O 24: Jeszcze jeden dzień można przeczytać wiele skrajnych opinii, ale ja od samego początku tego sezonu mam wyrobione zdanie, które tylko ugruntowuje się z każdą kolejną odsłoną. Nie jest to najlepsza seria 24: Jeszcze jeden dzień, ale z całą pewnością bardzo udany powrót na ekrany po długiej przerwie. Coraz więcej przesłanek wskazuje na to, że ten rozdział ma spełniać jedną podstawową funkcję – ma być epilogiem historii, której nie udało się zakończyć pełnometrażowym filmem. Nikt nie myśli teraz o następnych sezonach i trzeba w tym konkretnym czasie traktować Dzień 9 jako ostatni. Wszelkie zarzuty, że jest on realizowany na siłę i bez pomysłu, uważam za niedorzeczne. Dostaliśmy bowiem to, co każdy miłośnik telewizji i fan 24: Jeszcze jeden dzień powinien docenić.
Bardzo dobrze dostosowano się do nowego, 12-odcinkowego formatu. Nie poddano się "starej" formule szalonego tempa w każdym epizodzie, aby uniknąć fabularnych luk, przeszarżowania i stworzenia czegoś pustego jak wydmuszka. Kiedyś twórcy mieli czas niemal na wszystko, nawet niepotrzebne zapychacze. Tym razem jest zupełnie inaczej. I choć zapewne większość miłośników Bauera oczekiwała niesamowitych fajerwerków co tydzień, scenarzyści przyjęli inna taktykę, bliższą tej, jaką można obserwować w telewizji kablowej. Każda odsłona ma jakiś motyw przewodni i styl realizacji, według którego się porusza. Są takie napakowane akcją (1-2, 6-7) i te bardziej kameralne, bazujące na emocjach i napięciu (3-5). Plan na 24: Jeszcze jeden dzień jest więc widoczny gołym okiem, a jego wprowadzanie w życie odbywa się bardzo rozsądnie i dojrzale.
Ósmy odcinek wpisuje się na pewno w tę drugą grupę. Przez cały seans zastanawiamy się, czy James Heller naprawdę ma zamiar poświęcić się dla dobra ogółu, w czasie gdy Jack i spółka do ostatniej chwili starają się zapobiec niemożliwemu. Na najwyższe słowa uznania zasługują William Devane i Sean Callery. To był teatr jednego, rewelacyjnego aktora przy nieziemskim muzycznym akompaniamencie. Każdą scenę z udziałem prezydenta oglądało się z zapartym tchem, nie bez wydatnej pomocy Kiefera Sutherlanda i Kim Raver. Trudno nie zauważyć analogii do jednego z najlepszych epizodów w historii serialu, czyli 18 odsłony trzeciej serii. Walka z czasem o uratowanie Ryana Chapelle’a nie skończyła się wówczas dla bohatera szczęśliwie. 24: Jeszcze jeden dzień jednak słynie z tego, że unika happy endów jak ognia. Wydaje się, że nie inaczej jest i tym razem.
[video-browser playlist="633968" suggest=""]Koniec 200 odcinka 24: Jeszcze jeden dzień kompletnie zmienia reguły gry. Międzynarodowy incydent takiego kalibru może mieć olbrzymie reperkusje. Będzie starał się je powstrzymać Bauer, dla którego ta misja właśnie stała się bardzo osobista. A w tle przewija się jeszcze masa innych ciekawych wątków. Jak obietnica, którą Mark złożył Rosjanom, ma się do ułaskawienia Jacka? Jak w całym chaosie tej niewyobrażalnej sytuacji odnajdzie się wiceprezydent? Nie można zapominać o toczącej się równolegle historii Navarro, którego dekonspiracja zbliża się wielkimi krokami.
Przed nami finałowe cztery epizody 24: Jeszcze jeden dzień i aż 16 godzin do pokrycia. Twórcy obiecali przeskok w czasie i kilka dni temu potwierdzili, że słowa dotrzymają. W każdym razie wszystko wskazuje na to, że nie znajdziemy chwili wytchnienia już do końca sezonu, który ogląda się lepiej z każdym kolejnym odcinkiem.
Na marginesie:
- Wake the bitch up!
- Ciekawe, kto jest wiceprezydentem i czy to ktoś, kogo znamy.
- Brak cichego zegara dla Hellera spowodował wysyp teorii spiskowych, według których jednak przeżył. To "24", więc wszystko jest możliwe, ale sfingowanie tej konkretnej śmierci to byłoby dopiero niezłe sci-fi. Jednak w tym serialu, nawet jak uderzy w ciebie pocisk z drona, żyjesz, póki nie zobaczymy cię w czarnym worku na zwłoki.
- Nawiązania do 2x15 (poświęcenie Hellera jak Masona) 3x18 i 4x20 (histeria Audrey po śmierci Paula) mile widziane. Trzeba je traktować bardziej jako hołd niż repetycje, gdy uzmysłowimy sobie, że choćby od śmierci Chapelle’a minęło w świecie "24" około 15, a od śmierci Rainesa ponad 13 lat.
- To zapewne tylko zbieg okoliczności, ale brak Erika w ostatnich trzech odcinkach jest na pewno jednym z powodów, dzięki którym były one takie świetne.
- Piękny Londyn z lotu ptaka. Zdjęcia tam to był strzał w 10.
- Najwyższy czas wyciągnąć Chloe z tego pubu!
- Wiadomo, że przed premierą chciałoby się, aby każdy odcinek był na 5/5, ale takie oczekiwania muszą skończyć się rozczarowaniem. Widać po kulisach produkcji, że ekipa nie robiła "LAD" tylko dla nas, ale też dla siebie i świetnie się przy tym bawiła. Wyszło bardzo dobrze, a najlepsze dopiero przed nami. Cieszcie się, póki możecie, bo więcej "24" może już niestety nie być.