Agenci T.A.R.C.Z.Y. przenoszą się do 1955 roku i tym samym twórcy przedstawiają widzom troszkę banalny koncept na finałowy sezon. Nie jest za bardzo istotny fakt, że podróże w czasie działają na innej zasadzie niż w Avengers: Koniec gry, bo wiemy, że serial dawno odciął się od MCU. Jednak wyjaśnienie, że bohaterowie będą skakać okresowo do przyszłości w pogoni za Chronicomami jest rozczarowujące. Wręcz rzekłbym, że to pójście na łatwiznę, by przy okazji pokazać sobie różne okresy i być może nawiązać do historii agencji. Szkoda, bo finałowy sezon zasługuje na więcej. A przecież podróże w czasie to wyśmienity potencjał i twórcy strasznie go marnują. Ten odcinek ma przewagę nad poprzednimi w postaci Daniela Sousy z Agentki Carter. Dzięki temu czuć w tym wszystkim klimat, który pozwolił Agentce Carter być o wiele lepszym serialem niż Agenci T.A.R.C.Z.Y. kiedykolwiek. Interakcje Sousy z bohaterami, na czele z fałszywą Peggy, to pokaz tego, że da się wyciągnąć z konceptu coś przyzwoitego i rozsądnego. Jest w tym sporo uroku, humoru (te dziwaczne pytania do wszystkich, by sprawdzić, czy są Chronicomami, nawet się sprawdziły) i przypomnienia tego, co w tych serialach było dobrego. Sousa to też przede wszystkim postać o wiele ciekawsza niż obecni bohaterowie Agentów T.A.R.C.Z.Y., którzy w tym sezonie wydają się wręcz cieniem samych siebie.
fot. ABC
Najgorzej znowu wypada May, której problemy są prowadzone przez twórców bardzo chaotycznie i bez pomysłu. Popadają ze skrajności w skrajność, póki co, bez większego sensu. Jasne, May nigdy nie był wulkanem emocji, ale te zabawy na tym etapie serialu wydają się zbytecznym zapychaczem. Do tego po raz kolejny Agenci T.A.R.C.Z.Y. okropnie zgrzytają podczas realizacji scen walk. Pomimo mojego całego szacunku dla Ming-Na Wen, która przecież trenuje sztuki walki, twórcy po raz kolejny nieudolnie ukrywają fakt, że muszą ją zastąpić dublerką. W tym przypadku ją oraz Yo Yo. Tym samym mamy nudną, banalną i chaotyczną bitkę z agentką Chronicomów, która kończy się w oczywisty sposób.  Twórcy czasem sprawiają wrażenie, że chcą bawić się nawiązaniami do okresu, w którym osadzają bohaterów. Tak w latach 30., jak i teraz w 55 roku zawęża się to tylko do fajnej czcionki tytułu serialu. Szkoda, bo potencjał jest ogromny, a scenarzyści wydają się go kompletnie nie dostrzegać, dlatego zamiast dobrych, emocjonujących i ciekawych odcinków, dostajemy Agentów T.A.R.C.Z.Y. w całej mocy przeciętności. Agenci T.A.R.C.Z.Y. mają jedynie dobre momenty w 7. sezonie, ale pokazuje on, że na tle poprzednich nie ma ani dobrego pomysłu, ani emocji, ani sprawnej realizacji. Odnoszę wrażenie, że ten sezon jest robiony strasznie na siłę. Niby sytuacja z Coulsonem na końcu intryguje, ale to nadal za mało...
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj