Czwarty odcinek 1923 należał do Helen Mirren, która zaimponowała swoją grą. Każdy z głównych bohaterów przeżywał dramat i stawił czoła trudnym wyzwaniom, co dostarczyło sporo emocji.
Poprzedni odcinek 1923 pozostawił nas w niepewności o los Jacoba i Elizabeth, którzy zostali postrzeleni podczas napaści Bannera i jego ludzi. Twórcy nie od razu wyjawili, że oboje przeżyli, aby jeszcze przez kilka chwil podroczyć się z widzami. Ostatecznie można było odetchnąć z ulgą, bo są w ciężkim, ale stabilnym stanie.
Taki przebieg wydarzeń pozwolił Helen Mirren wyjść na pierwszy plan w tym odcinku. Cara zajęła się kilkoma sprawami, w których musiała wykazać się opanowaniem. Nie przyszło jej to z łatwością, bo kilka razy dała upust emocjom, ale zachowała łzy dla siebie. Zobaczyliśmy jej kilka oblicz – opiekuńczą, stanowczą i wrażliwą. To sporo jak na jeden epizod. Mirren dobrze oddaje te wahania nastroju bohaterki, która przechodzi stresujący czas. Nie ma w tym żadnej sztuczności, dlatego te emocje udzielają się widzom i jednocześnie angażują w historię.
Konfrontacja Cary z matką rannej Elizabeth, która chciała odwołać ślub i zabrać córkę z rancza, nie była porywająca. Po prostu twórcy woleli, aby obyło się bez histerii, a kobiety zachowały godność. Panowała wroga atmosfera wynikająca z żałoby po bliskich. To w zupełności wystarczyło w tym wątku. Darren Mann w roli Jacka został przyćmiony przez kobiece bohaterki.
Natomiast Helen Mirren najbardziej zaimponowała, gdy jej postać musiała zająć miejsce znajdującego się na granicy życia i śmierci Jacoba. Najpierw powstrzymała zapędy Jacka i kowbojów, którzy chcieli ruszyć w drogę, aby odzyskać bydło. A potem zjawiła się na zebraniu w ratuszu, aby utworzyć jednostkę policyjną, która ma złapać morderców i złodziei żywego inwentarza. I choć wykazała się siłą charakteru przed grupą mężczyzn w obu przypadkach, musiała swoje argumenty podeprzeć radą Jacoba oraz listem ze sfałszowanym podpisem. W ten sposób subtelnie pokazano słabą pozycję kobiet na początku XX wieku, ale też przełamywanie tych barier, bo Cara jednak postawiła na swoim. To był aktorski popis Mirren, która w scenie konfrontacji z pewnym siebie Bannerem wypadła znakomicie. Takie kreacje ogląda się z dużą przyjemnością.
Również Teonna przeżywała trudne chwile. Ponownie zobaczyliśmy, w jaki sposób dziewczyna zaatakowała zakonnicę, a następnie została boleśnie ukarana. Sceny tortur poruszały. Twórcy zdecydowali się przełamać schemat tego wątku, ponieważ bohaterka postanowiła uciec ze szkoły z internatem dla rdzennych mieszkańców Ameryki. Nie obyło się bez bardzo brutalnej i upiornej sceny, w której Indianka zamordowała prześladującą ją zakonnicę. Ponadto cieszy, że ta historia ruszy z miejsca, bo wydaje się, że na temat szkół, które były koszmarem dla dziewcząt, powiedziano już wszystko.
Z tymi tragicznymi wydarzeniami w Montanie bardzo kontrastował wątek zakochanego Spencera, który na niebiańskiej, afrykańskiej plaży spędza upojne chwile z Alex. Zupełnie to nie pasowało to przygnębiającego nastroju odcinka. Rozumiem, że Spencer to ważna postać dla 1923, a wybór do tej roli Brandona Sklenara to był strzał w dziesiątkę, dlatego warto budować wokół niego historię i rozwijać jego postać. Ale przez to za bardzo oddalamy się od Ameryki i Yellowstone. Twórcy za dużo czasu poświęcają temu romansowi, który na szczęście tętni przekonującą namiętnością i chemią między aktorami. Zreflektowali się w porę, dzięki czemu na koniec odcinka Spencer stawił czoła demonom przeszłości, czytając z Alex listy od ciotki Cary. Przebłyski z frontu robiły wrażenie swoim rozmachem i dobrze pokazywały horror wojny. Odcinek zamknęło odkrycie listu, w którym dowiedzieli się o zamachu na jego brata i wujka. To zakończenie poprowadzono wzorowo, ponieważ nie zabrakło w nim sporej dawki emocji.
Czwarty odcinek 1923 był interesujący i angażujący. Aktorom należą się słowa pochwały, bo zagrali bardzo dobrze. Trzeba dodać, że do obsady dołączył Timothy Dalton, którego bohater ma chrapkę na Yellowstone i zasoby naturalne. Wystąpił w jednej scenie, po której przekonaliśmy się, że Donald Whitfield to groźna i drapieżna postać. Aktor zagrał świetnie, dlatego niecierpliwie będziemy czekać, aż skonfrontuje się z Duttonami. A to nastąpi dopiero w lutym, gdy serial powróci po przerwie. Jednak możemy być spokojni o drugą część sezonu, bo pierwsze odcinki utwierdziły nas w przekonaniu, że ten spin-off Yellowstone to kolejna solidna produkcja od Taylora Sheridana, która jest warta uwagi.