sympatii. To zmienia się z każdym odcinkiem, kiedy bohaterowie - Mulligan i English - rozwijają się i lepiej ich poznajemy. Po prostu stają się bardziej ludzcy i prawdziwsi niż wielu innych serialowych detektywów. Dzięki poruszeniu kwestii ich życia prywatnego mogę ich lepiej zrozumieć i myślę, że przez to też chwilami można się z nimi identyfikować. Wiemy, że obserwujemy tutaj zwyczajnych gliniarzy, a nie genialnych superbohaterów o wyjątkowych umiejętnościach dedukcji. Ich przyziemność nadaje im większej wartości, która w tym serialu potrafi przekonać. Można naprawdę polubić ich samych oraz ich zawodową relację, która jest właśnie tym pozytywnym czynnikiem każdego odcinka. No url ‌Murder in the First nie prezentuje poziomu takich hitów jak The Killing czy True Detective, bo to po prostu nie ta liga. Da się jednak zauważyć, że Steven Bochco stworzył serial, który formą opowiadania historii bardziej pasowałby do platformy VOD typu Netflix. Moje pierwsze podejście do‌ Murder in the First zakończyło się co najwyżej mieszanymi odczuciami, ponieważ trudno tak naprawdę w pełni docenić ten serial, jeśli oglądamy go co tydzień - nabiera sensu i zyskuje na jakości, gdy spojrzymy na sezon jako całość. Wówczas okazuje się, że mamy niegłupią, sprawnie zrealizowaną sprawę kryminalną z wzbudzającymi sympatię bohaterami i niezłymi pomysłami. Nie jest to produkcja porywająca i zapadającą na długo w pamięć, ale śmiało mogę powiedzieć, że Bochco stworzył coś wartego uwagi - solidny kryminał dla widza oczekującego trochę większego realizmu od pracy detektywów. Kiedy sprawa kryminalna jest w stanie przykuć mnie na więcej niż jeden odcinek, wciągam się i zaczynam interesować losem bohaterów, wówczas wiem, że twórcy wykonali dobrą robotę. Warto dać szansę. W Polsce na TNT.
- Widzom powinna spodobać się historia rozpisana na cały sezon. Każdy wielbiciel kryminałów znajdzie w niej coś dla siebie: ciekawy rozwój, zwroty akcji i napięcie - opowiadała mi Kathleen Robertson.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj