Trójka głównych bohaterów – Cole, Cassandra i Ramse - trafia tym razem do Berlina w 1961 roku. Ich celem jest były nazistowski lekarz, który według przesłanek zna tożsamość Świadka i skrywa wiele tajemnic związanych z zawirowaniem czasoprzestrzeni. Tropiąc zbrodniarza wojennego, nasi protagoniści konfrontują się z Mosadem, spotykają złowrogą Vivian i poznają genezę posłańców. Generalnie więc standard. Podobnie jak większość poprzednich odcinków i ten ma znamiona proceduralne: podróż w czasie, problemy z tamtejszą rzeczywistością, konfrontacja z kimś z Armii Dwunastu Małp i rozwiązanie jednej z pomniejszych zagadek fabularnych. Pod koniec bohaterowie wracają do 2044 roku i szykują się na kolejna eskapadę. Mimo to Fatherland w pewnym segmencie jest wyjątkowy. Twórcy 12 Monkeys postanowili skonfliktować głównych bohaterów i to w dość niespodziewanej konfiguracji - tym razem Cassy i Ramse działają przeciwko Cole’owi. Dochodzi między nimi do różnicy zdań w związku z celem misji. Aby postawić na swoim, w 2044 roku dwójka bohaterów wchodzi w spisek z doktorem Adlerem i bez wiedzy Jamesa cała trójka przenosi się do 1961 roku. Tam biedny Cole zostaje uśpiony i uwięziony, a Reilly i Ramse ruszają odnaleźć doktora Kichnera. Pomysł ciekawy, jednak jego realizacja pozostawia wiele do życzenia. Po pierwsze, każdy widz zdaje sobie sprawę, że konflikt ten jest tymczasowy i w żadnym wypadku nie będzie miał wpływu na fabułę. Bardzo prawdopodobne, że już w kolejnym odcinku obaj panowie znów będą braćmi, a piękna pani epidemiolog ponownie będzie robić maślane oczy do głównego bohatera. Jeśli tak złowrogi motyw jak zdrada Ramsego w pierwszym sezonie nie zdołał poróżnić naszych protagonistów, to tego typu kontry zupełnie nie mają znaczenia. Dlatego też motyw ten nie wywołuje "efektu wow" i totalnego zaskoczenia u widza, a raczej mieszane odczucia. No url Po drugie, zagranie to nie wyszło jak należy z powodu zbyt słabo nakreślonej psychologii postaci. Jedną z większych wad serialu są sztuczni, papierowi bohaterowie, zupełnie pozbawieni charakteru i odgrywający bardzo stereotypowe role. Cole to protagonista, który zawsze postąpi właściwie, mimo że targają nim różne emocje. Ramse z kolei jest zagubionym lekkoduchem, łotrzykiem, który nawet po zejściu na złą drogę będzie stał u boku głównego bohatera. Cassandra natomiast to nieskazitelna piękność z umysłem jak brzytwa i nogami do samej ziemi. Żadne z nich nie wychodzi poza swoją rolę. Twórcy zupełnie nie dają miejsca na pokazanie ich głębi psychologicznej - są jedynie pionkami miotanymi w różne strony przez wydarzenia fabularne. Dlatego też konflikt między nimi wychodzi niewiarygodnie. Cole tradycyjnie pozwala sobie na trochę gniewu, ale nie są to emocje na tyle silne, aby oddziaływały w jakiś sposób na widza. Trochę więcej czasu ekranowego niż zazwyczaj dostaje w roku 2044 Deacon. Wszystko wskazuje na to, że twórcy chcą trochę podbudować fabularnie tę postać, tak by zaczęła odgrywać ważniejszą rolę. Tym razem ten prawdziwy badass zamienia się w całkiem romantycznego kolesia, zakochanego na zabój w pięknej Cassie. Pozornie może to wydawać się dobrym krokiem w budowaniu tego bohatera, lecz tak naprawdę wpadamy w kolejny stereotyp. Łotr z gorącym sercem, namiętny przystojniak o mrocznym spojrzeniu czujący miętę do głównej bohaterki i konkurujący o jej serce z protagonistą - znamy to już, prawda? Wystarczy przypomnieć sobie Sawyera z Zagubionych. Mimo wszystko jednak daję szansę tej postaci, bo jest ona o niebo ciekawsza niż Cole, Ramse i Cassie razem wzięci. Gigantyczną zaletą Fatherland jest to, że nie musimy tym razem oglądać Jennifer Goines. Abstrahując już od irytującej maniery aktorskiej, postać ta wprowadza zbyt dużo chaosu swoimi proroctwami, żarcikami i innymi szaleństwami. To, czego potrzebuje 12 małp na tym etapie, to żelazna logika zdarzeń, która sprawi, że działania w różnych czasoprzestrzeniach będą bardziej czytelne i racjonalne. Jennifer to postać, która z jednej strony wszystko wie, a z drugiej jest kompletnie niepoczytalna, w związku czym często gmatwa fabułę. Być może jest to celowe zagranie twórców, jednak osobiście uważam, że ta bohaterka jest niepotrzebna. Mam ogromny problem z serialowymi 12 małpami i 10. odcinek nie pomógł mi go rozwiązać. Z jednej strony sam koncept jest świetny - podróże w czasie dają multum możliwości do zabawy formą i treścią. Z drugiej jednak produkcja cierpi z powodu słabych charakterów, miałkiej fabuły, ciągłych zagadek i ogólnego chaosu. Fatherland na tym polu nie wyróżnia się za bardzo, ale dzięki kilku motywom jest małym kroczkiem do przodu. W serialu, którego głównym bohaterem jest czas, trzeba niezwykle precyzyjnie podchodzić do liniowości wydarzeń, bo kilka błędów i wszystko się sypie. Wydaje mi się, że twórcy mają tego świadomość i uważnie stawiają kolejne fabularne kroki. Osobiście proponowałbym im jeszcze lekturę Lema i odświeżenie trylogii Powrotu do przyszłości, bo tam zabawa z czasem jest istnym majstersztykiem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj