Po raz kolejny możemy się przekonać, że cały gatunek kryminału, razem ze współczesnymi opowieściami, to w dużej mierze spuścizna po dziełach jego królowej.

W cyklu Egmontu to już dziewiąty tytuł z Herkulesem Poirot, więc trochę szkoda, że mniej uwagi poświęca się Miss Marple i rodzeństwu Beresfordów. Nie zmienia to faktu, że to właśnie opowieści z wąsatym, korpulentnym detektywem są powszechnie znane wśród odbiorców. Te najważniejsze zostały już w komiksowej formie wydane. Dobrze zatem, że możemy poznać również adaptacje tych mniej rozpoznawalnych tytułów, jak właśnie Zbrodnia na festynie, która oferuje jedną z najbardziej skomplikowanych zagadek spośród dotychczas zaprezentowanych w komiksowych adaptacjach.

Pomysł równie dobrze mógłby pochodzić ze współczesnych produkcji platform streamingowych. Na tytułowym pikniku w posiadłości Charlesa Stubbsa jest zaplanowana kryminalna gra towarzyska – goście będą musieli rozwiązać zagadkę zainscenizowanego morderstwa. Szykuje się świetna, emocjonująca zabawa, tyle że przerwana prawdziwą zbrodnią. Na szczęście na miejscu, w roli obserwatora zaproszonego przez pisarkę Ariadnę Olivier, autorkę inscenizacji, jest Herkules Poirot. Detektyw miał zadanie (po morderstwie już nieaktualne) wręczenia nagrody dla zwycięzcy gry.

To tak naprawdę tylko zarys fabuły, w której równie ważna jest szeroka galeria postaci od pewnego momentu podejrzanych o morderstwo. Musimy bardzo uważnie śledzić kolejne wydarzenia i dialogi między bohaterami, by sami pokusić się o rozwiązanie tajemnicy morderstw (a równolegle również zaginięcia jednej z postaci). Tutaj każdy szczegół może być istotny, a jednak koniec końców i tak zapewne polegniemy, bo nie potrafimy przetwarzać zbioru danych tak, jak ma to w zwyczaju Herkules Poirot. Rozwiązanie bowiem jest zaskakujące i raczej nie do wykoncypowania na podstawie zestawu podanych faktów. Aż mamy ochotę przeczytać oryginał, żeby sprawdzić, jak ta intryga została skonstruowana przez Agathę Christie w powieści.

Źródło: Egmont

Wróćmy jednak do komiksu. Za scenariusz i rysunki Zbrodni na festynie odpowiada artysta o swojsko brzmiącym pseudonimie – Marek. Miałem sporo uwag do jakości rysunków w kilku poprzednich tomach, ale tym razem podoba mi się to, jak rysownik podszedł do adaptacji. Jego styl ma w sobie posmak prostej, niewymuszonej animacji i delikatnego wpływu karykatury, szczególnie w zbliżeniach na twarze bohaterów (oczy!). Takie podejście pasuje tematycznie do fabuły, której treścią miała być zabawa, a wyszło coś odwrotnego. Coś, co skutkuje przerażeniem lub dezorientacją u jej uczestników – i to na rysunkach jest w przekonujący sposób pokazane. Ciekawie jest też widzieć zmieszanego Herkulesa Poirot, który w pewnym momencie śledztwa jest zagubiony. Dopiero późniejsza analiza pozornie niezwiązanych ze sobą faktów prowadzi go do rozwiązania tajemnicy morderstwa i kolejnych zagadek, które pojawiają się w fabule.

W szerszym ujęciu to opowieść o skrytej ludzkiej naturze i złu, które ludzie potrafią wyrządzić bez najmniejszego zawahania, byle tylko utrzymać swoje status quo. Ten oraz inne psychologiczne niuanse Zbrodni na festynie bardzo ciekawie wybrzmiały w adaptacji, która nagle staje się mozaiką różnorodnych ludzkich charakterów. I właśnie ów aspekt Zbrodni na festynie jest najciekawszy. Bo sama intryga (jej skomplikowanie i wiarygodność) lekko tutaj trzeszczy, jakby Marek i być może w oryginale sama Agatha Christie chcieli przeskoczyć rekina, byle tylko uniemożliwić czytelnikowi samodzielne rozwiązanie zagadki. Właśnie – pamiętajmy, że to tylko adaptacja i być może w powieści te akcenty są rozłożone inaczej. Nie dowiemy się, póki nie sprawdzimy.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj