Akcja serialu „Black Sails” rozgrywa się 20 lat przed wydarzeniami z klasycznej książki „Wyspa skarbów” Roberta Louisa Stevensona i skupia na przygodach słynnego kapitana Flinta oraz jego niezłomnej załogi. Zagrożeni zniszczeniem, walczą o przetrwanie wyspy New Providence, najstraszniejszej przystani dla bandytów i złoczyńców. Jedną z wiodących postaci w produkcji stacji Starz jest bezkompromisowy kapitan Charles Vane, w którego wciela się znany z „Shameless” Zach McGowan. Poniżej możecie przeczytać nasz wywiad z aktorem. Serial „Black Sails” w Polsce będziecie mogli znaleźć na kanale Canal+ Seriale.[video-browser playlist="687421" suggest=""] Opracowanie naEKRANIE: Jak to jest grać bohatera, który czasami potrafi być niezłym skurczybykiem? Zach McGowan: Powiem szczerze, że ja Vane’a tak nie postrzegam. Dla mnie on jest po prostu bardzo bezpośrednim człowiekiem. Rozmawiam niezwykle często z twórcami i producentami o tym, jak najlepiej rozwinąć tę postać, i czasem on zwyczajnie musi poprzeć swoje słowa czynami. Nie ma innego wyjścia. To kompleksowy bohater, a nie typowy złoczyńca. Udowadnia to choćby jego więź z Eleanor, wciąż skrupulatnie zacieśniana. Vane ma niesamowity dryg do oszukiwania przeznaczenia. Był bardzo bliski śmierci już kilka razy. Jak podchodzisz do tego aspektu w budowaniu postaci? To wynika z tego, że akcja rozgrywa się w tym bezwzględnym pirackim świecie i wiadomo, że prędzej czy później wszyscy bohaterowie zginą. Bawimy się tym motywem, a Vane na tej granicy życia i śmierci wciąż balansuje. Jednocześnie ma to pokazać, że on niczego się nie boi, rozumie, na czym polega bycie bandytą, i zna ryzyko. Z drugiej strony, jeśli już przyjdzie mu faktycznie umrzeć, on dopilnuje, aby była to dobra śmierć, godna jego charakteru. Jak bardzo w kreacji postaci pomaga ci wysokobudżetowa otoczka produkcji i tak realistyczna scenografia? W końcu kręcicie w RPA, a nie w jakimś studiu w Los Angeles. Pomaga, zdecydowanie. To sprawia, że wejście w rolę staje się łatwiejsze, bardziej naturalne. Wiem, że w serialu jest sporo efektów specjalnych, ale aktorzy nie mają z tym zbyt dużej styczności. Nie musimy udawać, że na planie jest coś, czego tak naprawdę nie ma. Praca z green screenem jest bardzo ograniczona. Wszystko jest bardzo realistyczne. A jak czujesz się w swoich kostiumach? Niemal zawsze wyglądają tak, jakby trzymano je przez dłuższy czas w błocie, krwi i innych dziwacznych rzeczach. Tak właśnie jest. Wydaje mi się, że używają oleju silnikowego i napędowego. Ale to nie tak, że to się w tym kisi kilka miesięcy, a potem wracam na plan i to zakładam. Są genialne sposoby na to, aby coś wyglądało bardzo prawdziwie i tak, jakby było noszone tysiąc razy, choć jest w gruncie rzeczy nowe. Nasi spece od kostiumów wykonują wspaniałą robotę. Vane nie jest w tej kwestii zbyt skomplikowanym facetem, jego garderoba nie zmienia się zbytnio. Gdyby żył dziś, to pewnie chodziłby głównie w jakichś wytartych jeansach i t-shircie. Jednym z twoich znaków rozpoznawczych są długie włosy. Miałeś je już w „Shameless”. Pomogły ci one zdobyć rolę w „Piratach”? Dla aktora zapuszczenie włosów to bardzo ryzykowna decyzja, bo w większości przypadków jest to źródłem małych konfliktów z producentami. Wiąże się z tym zabawna historia. Wszedłem na przesłuchanie do roli bardzo pewny siebie i oznajmiłem na samym starcie: „Mam na imię Zach McGowan i to ja jestem Charlesem Vane'em”. Nie spodziewałem się, że to się uda, ale dobrze się to dla mnie skończyło. Magia długich włosów zadziałała.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj