Czołówka nowej edycji Agent: Gwiazdy jest tak patetyczna, że można odnieść wrażenie, iż mamy do czynienia z pozycją wybitną. Jak jest w rzeczywistości? Nowy Agent to czysto komercyjna rozrywka na… bardzo średnim poziomie.
Zanim przejdziemy do recenzji premiery, trzeba ustalić jedno. Program ten jest zupełnie niewiarygodny jako reality show. Trudno traktować jego treści w kategorii spontanicznych i naturalnych zachowań uczestników, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jest on całkowicie wyreżyserowany.
Od jakiegoś czasu TVN brnie z uwielbieniem w formułę reality show z celebrytami. Takie programy są ciekawsze dla masowej widowni. Widzowie mogą wreszcie podejrzeć bohaterów plotkarskich magazynów (którymi skrycie się fascynują) „od kuchni”, gdy targają nimi emocje, załatwiają codzienne potrzeby, czy palą w ukryciu papierosy. „Piękni i sławni” dobrze wiedzą, co trzeba robić, aby się jak najlepiej sprzedać. Kreują dramy, wywołują konflikty, czy po prostu robią z siebie idiotów. Takie działania gwarantują pierwsze strony w plotkarskich gazetach czy news dnia na podobnym portalu internetowym. Twórcy programów reality show z gwiazdami chętnie korzystają z takich płytkich tendencji. Wykorzystują więc bezceremonialne parcie na szkło gwiazdek i gwiazdeczek, produkując kolejne miałkie tytuły.
Im bardziej dynamiczne wydarzenia, im więcej krzyków, płaczu i darcia kotów, tym lepiej. Jak zagwarantować sobie takie dzikie emocje? Ustawić wszystko! Przecież zarówno twórcy, jak i uczestnicy należą do tego samego środowiska. Trudno uwierzyć, że jedni przed drugimi będą utajniać sekrety programu i w imię bezlitosnych zasad skazywać na niesprzyjające warunki. Dużo lepiej wyreżyserować całe show. Dzięki takiemu zabiegowi fabuła kolejnych odcinków będzie ciekawa i rozrywkowa, a celebryci mają pewność, że nie przydarzy się im nic kompromitującego. Spece od socjotechniki dobrze wiedzą, co trzeba robić, aby „tępy lud” kupił ich produkt.
Czy tak się dzieje w rzeczywistości? Powyższa teoria nie jest oczywiście oficjalna i opiera się na obserwacjach i przemyśleniach autora. Oglądając jednak nowego
Agenta, można odnieść wrażenie, że coś jest na rzeczy.
Odcinek rozpoczyna się tradycyjnie. Polscy celebryci pozostawieni sami na argentyńskim pustkowiu muszą poradzić sobie z niedogodnościami i pierwszym zadaniem. Kim są uczestnicy najnowszej edycji? Trzeba przyznać, że pod względem społeczno-charakterologicznym ciekawa z nich grupa. Muzyk disco polo Tomasz Niecik to niewątpliwa gwiazda programu. Przypomina trochę tygryska z Kubusia Puchatka, który najpierw bryka, a potem myśli. Obserwując jego zachowanie, nie wiemy, czy chcemy napić się z nim piwa, czy dać mu w mordę. Oprócz niego w grze uczestniczy między innymi Jarosław Kret, Alan Andersz i metroseksualny Mateusz Maga. Cała trójka przypomina dość mocno pewien trójkąt z poprzedniej edycji. Hubert Urbański, Paweł Królikowski i Michał Szpak. Przypadek? Nie sądzę.
Każda z postaci, którą podglądamy w nowym
Agencie, aż za bardzo wchodzi w pewien stereotyp. Mamy więc przystojnego twardziela, rozrywkowego luzaka, beztroskiego idiotę i starszego pana z doświadczeniem. Panie są mniej charakterystyczne, choć wizerunki są również modelowe. Słodka idiotka, herszt baba i kumpela z podwórka. Czy w życiu codziennym ludzie są aż tak bardzo spolaryzowani? Nie bardzo. Gdybyśmy byli w rzeczywistości tak bardzo różni, społeczności miałyby poważne problemy z komunikacją.
Wróćmy jednak do
Agenta. Tam różnice między uczestnikami to woda na młyn dla scenarzystów. Już w pierwszych minutach dochodzi do konfliktów, nieporozumień i dziwnych zachowań. Trzeba przyznać, że ogląda się to zmieszanymi emocjami. Z jednej strony czujemy się zażenowani, patrząc, gdy dorośli ludzie zachowują się jak dzieci (czasem lekko opóźnione), a z drugiej strony trudno czasem się nie uśmiechnąć, bo część uczestników ma wielki talent do generowania kuriozalnych sytuacji.
Najważniejszą częścią
Agenta zawsze były zadania. Jeszcze za czasów klasycznej formy programu, kiedy prowadzącym był Marcin Meller, niektóre konkurencje robiły piorunujące wrażenie i można było zestawić je z rozbudowanymi konkurami ze słynnych
Ryzykantów. W pierwszym odcinku drugiej edycji gwiazdorskiego
Agenta jest pod tym względem bardzo słabo. Mamy trochę jeżdżenia samochodem, trochę wyścigów rowerowych. Parę zgadywanek i durnowaty test na koniec, który wyłania pierwszą osobę odchodzącą z programu. Generalnie nic ekstremalnego i interesującego. Emocji brak. Dużo ciekawsze są żarty i one-linery, które wyrzuca z siebie podczas rywalizacji sympatyczny dziennikarz Piotr Kędzierski. Notabene w pierwszym odcinku odpadł najbardziej nudny i przewidywalny uczestnik. Przypadek? Nie sądzę.
Jak więc ocenić nowy „reality show” TVN-u? Jako tania, niezobowiązująca rozrywka sprawdza się całkiem dobrze. Jeśli ktoś lubi walki celebrytów na inwektywy i przezwiska, to
Agent jest pozycją idealną. Wszystko wskazuje na to, że esencją programu będą właśnie tego typu sytuacje. Sama gra schodzi gdzieś na dalszy plan. A szkoda, bo założenia programu są bardzo ciekawe. Grupa nieznajomych, a wśród nich osoba sabotująca współpracę. Klasyczne edycje formatu były naprawdę ciekawe i oryginalna formuła sprawdzała się idealnie. Teraz twórcy, zachwyceni sukcesem
Azja Express, kierują swoją produkcję w stronę zmagań osobowościowych między krzykliwymi, niezbyt mądrymi gwiazdeczkami polskiego show-biznesu. Jestem pewien, że taki pomysł znajdzie swoich adoratorów. Czy wśród czytelników naEKRANIE.pl? Nie sądzę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h