A Cup Of Coffee And New Shoes On to jeden z filmów, które konkurują w paśmie On Air na tegorocznym Tofifeście. Nie wiem, czy film wygra, ale na pewno udało mu się doprowadzić do łez kilka osób na widowni.
Mam mieszane uczucia względem A Cup Of Coffee And New Shoes On. Obejrzałam film podczas 21. edycji festiwalu filmowego Tofifest. Produkcja bierze udział w konkursie głównym On Air, dlatego tym bardziej muszę być wobec niej surowa – w końcu podczas mojej poprzedniej wizyty w Toruniu w ramach tego samego pasma obejrzałam między innymi wybitną Olgę, o której myślałam jeszcze długo po seansie. Z tak wysoko postawioną poprzeczką, muszę przyznać, że A Cup Of Coffee And New Shoes On nie był perfekcyjny, choć miał kilka mocnych, wzruszających i bliskich ideału momentów.
A Cup Of Coffee And New Shoes On w reżyserii Gentiana Koçi to jeden z filmów, którego seansu najbardziej nie mogłam doczekać się podczas tegorocznego Tofifestu. Powodem jest ciekawa sytuacja wyjściowa, na której opiera się cała produkcja. Głównymi bohaterami są bowiem jednojajowi bliźniacy, którzy są głusi. Jednak gdy dowiadują się, że przez rzadką chorobę genetyczną mają także wkrótce stracić wzrok, dzięki któremu do tej pory porozumiewali się ze sobą, a także z resztą świata, muszą zmierzyć się z przerażającą wizją nowej rzeczywistości, w której potrzebują pomocy w toalecie, przy wiązaniu butów i zaparzaniu tytułowej kawy.
Już na samym wstępie mamy więc w pewnym sensie sytuację bez wyjścia, w której nikt cudem nie ozdrowieje. Już na bardzo wczesnym etapie seansu czujemy, że nie podążamy w stronę szczęśliwego, hollywoodzkiego finału. Twórca raczej nie chciał nas zaskoczyć ostatnim przystankiem, tylko przeprowadzić za rękę po wszystkich etapach podróży Agima i Gëzima. Umożliwić nam poczucie tego, co przeżywają bracia. A czasem te emocje są bardzo ciężkie do strawienia, ponieważ im dalej prowadzi nas fabuła, tym bardziej przebija się przez nie bezsilność.
Zresztą, jedną z moich ulubionych scen z filmu jest ta, w której jeden z braci ma koszmar. W śnie oglądamy jego rozmazanych bliskich z pierwszoosobowego, w tym wypadku wręcz klaustrofobicznego punktu widzenia. Dzielimy jego strach i przerażenie, że w pewnym momencie widok stanie się na tyle niewyraźny, że nie będzie już rozumiał, co opowiada mu brat. To naprawdę dobra, mocna scena. I tak jak wspomniałam we wstępie, jest ich więcej. Na przykład ta, w której jeden brat desperacko podbiega do drugiego, by tamten mógł dotknąć jego twarzy i poczuć, że to właśnie on, uspokoić się, że nagle do domu nie weszła obca osoba. Albo kolejna, w której bohater zamyka oczy, próbując przekonać się, jak będzie niedługo wyglądać jego życie, po czym próbując załatwić swoją potrzebę fizjologiczną, sika na podłogę, a nie do toalety.
To tylko kilka przykładów na to, że reżyser naprawdę ma ogromny talent, ponieważ udało mu się w tych krótkich momentach perfekcyjnie uwiecznić strach, bezsilność czy upokorzenie. Problem w tym, że pomiędzy tymi genialnymi ujęciami jest wiele niepotrzebnych, dłużących się scen. Kilka razy miałam wrażenie, że już minął odpowiedni moment na idealne zakończenie tego filmu. Głównym problemem A Cup Of Coffee And New Shoes On jest właśnie długość filmu. Seans niestety z czasem staje się nużący, szczególnie że przez większość czasu historia jest prowadzona na jedną nutę. Brakowało mi jakiegoś lepszego rozmieszczenia kluczowych momentów i skrócenia niektórych niepotrzebnych ujęć, które odbierały filmowi całą dynamikę.
I to niejedyny problem. Druga rzecz, która przeszkadzała mi podczas seansu, to fakt, że przez cały czas miało się wrażenie, że ogląda się film. Już wyjaśniam, o co mi chodzi. Ubrania noszone przez bohaterów wyglądały jak kostiumy, ludzie w tle jak statyści, a tło jak scenografia. W momencie, kiedy jest opowiadana tak intymna, kameralna historia, chciałabym naprawdę uwierzyć w prawdziwość przedstawianego świata. Rozumiem, że twórca chciał, by wszystko było piękne, zapięte na ostatni guzik i estetyczne, jednak wolałabym zobaczyć kilka zagiętych rogów, pogniecionych ubrań i nie pasujących do siebie przedmiotów w mieszkaniu. Czasem takie mocne stylizowanie podbija klimat filmu, jednak w tym wypadku po prostu nie pasowało mi do opowiadanej historii.
Mimo tego, że nie wszystko mi się podobało, muszę przyznać, że A Cup Of Coffee And New Shoes On zdało najważniejszy egzamin: wiele ludzi po seansie płakało. Jeśli sztuka wzrusza, bawi i wywołuje dyskusje, to prawdopodobnie coś zostało zrobione dobrze. Sama kilka razy miałam w kinie węzeł w gardle, więc jestem w stanie przymknąć oko na niektóre mankamenty. Jeśli lubicie kameralne, powolne i wzruszające produkcje, to prawdopodobnie jest to strzał w dziesiątkę.