Pierwszy sezon serialu 24: Dziedzictwo dobiegł końca. Czy ostatni odcinek był godnym zakończeniem serii? Sprawdzam i oceniam z perspektywy osoby, która nie oglądała 24 godzin.
Ostatni epizod skupił sie przede wszystkim na akcji odbicia Rebekki z rąk terrorystów pod wodzą Szejka Bin-Khalida. Jedynym wyjściem z tej sytuacji staje się córka Asima Naseriego, którą ten uważał za zmarłą. Carter wymyśla plan uratowania swojej przyjaciółki, którego ważnym czynnikiem ma być młoda dziewczyna. Eric chce doprowadzić do wymiany Rebecci na ukochane dziecko swojego przeciwnika. Gra toczy się o wielką stawkę, a czas ucieka. CTU mobilizuje wszelkie siły, aby ta misja się udała.
Przede wszystkim muszę od razu wyładować swoją frustracje za jedną rzecz, mianowicie uśmiercenie postaci Rebekki Ingram. Była szefowa CTU była najjaśniejszym punktem tego spin-offu. Twarda, nieustępliwa, charyzmatyczna a przy tym krucha, zagubiona. Istny zbiór przeciwności, postać niejednoznaczna moralnie, które uwielbiam w produkcjach kinowych i telewizyjnych. Jednak nie wiedzieć czemu twórcy postanowili się jej pozbyć w finałowym epizodzie. Tego wybaczyć nie mogę.
Miranda Otto doskonale pokazała wszelkie skrajności i niuanse swojej bohaterki, które kształtowały jej profil psychologiczny. Ta postać stanowiła ważny czynnik dla motywacji reszty bohaterów i pokazywała nam świat tej produkcji. Była swego rodzaju prawdziwym przewodnikiem po historii, wypadała bardziej wiarygodnie od głównego bohatera. Jednak nie zobaczymy jej w następnym sezonie, jeśli taki powstanie. Wielka szkoda.
Twórcy nie popisali się także, jeśli chodzi o stronę stricte sensacyjną. Sceny akcji były nijakie i nie powalały efektywnością. Jak widać limit inwencji twórczej scenarzystów wystarczył tylko na pierwsze dziesięć minut odcinka i scenę potyczki w kryjówce. Ta była ciekawie wykreowana, szczególnie sekwencja pojedynku pomiędzy Tonym a Ericiem. Nieźle zrealizowana choreografia walki i moment, który trzymał w napięciu, kiedy Carter był trzymany na muszce i telefon od Donovana go uratował. Dobry początek, jednak potem było już tylko gorzej. Przegadany, mało emocjonujący odcinek, który nie zmusił widza do siedzenia na krawędzi fotela, a powinien. A już końcowa wymiana była do bólu przewidywalną, oklepaną kliszą innych produkcji, które już mieliśmy okazję zobaczyć na ekranie. Zapowiadało się coś naprawdę dobrego, a tu takie rozczarowanie.
Pole do popisu w epizodzie miała w gruncie rzeczy tylko jedna postać, główny bohater Eric Carter. I można powiedzieć całkiem nieźle mu poszło. Na nim skupiła się linia fabularna całego odcinka, akcja goniła właśnie za postacią Cartera. Żołnierz dobrze sprawdził się w kontrze do innych postaci, jednak warto tutaj zaznaczyć, że nie miał za bardzo konkurentów, ponieważ inni zostali zdecydowanie odsunięci na boczny tor. Mullins, który z dobrej strony pokazał się w poprzednim epizodzie, tutaj został zdegradowany do roli statysty. To samo jeśli chodzi o Naseriego. Mimo że był ważną częścią opowiadanej historii, to nie dało się tego dostrzec na ekranie. Oprócz dobrego fragmentu podczas próby egzekucji Rebekki, tak naprawdę ta postać przemknęła niezauważalnie przez ekran aż do swojej serialowej śmierci. I tak nie mieliśmy w finale wyrazistego czarnego charakteru oraz ciekawych bohaterów drugoplanowych. Wyszło to zdecydowanie na minus dla całego odcinka.
Finał pierwszego sezonu serialu
24: Legacy nie sprostał oczekiwaniom widzów. W ostatnim epizodzie mieliśmy pewne przesłanki co do kolejnej serii, jednak jeśli miałbym obstawiać, czy dostaniemy drugi sezon, nie wyłożyłbym dużej kwoty.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h