Wycofanie się LG z produkcji smartfonów nie powinno być zaskoczeniem, wszak od kilku lat firma powoli odchodziła w cień. Ale ta decyzja to definitywne domknięcie pewnej ery w historii branży i przekazanie tytułu innowatora nowemu, młodszemu pokoleniu.
Koniec ze smartfonami LG z obracanym wyświetlaczem, modułowym ekranem czy zwijanym panelem OLED. Po wieloletniej walce o utrzymanie się na rynku koreańska korporacja otwarcie przyznała, że nie widzi sensu w dalszej walce o klientów z gigantami pokroju Apple, Samsunga czy Xiaomi. Ostatnie smartfony od LG zejdą z linii produkcyjnych pod koniec drugiego kwartału 2021 roku, a do końca lipca firma wycofa się z branży mobilnej.
Proces ten przeciągnie się co prawda na kolejne miesiące, gdyż firma zagwarantowała dostarczenie trzech aktualizacji Androida dla smartfonów z 2019 roku z linii G, V, VELVET i Wing oraz dwóch aktualizacji dla modeli Stylo i K z 2020 roku, jednak to tylko odwlekanie nieuniknionego. Era innowacji spod znaku LG właśnie dobiegła końca. I jeśli coś zdziwiło mnie w tej decyzji to jedynie fakt, iż do odejścia LG z branży doszło przed wycofaniem się z rynku mobilnego firmy HTC, która znacznie wcześniej podupadła na znaczeniu, a mimo to wciąż jakimś szczęśliwym zrządzeniem losu trzyma się na powierzchni.
Biała flaga wywieszona przez koreańskiego giganta na dobre kończy pewną erę rozwoju sektora urządzeń mobilnych. Ze starej androidowej gwardii na szczycie utrzymał się już tylko jeden gracz, Samsung. HTC, LG, Lenovo czy Sony już od dawna nie grają w pierwszej lidzie. I nawet jeśli od czasu do czasu któraś z tych firm wypuści do dystrybucji sprzęt, który przykuje uwagę nietypowym rozwiązaniem bądź ponadprzeciętną wydajnością, to nie jest on w stanie przyciągnąć do siebie zbyt dużego grona odbiorców. Wystarczy spojrzeć na najnowszy raport Gartnera opisujący najchętniej wybierane marki telefonów, aby zdać sobie sprawę, kto dziś dyktuje warunki w branży.
Od 2012 roku szczyt listy niezmiennie okupuje Samsung. Nawet zmiana zasad opracowywania rankingu z 2015 roku, w ramach której wycięto z analizy sprzedażowej wszystkie telefony nie będące smartfonami, nie była w stanie podkopać pozycji koreańskiej korporacji. Zaraz za Samsungiem uplasowało się Apple, a na trzech kolejnych wyróżnionych pozycjach usadowiły się marki z chińskim rodowodem: Huawei, Xiaomi oraz OPPO. Innowatorzy ery wczesnego Androida zostali sklasyfikowani w kategorii „Pozostali producenci”, wypchnięto ich na margines.
Gdybym miał wskazać moment przełomu, który był ważnym symptomem rynkowego przetasowania, postawiłbym na rok 2016. Wówczas światło dzienne ujrzał Huawei P9 zwiastujący nową erę w fotografii mobilnej, to ten smartfon wywindował chińską korporację na wyższą półkę sektora smartfonowego. Co ciekawe, w tym samym roku mobilny oddział LG poniósł jedną z najdotkliwszych porażek ostatnich lat swoich zmagań w branży mobilnej, która nazywała się LG G5.
W teorii piąta generacja linii G zachwycała. Był to pierwszy modułowy smartfon od dużego dystrybutora, dostępny w powszechnej sprzedaży. Dolną część urządzenia mogliśmy odpiąć i zamienić na inny moduł, który zwiększyłby pojemność baterii, dodał wygodny uchwyt aparatu czy przetwornik cyfrowo-analogowy poprawiający jakość dźwięku. Z biegiem kolejnych miesięcy do sprzedaży miały trafiać kolejne innowacyjne moduły, a taka konstrukcja miała zostać z nami na dłużej.
Niestety, rzeczywistość szybko zweryfikowała marzenia korporacji i historia modułowych LG zakończyła się na modelu G5. Jego następca był już znacznie bardziej zachowawczym sprzętem o klasycznej budowie i… przestarzałych podzespołach. Napędzał go Qualcomm Snapdragon 821, ulepszona wersja modelu 820 z początku 2016 roku. A ta nie mogła na równi konkurować z najnowszą wersją Snapdragona zastosowaną w konkurencyjnym Samsung Galaxy S8.
Trzeba jednak przyznać, że zanim LG opuściła dobra passa, korporacja dała światu kilka świetnych sprzętów, które do dziś wspominam z rozrzewnieniem. Furorę zrobiły m.in. modele z linii LG Viewty (KU990 oraz KU990i) reklamowane jako telefony dla miłośników fotografii mobilnej na długo przed pojawieniem się pierwszych fotograficznych smartfonów.
Na przełomie 2007 i 2008 roku LG KU990 wydawał się perfekcyjnym połączeniem aparatu kieszonkowego i telefonu nowej generacji. Choć panel dotykowy działał niezwykle topornie, a zdjęcia o rozdzielczości 5 MP pozostawiały sporo do życzenia, z dzisiejszej perspektywy Viewty perfekcyjnie przewidział przyszłość branży. Producent wyposażył go w pokrętło do sterowania zoomem, skrót do aplikacji aparatu oraz przełącznik funkcyjny znany z klasycznych aparatów kompaktowych. Wystarczyło ustawić go w odpowiedniej pozycji, aby aktywować tryb fotografowania, nagrywania bądź przeglądania galerii zdjęć i filmów. Topowy model z tej linii dysponował nawet lampą Xeonową oraz optyką od Schneider Kreuznach, producenta profesjonalnych obiektywów fotograficznych.
A kilkanaście miesięcy po debiucie KU990 firma LG rozbiła bank, wypuszczając na rynek budżetowy model LG KU500 Cookie z dotykowym ekranem. Ciasteczkowy telefon w ciągu niespełna pół roku rozszedł się w 2 milionach egzemplarzy. Przed LG rysowała się świetlana przyszłość.
Smartfonowy rewolucjonista
Po wejściu na rynek inteligentnych telefonów LG nie zaprzestało eksperymentów zarówno z formą swoich urządzeń, jak i ich funkcjonalnością. Jednym z ciekawszych telefonów ery wczesnego Androida był LG G Flex z 2013 roku, w którym korporacja zastosowała nietypowy, łukowaty panel OLED.
Znaczące wygięcie płaszczyzny ekranu miało zwiększyć komfort użytkowania sprzętu, ale na dłużą metę taka konstrukcja nie przyjęła się na szeroką skalę. G Flex doczekał się tylko jednego bezpośredniego następcy, choć sama idea wyginania ekranów przetrwała jeszcze kilka lat. Podobny panel znaleźliśmy także w modelu G4. Ale zanim ten przystojniak podbił świat, LG ujawniło światu model G3. Był to pierwszy smartfon LG wyposażony w laserowy autofokus ostrzący ujęcia w ułamku sekundy. Dzięki temu miał idealnie sprawdzać się w rękach fotografów mobilnych i faktycznie świetnie sprawdzał się w tej roli.
Z kolei model G4, mimo iż okazał się dość awaryjnym sprzętem, bez wątpienia był jednym z najbardziej stylowych smartfonów swojej generacji. Projektanci zdecydowali się bowiem na zastosowanie wymiennej obudowy pokrytej skórą. Do dziś G4 pozostaje dla mnie symbolem wzornictwa mobilnego z najwyższej półki i jednym z najpiękniejszym smartfonów w historii. Prosta modyfikacja pod postacią wykorzystania nietypowego materiału nadała mu wyjątkowego charakteru. Dodajmy do tego świetny aparat (jak na tamte czasy), a otrzymamy sprzęt, który naprawdę wyróżniał się w tłumie.
Przez lata niemal każdy kolejny smartfon z linii G miał w sobie coś przykuwającego uwagę. Niestety korporacja miała sporty problem z wyceną tych urządzeń. Nowe modele w dniu premiery były drogie, ale po kilku miesiącach ich cena spadała na łeb na szyję. Rok po premierze można było kupić je nawet za połowę ceny wyjściowej. Klient, który miał do wyboru zakup tegorocznego średniaka albo ubiegłorocznego flagowca, często sięgał po starszy model. Nietrafiona polityka cenowa mogła być jednym z powodów stopniowego upadku marki.
W powrocie na szczyt nie pomogły nawet tak szalone pomysły jak wypuszczenie LG G8X ThinQ Dual Screen, smartfona z dodatkowym odczepianym ekranem czy LG Wing z drugim, obracanym wyświetlaczem. Oba projekty miały w sobie tę iskierkę geniuszu LG sprzed lat, jednak to nie wystarczyło, aby zapobiec klęsce. I ciężko tu winić samą korporację, gdyż przegrała walkę o utrzymanie się w branży kilka lat wcześniej.
Nowa fala nadeszła ze wschodu
Tym, co okazało się prawdziwym gwoździem do trumny LG (oraz z dużym prawdopodobieństwem uśmierci także innych przedstawicieli starej androidowej gwardii), był debiut niepozornych chińskich marek. Kiedy Huawei, OnePlus, Xiaomi czy ZTE wchodziły do gry, nie jawiły się jako bezpośrednie zagrożenie dla ugruntowanej pozycji dla flagowców o dużej renomie. W roku premiery rewelacyjnego HTC One X o Xiaomi Mi-2 usłyszała prawdopodobnie tylko garstka odbiorców.
Chińskie smartfony kusiły przede wszystkim przystępną ceną, jednak z punktu widzenia wydajności nie miały startu do najlepszych rynkowych konkurentów. Przynajmniej do czasu, gdyż wspomniana już premiera Huawei P9 ze świetnym układem optycznym była pierwszym poważnym sygnałem ostrzegawczym dla branży. Chińskie korporacje mobilne nie zamierzały poprzestawać na zdominowaniu sektora budżetowych i średniopółkowych urządzeń, celowały znacznie wyżej.
Gdybym miał wskazać główny powód zmiany smartfonowego
status quo, który doprowadził do rezygnacji LG z rozwoju w tym sektorze texhnologicznym, postawiłbym właśnie na zlekceważenie zagrożenia ze strony chińskich rywali. OnePlus, który reklamował się jako smartfon klasy premium w cenie średniopółkowca, już dawno przeskoczył na wyższą półkę cenową. Xiaomi też nie jest tym budżetowcem sprzed lat i ma dziś w swojej ofercie także bardzo drogie urządzenia. I to one zajmą miejsce nietuzinkowych sprzętów od LG, Sony czy HTC, które przed laty wyznaczały trendy branży mobilnej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h