Czułem zniesmaczenie końcem 6. odcinka, gdy Deke i Mack zostali sami w latach 80. Agenci T.A.R.C.Z.Y. mają początkowo problem w 7. odcinku, bo wyolbrzymiają emocjonalne rozterki Macka. Przez to też pierwsza część historii jest utrzymana w stylu całego przeciętnego 7. sezonu. Naprawdę rozumiem, że Mack stracił rodzinę, ale biorąc pod uwagę wydarzenia, brak pewności, że Chromicomy zostały pokonane i zniknięcie Zephyra, jego stan i zlekceważenie wszystkiego, to przesada. Popadło to w skrajność.
Można by rzec, że na tym kończą się wady odcinka, bo im dalej, tym lepiej. Twórcy po raz pierwszy na serio podeszli do zabawy konwencją osadzoną w określonym czasie. Widać, że w latach 30., 50. i 70. to nie było coś, co czują, ale popkultura lat 80. płynie w ich krwiobiegu. Tym razem nie jest to jakaś zabawa formą, nawiązania wizualne czy pojedyncze wstawki. Cały odcinek staje się jednym wielkim smaczkiem i easter eggiem związanym z kinem lat 80.
Począwszy od Deka'a i jego nowych agentów, skończywszy na "nowych" Chromicomach, którzy mnie osobiście trochę przypominali Cylonów z Battlestar Galactica, acz raczej są one nawiązaniem do filmu Roboty śmierci z 1986 roku. Wszystko zaczyna szybko popadać w satyrę i świadomy kicz rodem z kina i telewizji lat 80. Przez to też wprawne oko fana popkultury co chwilę wyłapie smaczki, nawiązania, mrugnięcia okiem i inne złoto, które bawi - czasem nawet do łez. Najjaśniejszym punktem wydaje mi się scena, gdy Mack i Deke podają sobie ręce, która została perfekcyjnie sfilmowana, jak ten moment z Predatora pomiędzy Schwarzeneggerem i Weathersem. A to przecież tylko jeden z wielu motywów, które potrafią rozbawić i dać kawał kapitalnej rozrywki. Kapitalnie wyszło też przebieranie się Macka w stylu Komando.
Ten odcinek jest dowodem na to, że jakieś pokłady kreatywności jeszcze w tej grupie scenarzystów są i choć to raczej jednorazowy strzał, jest nad wyraz udany. Pozwolił rozwinąć relację Deke'a z Mackiem, wprowadzić postacie niczym z kiczowatych seriali z lat 80. i po prostu bawić się konwencją bez zadęcia i kombinowania. Bez schematów, ale z humorem. Szkoda tylko że finał odcinka zapowiada powrót do tego, co było złe, choć miejmy nadzieję, że ta przekomiczna historia to oznaka poprawy w dalszym etapie sezonu.
Agenci T.A.R.C.Z.Y. zaskoczyli, bo twórcy podeszli do tematu z dystansem,dając kopalnię smaczków z popkultury lat 80. w sposób dopracowany, pomysłowy i zabawny. Jasne, w pewnych momentach ten odcinek wręcz staje się parodią serialu, ale... to nie ma znaczenia, bo w tej historii to sprawdza się wyśmienicie.