"12 małp" ("12 Monkeys") w 2. odcinku odkrywa kolejne informacje odnośnie maszyny czasu i jej działania. Twórcy wprowadzają tutaj bardzo umiejętnie motyw niewiedzy - bohaterowie podobnie jak widzowie nie wiedzą, jak ta maszyna tak naprawdę działa i przez to popełniają błędy. Jej niedoskonałość pozwala na przyjemną dozę nieprzewidywalności, bo nigdy nie będziemy wiedzieć, dokąd (a raczej do kiedy...) kolejny skok w czasie zaprowadzi Cole'a (Aaron Stanford). Motyw z Koreą Północną na pierwszy rzut oka jest w pewnym sensie tylko zabawny, ale plus za to, że ostatecznie ma wpływ na fabułę i nie jest tylko jakimś zapychaczem. To na razie jest dobrze kształtowane w "12 małpach" - wszystko ma swój cel i jest powiązane. Nowy odcinek do filmu nawiązuje zaledwie w jednym, bardzo ogólnym temacie - poprzez wizytę Cole'a w zakładzie psychiatrycznym. Na tym podobieństwa się kończą, bo dalej wszystko idzie w kompletnie innym kierunku. Poznajemy tam Jennifer Goines, czyli odpowiednik Jeffreya, granego w filmie przez Brada Pitta. Porównanie tych dwóch postaci następuje mimowolnie, ale szybko widzimy dość wyraźne różnice, więc można śmiało postawić je koło siebie. Jennifer symbolicznie można nazwać siostrą Jeffreya. Emily Hampshire jest pozytywnym zaskoczeniem tego serialu, bo choć nie spodziewałem się wiele, a już na pewno nie poziomu Brada Pitta, to wszystko tutaj gra wyśmienicie. Ukazanie jej szaleństwa jest ciekawe, pomysłowe, nieprzewidywalne i naprawdę dobrze zagrane. Hampshire przekonuje, wprowadza do serialu przyjemną nutkę osobliwości i pokazuje fantastyczny potencjał postaci. Trudno do końca jednak powiedzieć, jak może się rozwinąć jej wątek, bo dokładnie wiemy, że będzie szedł w inną stronę niż w filmie, gdyż Jennifer nie jest związane z Armią 12 małp. Wątek ten robi bardzo pozytywne wrażenie. Drugi odcinek przedstawia nam również postać czarnego charakteru związanego z Armią 12 małp. Wątpię, że jest to jej przywódca - raczej można go nazwać kimś w rodzaju twarzy tej organizacji i człowiekiem od brudnej roboty. Tom Noonan nie jest aktorem, którego prezencja pasuje do stereotypowego szalonego zabójcy, i to właśnie jest niezwykła zaleta jego bohatera, bo za tą niepozornością wyraźnie kryje się groźba. Noonan już w "Hell on Wheels" pokazał wyśmienitą charyzmę i wyjątkową zdolność do grania tego typu postaci. Jego bohater w "12 małpach" znakomicie buduje napięcie i grozę - choć wygląda zwyczajnie, w scenach z nim czuć, że może bez problemu zabić z uśmiechem na ustach. Ciekawe w wątku tajemniczego jegomościa jest to, że zna on Cole'a - wspaniała sugestia zawiłości z podróżami w czasie, bo najwyraźniej spotkał bohatera, zanim ten miał z nim do czynienia. Pozostaje pytanie, czy Armia 12 małp także podróżuje w czasie. Czy postać Noonana jest związana tylko z 2015 rokiem? Pomysłowe i intrygujące. [video-browser playlist="657359" suggest=""] Postać Cassandry (Amanda Schull) tym razem schodzi na dalszy plan. Bohaterka wydaje się trochę zagubiona po wydarzeniach z pilota, a Cole poniekąd staje się celem jej życia. Praktycznie niczego nowego nie można o niej powiedzieć, bo jej rola, choć ważna, tym razem jest niewielka. Dobrze, że udaje się ukształtować jej współpracę z Cole'em, a relacje z bohaterem stają się cieplejsze. Na razie na szczęście nie dostrzegam żadnych zalążków wątku romantycznego, ale chyba możemy założyć, że prędzej czy później się pojawi. Zgodnie z zapowiedziami sporo akcji rozgrywa się też w przyszłości, co wprowadza w "12 małpach" trochę urozmaicenia. Na razie stopniowo budowana jest relacja Cole'a z Ramsem (Kirk Acevedo), która zbyt wiele nam nie mówi. Ot, są przyjaciółmi, mają wspólną przeszłość i tyle - na razie mało informacji. Dobrze, że ukazano realia zniszczonej przyszłości, w której niebezpieczeństwo kryje się za każdym zakrętem. W tych scenach najistotniejsze jest jednak dojrzewanie samego Cole'a, który w końcu wychodzi z ram narzędzia i staje się bohaterem z misją. Działa to należycie i pozwala sympatyzować z tą postacią. Czytaj również: Relacja z planu serialu „12 małp” "12 małp" zaskakuje dobrze rozwijaną fabułą oraz klimatem, który jest coraz wyraźniej zaznaczany. Widoczna jest najważniejsza zaleta seriali opartych na konspiracji: historia opowiadana jest w taki sposób, że każda kolejna minuta ciekawi, a końcówka sprawia, że chce się obejrzeć ciąg dalszy. I oby tak dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj