ALEKSANDER MAZANEK: Czym dokładnie jest drift? KAROLINA PILARCZYK: Jest to precyzyjna jazda poślizgami. Od startu do mety musimy utrzymać auto w poślizgu, jadąc wyznaczoną przez sędziów linią. Od czego zaczęła się twoja przygoda? Od przypadku. Na zawodach na ¼ mili kolega robił pokaz driftu, opowiadając, że chce promować tę dyscyplinę w Polsce. Ja w tym czasie startowałam w amatorskich rajdach i nadużywałam hamulca ręcznego. Uważałam, że jazda poślizgami jest zabawniejsza. Wiedziałam, że drifting jest tym, co chcę robić. Jak zostałaś przyjęta w kojarzonym raczej z mężczyznami środowisku zawodowych kierowców? Na początku – bardzo fajnie. Byłam traktowana jak „maskotka”, ciekawostka w tym środowisku. I nagle się okazało, że ja nie odpuszczam. Nie jestem tylko dziewczynką, która chce być dodatkiem do auta. Zaczynam go modyfikować i walczyć. Zaczęłam być bardziej obserwowana i częściej krytykowana. Nie było łatwo. Grunt to się nie poddawać i realizować swoje marzenia. Masz jakieś rady dla naszych czytelniczek, które chciałyby zaistnieć w świecie pełnym adrenaliny? Tak. Przede wszystkim – nie przejmujcie się komentarzami. Ludzie będą krytykować, ale robimy to dla siebie, nie dla innych. Poza tym – zachęcam do kontaktu. Z chęcią coś podpowiem i pokieruję na odpowiednie strony i do ludzi, którzy pomogą, a nie będą atakować i zniechęcać. Jakie cechy charakteru i psychiki powinien posiadać profesjonalny kierowca? Cierpliwość, konsekwencję w dążeniu do celu i umiejętność radzenia sobie ze stresem. W motorsporcie nie ma cudów – tu trzeba wyjeździć swoje motogodziny i aż do znudzenia powtarzać czynności, by nam weszły w odruch. Za kierownicą często nie ma czasu na myślenie i musimy zaufać pamięci mięśniowej. Co czujesz, siadając za kierownicą podczas zawodów? Adrenalinę. To jest uzależniające uczucie. Z jednej strony jest taki stres, że zastanawiam się, po co mi to, z drugiej zaś – ciężko z tego zrezygnować. Sama jazda czy treningi nie dają takiego poziomu emocji. To trudno opisać. Czy zdarza ci się ścigać tylko dla zabawy? Każdy trening jest zabawą. Za każdym razem, kiedy siadam za kierownicę, mam szeroki uśmiech na twarzy. Długo walczyłam o to, by jeździć, i jeszcze nie czuję się wypalona czy znużona. Czy chęć – czy też potrzeba –rywalizacji na torze przekłada się jakoś na życie codzienne i na odwrót? Trudno powiedzieć. Na torze uwielbiam rywalizować, natomiast w życiu codziennym – współpracować. Może dlatego, że na torze pozbywam się wszystkich negatywnych emocji? Jaki był twój pierwszy zawodowy samochód? Był to Nissan 200sx Silvia zbudowany w 2013 roku. Świetna maszyna, która w końcu pozwoliła mi nawiązać równorzędną walkę. Czym kierujesz się w wyborze takiego auta? Przede wszystkim – ufam szefowi mojego zespołu – Mariuszowi Dziurlei. To on dobiera mi auta. Doskonale wie, jaki jest mój styl jazdy i w związku z tym – jaka powinna być charakterystyka samochodu. Ważna jest w nim elektronika? Bardzo ważna! Samochód w dużym stopniu jest uproszczony tzn. że została usunięta zbędna elektronika, aby wyeliminować potencjalne problemy. To jednak oznacza, że wiele rzeczy dostosowujemy manualnie - sterowanie silnikiem, pompami, dawki paliwa, doładowania… Do naszego silnika podłączony jest zewnętrzny komputer, który sczytuje jego parametry. Natomiast do komputera podłączony jest laptop, poprzez który Mariusz wczytuje odpowiednie mapy silnika, by wszystko optymalnie działało. Komputer wykorzystujemy też do trenowania „na sucho”, czyli jako symulatory jazdy. Bardziej istotna jest dla ciebie moc obliczeniowa czy wielkość komputera i wygoda obsługi? W przypadku symulatorów – moc obliczeniowa musi być duża , bo wykorzystujemy gry, a im lepsza i płynniejsza jakość grafiki, tym lepiej dla mnie. Gram dość często, mimo że do realizmu brakuje mi fizycznych odczuć. Zawsze powtarzam, że jeżdżę pupą – pełną kontrolę nad pojazdem zachowuję dzięki odczuciom na plecach. Jednak świetnie ćwiczy mi się linię wyścigową, która też jest bardzo potrzebna w driftingu. Jednocześnie wielkość komputera nie ma dla mnie znaczenia, bo i tak jest używany głównie stacjonarnie. Inaczej sprawa wygląda w przypadku zawodów i wykorzystania sprzętu w terenie – tu komputer musi być poręczny i dość odporny na wstrząsy i warunki atmosferyczne. Czy w życiu codziennym wolisz korzystać z laptopa czy komputera stacjonarnego? Trudno mi powiedzieć. Co oznacza życie codzienne? Moja praca jest moją pasją, przez co pracuję cały czas, przesiadając się z jednego sprzętu na inny – w zależności od potrzeb. Acer PREDATOR, ze względu na świetne parametry, wykorzystujemy do symulatorów i multimediów (montaże filmów, obróbka zdjęć). Acer Switch, dzięki właściwości 2 w 1 czyli tablet z klawiaturą, do strojenia samochodu driftingowego. Acer Swift 7 jest niezwykle seksowny, cieniutki i lekki, więc jest ze mną na wszystkich prezentacjach. Czy jest jakiś film bądź serial, który twoim zdaniem dobrze pokazuje świat sportów samochodowych? Uważam, że fantastycznie świat sportu samochodowego został pokazany w filmie Rush. Tematyką jest rywalizacja dwóch mistrzów Formyły 1: Nikiego Laudy i Jamesa Hunta. Może dlatego był taki dobry, że był oparty na faktach. Czy jakaś scena z udziałem aut, w kinie lub telewizji, zapadła ci z jakiegoś powodu w pamięć?  Było ich bardzo dużo. Głównie z filmów The Fast and the Furious. Może dlatego, że były tak absurdalne. Czyli widziałaś The Fast and the Furious: Tokyo Drift? Jak realnie są pokazane tam sceny? Oczywiście, że widziałam. Dużo było fajnych scen, ale też i wiele mocno przerysowanych. W sumie ten film zrobił dużo dobrego dla driftingu. Jest to dość młoda dyscyplina, a dzięki Tokyo Drift została świetnie rozpropagowana. Dziękuję Ci Karolino oraz całej Twojej ekipie za niesamowite wrażenia i ciekawą rozmowę. Powodzenia w sezonie 2018! 
Poznaj nowego Drapieżnika
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj