„Purpose in the Machine”, a więc 2. odcinek 3. sezonu serialu "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.", bezpośrednio kontynuuje wątki zapoczątkowane w zeszłotygodniowej premierze. Ciągłość fabularna jest oczywistą zaletą, ale sporym zaskoczeniem okazała się pełna koncentracja na wątku znalezienia Jemmy. Wydawało się, że będzie to historia przeznaczona tymczasowo na drugi plan, która dopiero z czasem przejmie więcej czasu ekranowego - tymczasem do jej rozwiązania dochodzi już w tym tygodniu. Biorąc pod uwagę zawrotne tempo wydarzeń, trzeba ocenić ten pomysł negatywnie, ponieważ opiera się on przez to na fortunnych uproszczeniach (piasek na palcach Fitza, Jemma we właściwym miejscu i czasie, profesor Asgardczyk akurat posiadający odpowiednią wiedzę). Nawet jak na wewnętrzną logikę serialu pomysły te wydały się naciągane, a w końcowym efekcie nie pomogła też sekwencja w angielskim zamku, która od strony realizacyjnej prezentowała się nieco sztucznie. Scenie wydostawania się z tajemniczej planety nie można odmówić wzniosłości i emocji, ale jednocześnie sprowadzona ona zostaje do najbardziej przewidywalnego i boleśnie sztampowego rezultatu. To przykre, że scenarzyści nie zdecydowali się na odważniejsze rozwiązania i więcej cierpliwości – a udowodnili już wcześniej, że można i trzeba wymagać od nich więcej. Motyw ten miał o wiele większy i ciekawszy potencjał. [video-browser playlist="753135" suggest=""] Ratunek Jemmy zostaje więc – mówiąc delikatnie – odhaczony i nie będzie zajmował już głów twórców. Na drugim planie najciekawiej pokazała się Daisy, która dołożyła kolejne cegiełki pod rozwój swojego przywódczego charakteru. Rozmowa z psychiatrą pokazuje, że będzie to długi proces, cieszy więc, że tutaj podtrzymana jest stopniowość fabularnego progresu. Na scenę wrócili także starzy, dobrzy znajomi. Wątek Warda wypadł nieźle, ale niestety tendencyjnie. Brett Dalton już otwarcie wciela się w serialowego złoczyńcę, więc za punkt honoru postawił sobie grać jak klasyczny zły gość. Zaciska usta, ironizuje i obnosi się ze swoimi niecnymi zamiarami. Sekwencja na łodzi wypadła jednak efektownie (bijatyka sprawnie łączy choreografię i montaż), a sam pomysł odbudowy struktur HYDRY jest logicznym następstwem rozgrywających się wydarzeń. Wprowadzenie syna Wolfganga von Struckera jest kolejnym intertekstualnym nawiązaniem, ale jednocześnie rodzi też pytanie, czy nie lepiej byłoby pozostawić przy życiu samego barona, a nie marnować go w natłoku fabularnym „Avengers: Czas Ultrona”. Na ekranie pojawia się także Melinda May, a choć miło było poznać ją bliżej i z ludzkiej strony, to jednak jej powrót do akcji był ostatecznie łatwy do przewidzenia. Nie do końca oczywiste jest połączenie sił z Hunterem i podjęcie próby – kolejnej już – infiltracji HYDRY. Koncept ten jest jednak okropnie wtórny: do struktur przestępczej organizacji wnikała wcześniej Bobbi i Jemma, a z drugiej strony podwójnymi agentami okazywali się m.in. Ward czy Garrett. Teraz motyw ten zostaje podwójnie powielony – wspomniana para postara się wkupić w łaski nowej HYDRY, a ekipę Coulsona inwigilował będzie syn Struckera. Tutaj także mogliśmy oczekiwać od scenarzystów większej kreatywności, chyba że pomysły te posłużą za fundament pod ciekawsze rozwiązania. Zobacz również: Grafiki promocyjne filmu „Captain America: Civil War” "Purpose in the Machine" jest także naznaczony mocno czerstwy humorem. W kilku momentach z próby żartów najlepiej byłoby po prostu zrezygnować, sama koncepcja serialu jest już wystarczająco rozrywkowa. Nie dajcie się jednak zwieść krytyce - cały czas jest to dobry i przyjemny w odbiorze odcinek, który ogląda się z nieudawanym zainteresowaniem. Jednocześnie stanowi jednak kubeł chłodnej (jeszcze nie zimnej) wody, która studzi geekowski entuzjazm i przypomina, że aby nie popaść w przeciętność, "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." muszą nieustannie stawiać przed sobą nowe wyzwania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj