Rok 2022 obfitował w wiele zachwytów, ale także wiele rozczarowań. Dla mnie był to przede wszystkim rok spotkań z wielkimi twórcami. Udało mi się porozmawiać z Samem Mendesem, Josephem Kosinskim, Jamesem Gunnem, Keanu Reevesem, Piercem Brosnanem, Neilem Gaimanem czy Edem Harrisem. A to przecież nie wszyscy, z którymi przeprowadziłem wywiady – czy to na żywo, czy to wirtualnie. Obejrzałem też sporo świetnych produkcji na małym i dużym ekranie. Lista zachwytów będzie o wiele dłuższa niż ta rozczarowań. Po prostu produkcje, na które straciłem czas, bardzo szybko wyparłem z pamięci. Kompletnie nie pamiętam już, o czym były obie części 365 dni. Nie miałem w stosunku do nich żadnych oczekiwań, co nie uchroniło mnie przed bólem, jaki odczuwałem podczas seansu. Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że Netflix dostarczył mi w tym roku więcej rozczarowań niż zachwytów. Choć zdarzały się perełki, np. wyczekiwany przeze mnie The Sandman czy dobry Cyberpunk: Edgerunners.  Był to rok wielkich powrotów na duże ekrany. Bardziej udanych – Top Gun: Maverick oraz Batman – ale też trochę mniej udanych jak kolejny Matrix. Choć nie wstydzę się powiedzieć, że spodobała mi się nowa przygoda Neo. I to dużo bardziej, niż się spodziewałem!

Najlepsze filmy obejrzane w 2022 - ranking subiektywny 

Zachwyty

Belfast

fot. materiały prasowe
Kenneth Branagh długo nosił się z realizacją filmu o swoim dzieciństwie. I trzeba przyznać, że odkładanie tego projektu w czasie było świetnym pomysłem. Aktor i reżyser miał dzięki temu okazję dopracowywać warsztat na planach superprodukcji takich jak: ThorArtemis Fowl czy Śmierć na Nilu. Uczył się na błędach i już jako doświadczony twórca mógł usiąść do swojej historii. Efekt jest piorunujący. To świetnie zbalansowana opowieść o dorastaniu w trudnych czasach. W żadnym momencie nie popada w tony moralizatorskie ani też nie trywializuje tego, co wydarzyło się w historii Irlandii. W bardzo wyważony sposób pokazuje mroczne karty historii tego kraju, skupiając się na zwykłych ludziach, którzy starali się normalnie żyć w tych trudnych czasach.

Ród smoka

fot. materiały prasowe
Nie dowierzałem, że HBO jest w stanie stworzyć produkcję choćby zbliżającą się do poziomu Gry o tron, ale zostałem bardzo mile zaskoczony. Już pierwszy odcinek Rodu smoka pokazuje, że twórcy nie mają zamiaru kłaniać się poprzedniej ekipie i wchodzą w ten świat bez kompleksów. Czerpią z ich doświadczeń i zapewniają fanom rozrywkę na poziomie dorównującym pierwszym sezonom serialu Martina. Widać to najlepiej w scenach rozgrywających się podczas narad królewskich z doradcami. Pojawiają się pierwsze napięcia, tworzą się sojusze, planowane są zdrady. Dialogi między postaciami zostały bardzo dobrze napisane. Scenarzyści postarali się, by wszystko, o czym nasi bohaterowie rozmawiają, było zrozumiałe – nie tylko dla fanów poprzedniej produkcji HBO, ale także dla tych, którzy nie mieli z nią żadnej styczności.

Gwiezdne Wojny: Andor

materiały prasowe
Długo przyszło nam czekać na to, by twórcy zajmujący się franczyzą Star Wars znaleźli swój głos, a nie kopiowali z uporem maniaka w każdej nowej produkcji Mandaloriana. Nareszcie opuszczono pustynną planetę (a wraz z nią kręcenie w studiu na wielkich ekranach) i postawiono na plenery. Do tego dostaliśmy tak przejmującą i intensywną historię, że trudno będzie ją w najbliższym czasie przeskoczyć. Może to obciach, ale w scenie, gdy dorosły człowiek żegna się ze swoim robotem, płakałem jak bóbr. Odzyskałem też wiarę w to, że marka Star Wars może być czymś więcej niż tylko maszynką do robienia pieniędzy przez Disneya.

Batman

fot. materiały prasowe

Matt Reeves zrobił moim zdaniem rzecz niemożliwą – wziął postać Batmana i opowiedział ją na nowo, w sposób zupełnie inny niż jego poprzednicy. Odział go w człowieczeństwo. Nie jest to bohater bez emocji, kierujący się wyłącznie logiką. To młody facet, który stara się zagłuszyć wewnętrzny ból. Tkwi w nim nieograniczone źródło gniewu, które musi jakoś rozładować, by się nie załamać. Nie jest osobą pozbawioną uczuć do innego człowieka. Bruce Wayne w opowieści Reevesa nie jest playboyem mieszkającym w posiadłości na obrzeżach Gotham. Jest raczej dziedzicem wielkiej fortuny, który wyjścia na miasto ogranicza do minimum, a skupia się na spotkaniach biznesowych i prowadzeniu – wraz ze swoim opiekunem Alfredem – wielkiej korporacji stworzonej przez ojca. Co ciekawe, to właśnie Pennyworth zajmuje się wszystkimi papierowymi sprawami związanymi z Wayne Enterprises i to nie w tajemnicy, a otwarcie. Daleko mu do zwykłego lokaja. Zresztą ogarnianiem domu i robieniem posiłków zajmuje się inna służba, co jest miłą odmianą.

Fabelmanowie

fot. materiały prasowe
Wielki powrót Stevena Spielberga. Byłem przekonany, że ten reżyser popadł w jakąś rutynę i przestał kręcić filmy, które mogą mnie zainteresować. I nagle, pod koniec roku, wypuszcza taką petardę. Opowieść o rodzinie, jej problemach i… kinie. Spina to bardzo emocjonalną klamrą. Do tego stworzył historię, w której każdy widz może się przejrzeć i znaleźć coś ze swojego życia. To niby prosta opowieść o młodym człowieku, który nagle zafascynował się kinem i nie wypuszcza kamery z rąk. Pomaga mu ona w odnalezieniu się w świecie, który zmienia się wraz z dorastaniem. Problemy stają się coraz bardziej skomplikowane, a przez to też bardziej poważne. Pierwsze zawody miłosne, pierwsze spięcia w szkole, nieporozumienia rodzinne. Normalne życie, a jednak podane widzowi w taki sposób, że nie może oderwać od niego wzroku. Dzięki Fabelmanom możemy także zobaczyć, jak smutne i puste byłoby nasze życie bez srebrnego ekranu.

Menu

foto. materiał prasowy
Menu to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie. Po zwiastunie spodziewałem się kolejnej wersji Polowania – tym razem z kucharzami. Myliłem się. Reżyser Mark Mylod serwuje nam oryginalne danie. Czarną komedię, która pozytywnie zaskoczy niejednego widza. Scenariusz autorstwa Setha Reissa i Willa Tracy w znakomity sposób obnaża ludzką próżność oraz aspiracje niektórych do tego, by za wszelką cenę należeć do wyższej (w ich mniemaniu lepszej) klasy społecznej. Nie stosują się przy tym do panujących reguł. Nie oglądają się na tych, których w tym procesie krzywdzą. Są skupieni jedynie na sobie. Wyrzucają z siebie puste frazesy mające pokazać, jak bardzo są wyedukowani. Obsypują przy tym ludzi nic nieznaczącymi komplementami, by nie wychodzić na gburów, którymi w istocie są. Każda postać jest świetnie napisana i pozostaje w naszej pamięci. Nie ulatnia się z niej w momencie, gdy pojawiają się napisy końcowe.

Cyberpunk: Edgerunners

Netflix
Druga po Arcane ekranizacja gry, która wbiła mnie w fotel pod względem wizualnym i fabularnym. Cyberpunk: Edgerunners to świetna propozycja nie tylko dla fanów gry Cyberpunk 2077, ale też dla wszystkich fanów anime. Jest to dowód na to, że świat wymyślony przez CD Projekt Red ma ogromny potencjał i można z niego wyciągnąć jeszcze wiele wspaniałych produkcji. Mam nadzieję, że współpraca ze studiem Trigger nie zakończy się na tym jednym projekcie i będziemy mogli obejrzeć jeszcze kilka opowieści rozgrywających się w tym zdegenerowanym mieście. Wydaje mi się, że fani bardzo tego potrzebują, a i Netflixowi przyda się kolejna dobra produkcja, którą będzie mógł się pochwalić.

Top Gun: Maverick

fot. materiały prasowe
Mało który aktor daje tyle z siebie na planach filmowych! Może i to, co robi, jest szalone. Może nawet wydawać nam się, że aktor jest niezrównoważony. Trzeba jednak przyznać, że efekt jest zawsze piorunujący. To przecież Tom Cruise swoim zaangażowaniem i ciągłym podnoszeniem poprzeczki wzniósł serię Mission: Impossible na zupełnie nowy, dla wielu nieosiągalny poziom. Dla tego człowieka nie ma rzeczy niemożliwych. Teraz potwierdza to w kontynuacji hitu kinowego z 1986 roku, czyli Top Gun. Czekaliśmy na nią 36 lat! Wszystko dlatego, że Tom postawił jeden warunek… sam będzie pilotował myśliwiec. A to oznaczało, że musiał się tego najpierw nauczyć. O różnych fanaberiach gwiazd słyszałem, ale ta wydawała mi się najbardziej odjechana. I muszę przyznać, że Cruise miał rację. To, że sam siedzi w kokpicie i prowadzi maszynę, jest ogromną wartością. Film Jospeha Kosinskiego to nostalgiczna bomba, którą trzeba obejrzeć na dużym ekranie, by w pełni ją docenić. To wizualne dzieło sztuki, które przywróciło, przynajmniej mnie, radość z oglądania filmów w kinie. Przed telewizorem tego efektu już nie udało się osiągnąć. Przynajmniej nie w takim stopniu.

Rozczarowania

Willow

fot. Disney+
Dałem się oszukać Disney+ i to nie pierwszy raz. Po seansie pierwszych dwóch odcinków wierzyłem, że to się może udać. Początek był naprawdę solidny i dawał nadzieję na ciekawą przygodę. Jednak później to wszystko gdzieś uleciało. Zniknęło bezpowrotnie. Do produkcji wdarło się scenariuszowe lenistwo, idiotyczne rozwiązania i niewytłumaczalna głupota bohaterów. Marzenia prysły. Mam wrażenie, że to problem większości produkcji D+. Twórcy wychodzą z ciekawym pomysłem, który sprawdziłby się w skondensowanej formie jako film, ale platforma potrzebuje kontentu i rozciąga te historie, by spełniły wymogi serialu. Cierpi na tym jakość. I tak umierają ciekawe pomysły i kultowe marki, które kolejnej szansy na powrót raczej nie dostaną.

Wiedźmin: Rodowód krwi

foto. Netflix
Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Spin-off Wiedźmina to OGROMNE rozczarowanie. Niezadowoleni będą zarówno fani fantasy, jak i miłośnicy twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Nawet widzowie serialowego Wiedźmina będą przecierać oczy ze zdumienia, że za tym serialem stoi ta sama ekipa. Nie pomaga nawet pojawienie się Jaskra, który ma być pomostem łączącym spin-off z główną serią. Jest to tani trik, by przyciągnąć do nowej produkcji fanów oryginału. Wydaje mi się, że lepiej już było pójść drogą HBO, które niezadowolone z jakości Bloodmoon, czyli pilota spin-offu Gry o tron, po prostu go skasowało i zakopało gdzieś głęboko w archiwum, by nigdy nie ujrzał światła dziennego i nie zaszkodził franczyzie. Netflix zdecydował inaczej. Nie wiem, czy po tym, co właśnie otrzymaliśmy (i informacji, że Henry Cavill rozstał się z produkcją), fani z zaciekawieniem będą czekać na 3. sezon Wiedźmina. Moim zadaniem atrakcyjność tego tytułu właśnie znacząco spadła.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj