Premierowy odcinek 1923 zakończył się aż dwoma cliffhangerami, dlatego drugi epizod rozpoczął się bardzo dynamicznie. Najpierw Spencer musiał poradzić sobie z atakującym go lampartem. Z jednej strony akcja emocjonowała, bo bohater został ranny, a do tego zginął jego czarnoskóry pomocnik. Z drugiej strony cała sytuacja wydawała się nieco absurdalna w kontekście świata Yellowstone, dlatego budziła mieszane uczucia. Dobrze, że efekty wizualne stały na przyzwoitym poziomie, bo inaczej scena byłaby nie do zniesienia. Nawet nie wyratowałby tego świetny Brandon Sklenar w roli Spencera, który jest najlepszą postacią serialu. Wykreował mężczyznę o silnym charakterze, który budzi respekt, a czasem nawet trwogę, o czym przekonaliśmy się w czasie konfrontacji z Hollandem. W dalszej części jego wątku wprowadzono postać Alexandry po to, aby bohaterowie w błyskawiczny sposób się w sobie zakochali. Zupełnie jakbyśmy oglądali krótki film romantyczny, w którym te uczucia muszą się jak najszybciej rozwinąć, a nie serial, w którym pośpiech i wynikająca z tego sztuczność są odczuwalne. Twórcy starali się, aby pochopna decyzja kobiety o ucieczce ze Spencerem przed małżeństwem i nudnym życiem w bogactwie miała sens. Julia Schlaepfer sprawiła, że wybór jej bohaterki był częściowo zrozumiały. Dzięki przyjemnej chemii między parą te uczucia i namiętność są wiarygodne. Po prostu prędkość wydarzeń była nieznośna. Ta miłosna historia ociera się o naiwną disnejowską bajkę o księżniczkach, w której nie ma czasu na rozwój prawdziwej relacji, bo przecież wystarczy kilka spędzonych ze sobą dni, aby się zaręczyć. 
fot. Paramount Network
W wątku Spencera twórców całkowicie poniosła wyobraźnia. Zrozumiałe jest, że chcieli pokazać piękno Afryki, tak jak to robią z Montaną, ale historia z atakiem słonia, lwów i hien była trochę niepoważna. Wywołała dreszczyk emocji, bo bohaterowie musieli się bronić przed zwierzętami na drzewie, ale było to niedorzeczne. Zupełnie jak w filmach przygodowych z lat 80., tylko że postać Spencera nie jest tak groteskowa. Wygląda na to, że ten afrykański wątek szybko się skończy, gdy do bohatera dotrze list od ciotki Cary o dramatycznych wydarzeniach, jakie spotkały rodzinę Duttonów w USA. Drugi cliffhanger dotyczył Jacka, który zauważył Bannera z ludźmi wypasającymi owce. Doszło do strzelaniny między grupami, która zakończyła się na początku drugiego odcinka. Nie dostarczyła zbyt wielu emocji ani nie zachwyciła widowiskowością. Bardziej mogła się w tym przypadku podobać konfrontacja między Jacobem a Bannerem. Ostatecznie Jake powiesił niezdyscyplinowanych hodowców, co jest tradycją w rodzinie Duttonów. Z więzów uwolniła się tylko postać grana przez dobrego w tej roli Jerome’a Flynna – ta scena nawet trzymała w napięciu, bo jego koń był dość niespokojny i ruchliwy, więc w każdej chwili mogło dojść do jego śmierci. 
fot. Paramount Network
Banner zemścił się w końcówce trzeciego odcinka, gdy jego ludzie napadli na Duttonów, a on sam potem wymierzył sprawiedliwość, strzelając z pistoletu maszynowego. Te wydarzenia zaskakiwały, ponieważ kilku bohaterów zostało poważnie rannych, a do tego zginął John. Ta strzelanina została nakręcona lepiej niż wcześniejsza, dlatego zapewniła dobre widowisko i mnóstwo emocji. Ponadto wyjaśniła się scena z morderczą Carą z pierwszych minut 1923. Jacob i Elizabeth zostaną opatrzeni przez lekarza, ale ich życie wisi na włosku. Szczególnie niepewny jest los Duttona, w którego wciela się Harrison Ford, będący twarzą serialu. Twórcom udało się wzbudzić naszą niepewność. W drugim odcinku ponownie oglądaliśmy wątek buntowniczej Teonny, która za karę za napaść na zakonnicę trafiła do pewnego rodzaju izolatki. Musieliśmy oglądać tortury fizyczne i psychiczne młodej Indianki, co było bardzo nieprzyjemne. To trudny temat, który twórcy potraktowali poważnie i z dużą odpowiedzialnością. Dołożyli jeszcze do tego rasistowski wątek, w którym babcia Teonny chciała jej pomóc, ale urzędnicy utrudniali jej życie, jak mogli, traktując ją jak podczłowieka. To ważna historia uświadamiająca o haniebnej przeszłości Stanów Zjednoczonych, ale mimo wszystko jest wciąż zbyt mocno oderwana od wątku rodziny Duttonów. Może dlatego zrezygnowano z niego w trzecim odcinku.
fot. Paramount Network
+12 więcej
Twórcom bardzo zależy, aby dobrze przedstawić obyczajowe tło wydarzeń. Akcja rozgrywa się w czasach prohibicji, więc nie zabrakło sceny, jak młodzi bohaterowie poszli do baru w podziemiach budynku, gdzie grano muzykę, tańczono i serwowano drinki. Przy okazji rozwinięto wątek romansowy między Jackiem a Elizabeth, który też poniekąd zahacza o tematykę seksu przedmałżeńskiego. Bardzo podobała mi się scena, gdy na ulicy miasta mężczyzna sprzedawał pralki i lodówki oraz możliwość doprowadzenia elektryczności do domu, co było zalążkiem nowoczesności w USA. Reakcje sceptycznych bohaterów były błyskotliwe i pełne humoru. Szczególnie w sarkastycznych i kąśliwych komentarzach brylowała Helen Mirren. Dzięki niej również tak sympatycznie wypadają rozmowy między Carą i Jacobem, co trochę przypomina miłosną relację między Beth a Ripem. Drugi odcinek 1923 był dość podobny do premierowego. Z tą różnicą, że więcej akcji obserwowaliśmy na jego początku. Dlatego był on nieco rozczarowujący, choć wciąż doceniam rozmach serialu, szczególnie gdy pokazywano wydarzenia rozgrywające się w Afryce. Trzeci epizod trochę się dłużył, ale gdy zbliżaliśmy się do końca, emocje wzrastały – aż do szokującej i krwawej końcówki. W rezultacie z dużą niecierpliwością będziemy czekać na dalszy ciąg historii, aby dowiedzieć się, kto przeżyje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj