A potem tańczyliśmy to gruziński film napisany i wyreżyserowany przez Levana Akina. Dzieło miało swoją premierę w 2019 roku na festiwalu w Cannes i spotkało się ze świetnym przyjęciem. Nic dziwnego – po obejrzeniu filmu trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że w pełni zasługuje na kilkunastominutową owację na stojąco. Reżyser prowadzi bowiem widzów przez historię w taki sposób, że każda scena jest wizualną i emocjonalną przyjemnością. Głównym bohaterem filmu jest Merab (Levan Gelbakhiani), tancerz Gruzińskiego Baletu Narodowego. Film otwiera scena codziennych zajęć, które zaburza jednak pojawienie się nowego tancerza, Irakliego (Bachi Valishvili). Kiedy chłopak prezentuje swoje taneczne umiejętności, w oczach Meraba dostrzegamy zazdrość. Na jego twarzy zaś maluje się lęk przed tym, że może nie być tak dobry jak nowy znajomy. Dodatkowo dla członków baletu pojawia się szansa na spełnienie marzeń. Jeden z nich może dostać się do pierwszego zespołu, co jest nie tylko przepustką do kariery, lecz również do świata Zachodu. Świata, o którym marzą wszyscy tancerze, w którym nawet tytoń ma lepszy smak. Początek filmu może sugerować, że Levan Akin zainspirował się Czarnym łabędziem Darrena Aronofsky’ego i przepisał go na męskie postaci. Nic jednak bardziej mylnego. A potem tańczyliśmy nie jest bowiem naznaczone żadnym naśladownictwem, to dzieło w pełni oryginalne. Skojarzenie z dziełem amerykańskiego reżysera szybko zaś się rozmywa, a ze względu na klimat i fabułę filmowi Akina bliżej do Tamtych dni, tamtych nocy Luki Guadagnino. Obawa Meraba przed Iraklim szybko ustępuje bowiem fascynacji, a ta przeradza się pożądanie. Łatwo zrozumiemy emocje Meraba, bo kiedy czarujący i charyzmatyczny Irakli pojawia się w kadrze, rzeczywiście nie można oderwać od niego wzroku. Obaj aktorzy zostali zresztą trafnie obsadzeni i rewelacyjnie wywiązali się z powierzonych zadań. Dzięki ich aktorstwu czujemy autentyzm świetnie napisanych postaci. Każde spojrzenie wydaje się być prawdziwe, a mowa ich ciał przekazuje przepełniające bohaterów emocje. Aktorzy niezwykle adekwatnie ukazali wzajemną fascynację, a ich relacja nawiązuje się również w tańcu. W filmie rewelacyjnie wypadły także sceny zmysłowe, które często kipią erotyzmem i namiętnością. Wystarczy przywołać skąpaną w gorących barwach scenę, w której półnagi Merab tańczy dla Irakliego, a jego taniec jest niemalże wyznaniem miłości. Fantastycznie napisana historia, w której każdy wątek został dopracowany, idzie w parze ze świetną realizacją. Dostajemy ujęcia, które pozwalają nam być blisko bohaterów, ukazanie samego tańca również należy do udanych. Sceny w A potem tańczyliśmy są wysmakowane wizualnie, a przemyślane ujęcia często same w sobie niosą znaczenie. Ujęcia bliskości czy intymności uzupełniono sekwencjami beztroskiej, swobodnej zabawy grupy młodych bohaterów, przez co cały film został odpowiednio zdynamizowany.   A potem tańczyliśmy w sposób interesujący przybliża również gruzińskie realia życia i to, jak odnajdują (bądź nie odnajdują) się w nich młodzi ludzie. Pokazuje ciągłe zmagania z kwestiami finansowymi. Dzieło Levana Akina ukazuje też konserwatywne społeczeństwo, w którym żyją bohaterowie, a miłość homoseksualna nie ma w nim szans na akceptację. Bardzo silnie obecny jest natomiast lęk przed tym, co „ludzie powiedzą”. Tutaj „honor” ciężarnej dziewczyny może ocalić jedynie szybki ślub, wesele zaś musi być wystawne nawet wtedy, kiedy rodziny nie stać na opłacenie rachunków. A potem tańczyliśmy ciekawie przybliża jednak także samą Gruzję: jej architekturę, kuchnię czy energetyczną gruzińską muzykę. Ta ostatnia stanowi bardzo istotny element budujący klimat filmu. Wartościowe w dziele Levana Akina jest przede wszystkim to, że mówi o istotnej dla rozwoju każdego człowieka kwestii. A potem tańczyliśmy niesie bowiem pochwałę walki o własną indywidualność i tożsamość, na co wskazuje klamrowa budowa filmu. Marab początkowo usiłuje sprostać wymogom tradycyjnego gruzińskiego tańca, zrealizować czyjąś wizję, czyjś ideał. Za sprawą miłości okrywa jednak swoje prawdziwe ja. Jego końcowy taniec, będący niemalże rytem przejścia, nie jest już wyrazem „ducha narodu”, a indywidualności, oryginalności, pełni tożsamości bohatera. Merab zatraca się w tańcu, daje się ponieść, a my razem z nim. A potem tańczyliśmy to film o tym, jak miłość dodaje sił. Ale i o tym, ile bólu, tęsknoty i niespełnienia ze sobą niesie. Mówi, że uczucie ma siłę transformującą, której nic nie jest w stanie zastąpić. To fascynujący cielesny i zmysłowy film, który pochłania nas od niemalże pierwszej sceny i pozwala zatracić się w filmowym doświadczeniu. Przez dwie godziny smakujemy każdą scenę i ujęcie, a zakończenie daje nam satysfakcję. I chyba takie właśnie powinno być kino.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj