Chwilowo nie interesują mnie obrazy, w których zombie budzą strach. Na przekór sporządziłam listę filmów sprawiających, że współczujemy potworowi, a nie chcemy mu posłać kulkę w głowę. Kolejność ich wymienienia jest przede wszystkim motywowana nastawieniem twórców na ilość wylanych przez widza łez, więc bardzo arbitralnie. Wiadomo, że wzruszamy się tylko na Królu Lwie, ale zaryzykuję stwierdzenie, że nawet z zombie w roli głównej można nakręcić udany melodramat.

Maggie (reż. Henry Hobson, 2015)

Film, w którym przetrwanie apokalipsy wcale nie oznacza walki z hordami nieumarłych. Całość jest przedstawiona w dość statyczny, kameralny sposób, a fabuła rozgrywa się po tym, jak ludzkości udało się na chwilę odroczyć koniec świata. Taki moment historii gwarantuje możliwość prowadzenia narracji w oparciu o coś innego niż walka o przetrwanie. W głównego bohatera wcielił się Arnold Schwarzenegger, który zaskakująco dobrze odnalazł się w roli troskliwego ojca. Historia skupiona jest przede wszystkim na powoli postępującej przemianie w żywego trupa, którą śledzimy zarówno z perspektywy zarażonej oraz jej rodziny. Napięcie w filmie budowane jest w oparciu o wybór, jakiego ostatecznie dokonać musi ojciec śmiertelnie chorej i niebezpiecznej dla reszty społeczeństwa tytułowej bohaterki. Podczas oglądania zadajemy sobie pytanie, na ile jest on w stanie narazić swoich sąsiadów, by ulżyć ukochanej córce.

Przywróceni (reż. Manuel Carballo, 2013)

To kolejna produkcja, której historia ma miejsce już po tym, jak ludzkość zdołała wynaleźć lek, hamujący rozwój choroby i odbudowała świat po wybuchu epidemii. Wszyscy żyją jednak w strachu przed kolejnym atakiem epidemii zombie. Tytułowi przywróceni to jednostki, które zostały zarażone, ale nie uległy przemianie. Zmuszone są przyjmować środek, który powstrzymuje działanie wirusa. Co jednak się stanie, gdy leku zacznie brakować? Podobnie jak w przypadku Maggie, film porusza problem jednostkowego podejścia do śmierci oraz konfliktu, jaki zachodzi między dobrem ogółu a troską o najbliższych. Możemy go odczytywać również w kontekście wielu analogii z wirusem HIV: zakażenie odbywa się poprzez kontakt z krwią, przywróconych nie można wyleczyć i spotykają się oni z wykluczeniem.

Warm Bodies(reż. Jonathan Levine, 2013)

Wiecznie żywy to Szekspir w wersji frywolnie popkulturowej. Film w doskonały sposób odtwarza banalny motyw zwaśnionych rodów, miłości przezwyciężającej grób i uprzedzenia. Nieprzypadkowo główna bohaterka nazwana została przez twórcę Julią, a imię jej wybranka zaczyna się na R. Okazuję się, że zombie pragnął miłości a nie mózgów, pierwszoosobową narrację można poprowadzić z perspektywy żywego trupa i nakręcić z nim w roli głównej scenę balkonową. W tym wydaniu monstra posiadają minimum inteligencji. Wiedzą, by bezmyślnie nie atakować uzbrojonego w piłę mechaniczną przeciwnika, a rodzące się uczucie budzi w nich coraz więcej ludzkich cech. Szczególną zdolnością jest umiejętność mówienia, którą Levi-Strauss uznał za czynnik wyróżniający człowieka spośród innych istot. Całość dość banalnej fabuły doprawiona jest kilkoma subtelnymi i udanymi żartami, które służą barokowej tragedii.

In the Flesh (reż. Dominic Mitchell, 2013)

Po raz kolejny twórcy spróbowali prowadzić narrację z perspektywy żywego trupa. W tym wypadku zrobili to jednak śmiertelnie poważnie. Główny bohater serialu BBC boryka się z wyrzutami sumienia z powodu swoich działań pod wpływem wirusa i po ludzku obawia powrotu do normalności. Żywy trup znów staje się metaforą wykluczenia i ukazania społecznych mechanizmów, jakie do niego prowadzą. Po raz kolejny pojawia się pytanie, na ile możemy zaryzykować dobro społeczeństwa w celu ratowania jednostki, która stanowi dla niego zagrożenie. W tym wypadku możemy odczytywać figurę zombie w kontekście homoseksualizmu i związanego z nim tabuizowania oraz izolowania ze wspólnoty, tym bardziej że akcja rozgrywa się na tle małego miasteczka.

Martwa dziewczyna (reż. GadiHarel, Marcel Sarmiento 2008)

Moim zdaniem najlepszy z filmów w zestawieniu i poruszający największe spektrum problemów, a przy tym poddający się co najmniej kilku ciekawym interpretacjom. Martwą dziewczynę można oglądać w kontekście inicjacji seksualnej, dojrzewania, kłopotów rodzinnych, wzorców męskości, nieszczęśliwej miłości oraz nieobecności rodziców w życiu dziecka, czyli wszystko to, o czym lubią mówić dramy dla nastolatków. To film o młodych nieudacznikach, którzy nie mają przed sobą przyszłości i znajdują bezbronną, śliczną nieumarłą. Następuje to odwrócenie, w wyniku którego okazuje się, że zombie może stać się również obiektem seksualnym. Na szczęście nie jest to Srpski film, ale czasem cieszyłam się, że oglądam go na małym ekranie i najlepiej w słabej jakości. Myślę, że największym fanem tej produkcji zostałby sam Freud, ponieważ znajdujemy w niej zarówno kompleks Edypa (nieobecność matki) oraz strach przed utratą penisa.

Miss Zombie (reż. SABU, 2013)

Niemal w całości zrealizowany w czerni-bieli obraz japońskiego reżysera, którego fabuła opiera się głównie na motywie służącej zombie. Długie ujęcia i powoli prowadzona narracja wymagają cierpliwego widza. Film jest nawiązaniem do pierwszych utworów o zombie, w których żywy trup stanowił po prostu niewolnika, tym samym otwiera się na szeroką interpretację w kontekście voodoo i kolonizacji. Okazuje się, że utworów, w których zombie jest źródłem współczucia, a nie strachu, jest wiele. Poza wymienionymi powyżej, ludzkie zombie spotykamy w Fido, iZombie czy Zombie honeymoon. Pojawiają się często w kontekście wielu ciekawych pytań o to, co czyni nas człowiekiem albo na ile dobro ogółu należy przedkładać ponad dobro jednostki. Żywy trup stanowi również często stanowi figurę obcego. Miejmy tylko nadzieję, że nie spotka go to co nadmiernie uczłowieczonego w XXI wieku wampira, który z przerażającego Draculi zmienił się w błyszczącego Edwarda.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj