Do redakcji lokalnej gazety przychodzi młodziutka praktykantka. Redaktor naczelny oprowadza ją po niewielkim, ale schludnym biurze i przedstawia zespołowi pracowników. - Będziesz współpracować z Tonym — naczelny wskazuje na jedyne puste biurko. — To naprawdę fajny, sympatyczny facet, ale nie jest sobą, odkąd umarła Lisa. Tytuł After Life przywodzi na myśl życie pozagrobowe, czyli ten mityczny, domniemany stan, w którym znajduje się żona serialowego Tony’ego. Tony jest ateistą, niemniej deklaruje, że woli być nigdzie z nią, niż gdzieś bez niej. Kimkolwiek był wcześniej, ten człowiek umarł razem z ukochaną żoną. Ktokolwiek pilotuje jego ciało, nie radzi sobie z życiem. Pije na umór. Nosi ten sam dres, w którym śpi. Mieszka w brudzie i bałaganie. Dawno popełniłby samobójstwo, gdyby nie pies, którego przecież musi ktoś nakarmić. Kiedy tylko może, ogląda nagrania, w których blada, ubrana w chustkę kryjącą łysą głowę żona próbuje przekonać go zza grobu, żeby ruszył dalej.
fot. materiały prasowe
Umówmy się: to nie brzmi jak serial komediowy. A przecież Ricky Gervais jest jednym z najzabawniejszych komików! Przez lata prowadził galę wręczenia Złotych Globów, bez trudu kradnąc całe show. Na scenie jest karabinem maszynowym, facetem, któremu każdy żart przejdzie na sucho. Nie wdając się w szczegóły, już sam fakt, że ten sam człowiek napisał, wyreżyserował i do tego zagrał główną rolę w After Life, może być sporym zaskoczeniem dla fanów jego komediowej twórczości. Warto zauważyć, że to nie jest pierwszy raz, kiedy Gervais pokazuje swoje czułe, wrażliwe oblicze. W Derek, innym serialu swojego autorstwa, wcielał się w upośledzonego wolontariusza w domu spokojnej starości. Temat był równie trudny i posępny, ale w tym wszystkim serial pozostawał zniewalająco zabawny. Z After Life mam podobnie, śmiałem się częściej i głośniej, niż mógłbym się spodziewać. W historii zdesperowanego człowieka, pogrążonego w permanentnej żałobie, brytyjski komik odnalazł mnóstwo miejsca na humor. Wyobrażam sobie, jak te wszystkie fatalistyczne spostrzeżenia serialowego Tony’ego rozbrzmiewają na scenie i budzą śmiech parotysięcznej widowni. Gervais oddał swojemu bohaterowi sporo z własnego poczucia humoru. Jego bohater mówi ludziom wprost, co o nich myśli, bo wie, że wszystko przejdzie mu na sucho. Zachowuje się niczym komik na scenie, odróżnia go tylko intencja. Nie próbuje nikogo rozbawić, tylko raczej przenosi konwencję bezkompromisowego roastu do życia codziennego. Genialny pomysł! Trudno rozpisywać się o pozostałych rolach… Serial ciasno trzyma się Tony’ego i nie rozwleka wątków ludzi z jego otoczenia. Przedstawia ich w odniesieniu do głównego bohatera. To ciekawy zabieg, dopiero z czasem dowiadujemy się więcej o postaciach z drugiego planu i ich problemach, na które wcześniej główny bohater nie zwraca uwagi, gdyż koncentruje się na własnej żałobie. Pewnie ich wątki rozwiną się w drugim sezonie, o ile ten zostanie w ogóle wyprodukowany. After Life wydaje mi się na tyle zamknięte, że spokojnie mogłoby poprzestać na tych sześciu półgodzinnych odcinkach. Serial rozbawił mnie do rozpuku, co biorąc pod uwagę poruszaną tematykę, jest karkołomnym wyczynem. Bywa ckliwy, ale w żadnym momencie nie przesadza z melodramatycznością. Porusza trudne, sporne tematy. W pewnym momencie strasznie mnie wkurzył, ale to świetnie! Reagowałem. Nie pozostawałem obojętny. To jeden z tych seriali, które koniecznie trzeba z kimś przedyskutować po seansie. A że jest do pochłonięcia w jeden wieczór, nie ma czasu do stracenia! Nie mam wątpliwości, że to jedna z najciekawszych propozycji Netfliksa w ostatnich miesiącach i po prostu nie możecie jej przegapić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj