"12 małp" ("12 Monkeys") pokazuje w tym odcinku fajną zabawę konceptem podróży w czasie, którego jeszcze w tym serialu nie wykorzystywano w ten sposób. Pojawienie się Cole'a ponownie w teraźniejszości chwilę po tym, jak zniknął bohaterom z oczu, wprowadza ciekawe urozmaicenie i jednocześnie potrzebne zamieszanie w życiu Cassandry i Aarona. Dobrze zrealizowany pomysł, który pozwala pokazać postacie z 2015 roku z innej perspektywy. Wiadomo, że Cassie już nawiązała jakąś emocjonalną relację z Cole'em (choć do miłości daleko...), więc oczywiście to wszystko jest dla niej trudne. Zostaje jednak pokazane dobrze i z odpowiednią dawką emocji.
Problem mam trochę z Cole'em w Czeczeni, który zbyt łatwo daje się namierzać przeciwnikom. Tak doświadczony w bojach człowiek jak on nie powinien w tak banalny sposób wpadać w tarapaty. To delikatna skaza na jakości odcinku, która jednak wyraźnie rzuca się w oczy w tym odcinku.
Dobre jest to, że pomimo całej fabularnej otoczki tego epizodu nie jest on przewidywalny. Trudno było powiedzieć, do czego dojdzie w zamku czeczeńskich bojówkarzy, ale obrót spraw wydaje się jedynym rozsądnym i wiarygodnym. Rzekłbym nawet, że zaskakującym, bo przecież jak inaczej można nazwać takie poświęcenia Cole'a? Bardzo intrygujący ruch ze strony scenarzystów, a ponieważ do końca sezonu jeszcze trochę zostało, można śmiało założyć, że to nie koniec. Pozostaje pytanie - czy Cole zginął? Na śmieć bohatera raczej jest zbyt wcześnie.
Zobacz również: „Supergirl” – Melissa Benoist na pierwszych zdjęciach z planu
"12 małp" to serial niebywale przyjemny, fajnie rozpisany i bardzo ciekawy. Wszystko tutaj ładnie się zazębia, każdy kolejny odcinek wprowadza coś nowego i interesującego. Dobra rozrywka!