Po blisko 40 latach wracamy do opowieści o Panu Kleksie i jego magicznej akademii. Czy nowe spojrzenie na tę bajkę wniesie do niej świeżość i zadowoli starych fanów, pozyskując przy tym nowych? Sprawdzamy.
Gdzieś pomiędzy bajkowymi krainami znajduje się Akademia, w której dzieci z największą wyobraźnią i ogromnym potencjałem rozwijają swoje zdolności pod bacznym okiem profesora Ambrożego Kleksa (
Tomasz Kot). Co jakiś czas jego wierny pomocnik, sowa Mateusz (
Sebastian Stankiewicz), rekrutuje nowych uczniów. Przemierza on w tym celu cały świat. W trakcie tej podróży trafia także do polskiej dzielnicy w Nowym Jorku, gdzie mieszka obchodząca właśnie 12 urodziny Ada Niezgódka (Antonina Litwiniak). Dziewczyna z początku jest sceptyczna i nie wierzy w istnienie jakiejś magicznej akademii. Jednak namówiona przez swoją mamę Annę (
Agnieszka Grochowska) postanawia ponieść się przygodzie i spróbować. Mając nadzieję, że ta podróż pomoże jej choć na chwilę oderwać się od czarnych myśli spowodowanych zaginięciem taty Alexa Niezgódki (Mateusz Król).
Reżyser
Maciej Kawulski, który wcześniej specjalizował się w kinie gangsterskim, postanowił odkurzyć dziecięcy klasyk autorstwa Jana Brzechwy z 1946 roku, który wszyscy widzowie kojarzą najbardziej dzięki kreacji Piotra Fronczewskiego z ekranizacji Krzysztofa Gradowskiego z 1983 roku. To ta produkcja bez wątpienia podłożyła fundamenty pod nową wersję. Zresztą sam Kawulski nigdy tego nie ukrywał. Niemniej oglądając produkcję opartą na scenariuszu Krzysztofa Gurecznego i Agnieszki Kruk, widać, że cała opowieść została bardziej dopasowana do współczesnego młodego widza. Wizualnie
Akademia Pana Kleksa wygląda świetnie. Można nawet rzec – światowo. Poczynając od samego animowanego wyglądu sowy Mateusza, a na samych wnętrzach Akademii kończąc. Widać, że Kawulski miał to wszystko wymyślone w najmniejszym detalu. Szkoła Kleksa tętni magią. Jest pełna dziwnych sal i zakamarków. Łatwo jest mi uwierzyć w to, że nie jeden mały widz będzie marzył, by do takiego miejsca być zaproszonym jako uczeń.
Również charakteryzacja postaci stoi na najwyższym poziomie. Ludzka wersja sowy Mateusza, którą przybiera, jedząc magiczną jagodę, wygląda wyśmienicie. Podobno zmiana Sebastiana Stankiewicza w ową postać zajmowała każdorazowo 4-5 godzin. Widać jednak, że jego wygląd był kluczową sprawą, dlatego nie oszczędzano na tym zarówno pod względem budżetowym, jak i czasowym. Również armia wilkusów wygląda wyśmienicie. Nie są może one tak przerażające jak w wersji Gradowskiego, ale mogę się założyć, że niejedne dziecko ze strachem będzie patrzyło na wykreowaną przez Danutę Stenkę przywódczynię tego wojowniczego stada. Aktorce udało się stworzyć intrygującą postać budzącą postrach w sercach nie tylko uczniów akademii, ale także widzów.
Jednak wisienką na torcie jest niewątpliwie Tomasz Kot jako profesor Kleks. Widać, że aktor w pełni poświecił się tej postaci. Oddał jej całe swoje serce. On nie gra Kleksa, on się nim stał. Zresztą jeszcze nim film trafił do kina, Kot już występował jak ten magiczny profesor chociażby na trasie koncertowej Sanah. Widać gołym okiem, że to nie jest dla niego pierwszy lepszy projekt, a coś, z czym będzie chciał być kojarzony dłużej. Może nawet do końca życia.
A jak już o Sanah wspomniałem, to trzeba przyznać, że twórcy równie mocny nacisk co na stronę wizualną, postawili także na stronę muzyczną. Prawie wszystkie utwory wykorzystane w filmie szybko wchodzą do głowy i człowiek nuci je nawet po wyjściu z kina. Zresztą najlepszym przykładem jest królująca na licznych radiowych listach przebojów
Całkiem nowa bajka.
Nie przekonała mnie do siebie jednak Antonina Litwiniak jako Ada. Sceny z jej udziałem bardzo często miały być przepełnione emocjami. Jednak ja ich nie odczułem. Bardzo wiele z dialogów wygłaszanych przez młodą aktorkę nie były w stanie mnie zaangażować. I nie jest to jej winą, ponieważ w finałowej scenie Litwiniak pokazuje, że ma talent, tylko trzeba dać jej szansę, by rozwinęła skrzydła.
Niestety, znakomita praca, jaką robi strona wizualna i muzyczna Akademii Pana Kleksa, jest mocno niweczona przez słaby scenariusz, który jest pozbawiony magii. Twórcy wprowadzają na przykład wielu uczniów z całego świata, na których później nie mają kompletnie pomysłu, przez co nie dają im czasu na rozwój i odpowiednie przedstawienie się widzom. Są oni przez nich używani bardzo instrumentalnie wtedy, gdy dana scena potrzebuje, by fabuła była popchnięta do przodu. Największy chaos wkrada się w momencie, gdy Akademia zostaje zaatakowana przez wilkusów. Wtedy magia nagle z całego projektu ulatuje i dostajemy zlepek jakichś scen bez dynamiki. Jeśli spodziewacie się czegoś na kształt obrony Hogwartu, to muszę Was zmartwić. Nic takiego tu nie ma. Mury Akademii są oddawane bez jakiejkolwiek walki, a Kleks jakby zapomniał o tym, że włada jakąkolwiek magią i staje się bezbronnym więźniem najeźdźców. Całemu temu wątkowi brakuje dramaturgii, dynamizmu i co najgorsze nie czuć tutaj jakiejkolwiek stawki. Dużo się mówi o chęci zemsty, sprawiedliwości, więzach krwi. Ale jedynie na płonnie wymawianych dialogach się kończy. Jest też w tym filmie wiele nieudanie podanych metafor, które są trudne do odczytania lub poprzez cięcia montażowe straciły swój sens.
W jaki sposób
Akademia Pana Kleksa Macieja Kawulskiego łączy się z produkcją Gradowskiego? Poprzez postać graną przez Piotra Fronczewskiego, który w obu filmach wciela się w autora bajki. Oczywiście w wersji z 1983 roku był on Kleksem, a teraz przybrał formę doktora Paj-Chi-Wo. Niemniej jest to ten sam bohater i zarazem most pomiędzy pokoleniami.
Po seansie miałem bardzo duży niedosyt i uczucie niewykorzystanej szansy. Była okazja, by stworzyć ciekawą opowieść dla całej rodziny, a tak dostajemy kino średniej jakości, choć piękne wizualnie. Wystarczyłoby bardziej dopracować scenariusz i inaczej rozłożyć w nim akcenty, byśmy dostali kino znakomite dla każdego widza. Nie sądzę, że wszyscy wyjdą z kina zawiedzeni. Na pewno część zostanie oczarowana. Zwłaszcza najmłodsi mogą wsiąknąć w ten magiczny i bajkowy świat, nie zawracając uwagi na samą historię. Mam jednak problem, by powiedzieć, jaka jest dolna granica wiekowa dla tego filmu. Ma on bowiem dużo scen, w których wilkusy rozmawiają ze sobą we własnym języku i wtedy na ekranie pojawiają się napisy, które rodzice muszą czytać najmłodszym. Co oczywiście wpływa negatywnie na rozumienie tego, co się dzieje na ekranie. Dla tych samych widzów sami wiloludzie mogą być zbyt straszni. Jeśli jednak Wasze pociechy nie bały się Dementorów z Harry’ego Pottera, to i z tą hordą nie będą mieli problemu.
Nowa
Akademia Pana Kleksa to dopiero początek nowej przygody i już wiemy, że ta franczyza zostanie z nami na dłużej. Kawulski bowiem kręcił dwie części na raz. Już wiemy, że w kolejnej zatytułowanej
Akademia Pana kleksa i tajemnicza machina Golarza Filipa, w rolę tego kultowego przeciwnika profesora wcieli się Janusz Chabior. Mogliśmy go zresztą przez chwilę zobaczyć w scenie po napisach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h