„24: Jeszcze jeden dzień”: Czas patrioty – recenzja
24: Jeszcze jeden dzień utrzymuje bardzo wysoką formę prezentowaną w ostatnich tygodniach. Po olbrzymiej dawce akcji w epizodzie siódmym tym razem dostajemy odcinek niezwykle emocjonalny i godny jubileuszu 200 godziny przygód Jacka Bauera.
24: Jeszcze jeden dzień utrzymuje bardzo wysoką formę prezentowaną w ostatnich tygodniach. Po olbrzymiej dawce akcji w epizodzie siódmym tym razem dostajemy odcinek niezwykle emocjonalny i godny jubileuszu 200 godziny przygód Jacka Bauera.
O 24: Jeszcze jeden dzień można przeczytać wiele skrajnych opinii, ale ja od samego początku tego sezonu mam wyrobione zdanie, które tylko ugruntowuje się z każdą kolejną odsłoną. Nie jest to najlepsza seria 24: Jeszcze jeden dzień, ale z całą pewnością bardzo udany powrót na ekrany po długiej przerwie. Coraz więcej przesłanek wskazuje na to, że ten rozdział ma spełniać jedną podstawową funkcję – ma być epilogiem historii, której nie udało się zakończyć pełnometrażowym filmem. Nikt nie myśli teraz o następnych sezonach i trzeba w tym konkretnym czasie traktować Dzień 9 jako ostatni. Wszelkie zarzuty, że jest on realizowany na siłę i bez pomysłu, uważam za niedorzeczne. Dostaliśmy bowiem to, co każdy miłośnik telewizji i fan 24: Jeszcze jeden dzień powinien docenić.
Bardzo dobrze dostosowano się do nowego, 12-odcinkowego formatu. Nie poddano się "starej" formule szalonego tempa w każdym epizodzie, aby uniknąć fabularnych luk, przeszarżowania i stworzenia czegoś pustego jak wydmuszka. Kiedyś twórcy mieli czas niemal na wszystko, nawet niepotrzebne zapychacze. Tym razem jest zupełnie inaczej. I choć zapewne większość miłośników Bauera oczekiwała niesamowitych fajerwerków co tydzień, scenarzyści przyjęli inna taktykę, bliższą tej, jaką można obserwować w telewizji kablowej. Każda odsłona ma jakiś motyw przewodni i styl realizacji, według którego się porusza. Są takie napakowane akcją (1-2, 6-7) i te bardziej kameralne, bazujące na emocjach i napięciu (3-5). Plan na 24: Jeszcze jeden dzień jest więc widoczny gołym okiem, a jego wprowadzanie w życie odbywa się bardzo rozsądnie i dojrzale.
Ósmy odcinek wpisuje się na pewno w tę drugą grupę. Przez cały seans zastanawiamy się, czy James Heller naprawdę ma zamiar poświęcić się dla dobra ogółu, w czasie gdy Jack i spółka do ostatniej chwili starają się zapobiec niemożliwemu. Na najwyższe słowa uznania zasługują William Devane i Sean Callery. To był teatr jednego, rewelacyjnego aktora przy nieziemskim muzycznym akompaniamencie. Każdą scenę z udziałem prezydenta oglądało się z zapartym tchem, nie bez wydatnej pomocy Kiefera Sutherlanda i Kim Raver. Trudno nie zauważyć analogii do jednego z najlepszych epizodów w historii serialu, czyli 18 odsłony trzeciej serii. Walka z czasem o uratowanie Ryana Chapelle’a nie skończyła się wówczas dla bohatera szczęśliwie. 24: Jeszcze jeden dzień jednak słynie z tego, że unika happy endów jak ognia. Wydaje się, że nie inaczej jest i tym razem.
[video-browser playlist="633968" suggest=""]
Koniec 200 odcinka 24: Jeszcze jeden dzień kompletnie zmienia reguły gry. Międzynarodowy incydent takiego kalibru może mieć olbrzymie reperkusje. Będzie starał się je powstrzymać Bauer, dla którego ta misja właśnie stała się bardzo osobista. A w tle przewija się jeszcze masa innych ciekawych wątków. Jak obietnica, którą Mark złożył Rosjanom, ma się do ułaskawienia Jacka? Jak w całym chaosie tej niewyobrażalnej sytuacji odnajdzie się wiceprezydent? Nie można zapominać o toczącej się równolegle historii Navarro, którego dekonspiracja zbliża się wielkimi krokami.
Przed nami finałowe cztery epizody 24: Jeszcze jeden dzień i aż 16 godzin do pokrycia. Twórcy obiecali przeskok w czasie i kilka dni temu potwierdzili, że słowa dotrzymają. W każdym razie wszystko wskazuje na to, że nie znajdziemy chwili wytchnienia już do końca sezonu, który ogląda się lepiej z każdym kolejnym odcinkiem.
Na marginesie:
- Wake the bitch up!
- Ciekawe, kto jest wiceprezydentem i czy to ktoś, kogo znamy.
- Brak cichego zegara dla Hellera spowodował wysyp teorii spiskowych, według których jednak przeżył. To "24", więc wszystko jest możliwe, ale sfingowanie tej konkretnej śmierci to byłoby dopiero niezłe sci-fi. Jednak w tym serialu, nawet jak uderzy w ciebie pocisk z drona, żyjesz, póki nie zobaczymy cię w czarnym worku na zwłoki.
- Nawiązania do 2x15 (poświęcenie Hellera jak Masona) 3x18 i 4x20 (histeria Audrey po śmierci Paula) mile widziane. Trzeba je traktować bardziej jako hołd niż repetycje, gdy uzmysłowimy sobie, że choćby od śmierci Chapelle’a minęło w świecie "24" około 15, a od śmierci Rainesa ponad 13 lat.
- To zapewne tylko zbieg okoliczności, ale brak Erika w ostatnich trzech odcinkach jest na pewno jednym z powodów, dzięki którym były one takie świetne.
- Piękny Londyn z lotu ptaka. Zdjęcia tam to był strzał w 10.
- Najwyższy czas wyciągnąć Chloe z tego pubu!
- Wiadomo, że przed premierą chciałoby się, aby każdy odcinek był na 5/5, ale takie oczekiwania muszą skończyć się rozczarowaniem. Widać po kulisach produkcji, że ekipa nie robiła "LAD" tylko dla nas, ale też dla siebie i świetnie się przy tym bawiła. Wyszło bardzo dobrze, a najlepsze dopiero przed nami. Cieszcie się, póki możecie, bo więcej "24" może już niestety nie być.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat