Chuck Lorre się stara. Zatrudnił Ashtona Kutchera, który ze względu na swój wygląd i niewątpliwy talent komediowy mógł być godnym następcą Sheena. Okazało się, że jego postać jest fatalnie przemyślana i po prostu nudna. Jest takim młodszym, przystojniejszym oraz oczywiście bogatszym Alanem.

Stąd w jedenastym sezonie postanowiono znowu odświeżyć formułę i wprowadzić córkę Harpera - Jenny. Niestety, pomimo podobieństwa do ojca (umiłowania do alkoholu oraz kobiet), nie jest ona zabawna. Może inaczej - nie bawi do końca. W pierwszym odcinku była fajną odskocznią, w drugim zaś zaczyna irytować.

Problem polega na wtórności. Jenny jest idealnym odzwierciedleniem ojca, ale strasznie to naciągane. Jej rola polega na wygłaszaniu pijackich bon motów, picia oraz podrywania dziewczyn. O ile jednak Charliego często widzieliśmy w sytuacjach podrywania dziewczyn i późniejszego leżenia z nimi w łóżku, tak Jennifer ogranicza się do informowania domowników, że za chwilę wyjdzie jakaś laska, której imienia nie pamięta. Twórcy boją się stawiać na odwagę - chociaż stworzyli postać lesbijki, to nie potrafią jej właściwie wykorzystać. 

[video-browser playlist="634779" suggest=""]

Fabuła drugiego odcinka ogranicza się do pozbycia z domu Jenny, po czym na końcu Walden znów wita ją z otwartymi ramionami. Na szczęście wprowadzenie tej postaci pozwala na ponowne ukazanie babci i jej kochasia - 91-letniego seksmaniaka. Są to całkiem zabawne momenty, podobnie jak kolejne rozterki Alana i jego powroty do chyba najlepszej jak dotąd dziewczyny - a na pewno tej, która z nim najdłużej wytrzymała. 

Niestety, jak już wspomniałem, serial nie jest zabawny. Autentyczność Charliego polegała na tym, że grał on siebie - postać została stworzona na kanwie Sheena i aktor właściwie niewiele musiał się starać. Dysonans pomiędzy nim a fajtłapowatym i ciamajdowatym Alanem stanowił główną oś fabularną. Kiedy dodaliśmy do tego durnego Jake'a i psychiczną Rose, otrzymaliśmy świetny zestaw postaci.

Walden aż nazbyt przypomina Alana, zaś Jake zostaje sprowadzony do roli kretyna - to, co uchodziło małemu chłopcu, nie uchodzi nastolatkowi. Jenny poniekąd jest zbawieniem, ale bardzo złudnym. Do jej wizerunku i urody nie pasują pijackie wybryki i podrywanie kobiet. Może gdyby wykorzystywała mężczyzn, byłoby zabawniej. Nie chodzi o jej homoseksualizm, ale o powtórkę z rozrywki. Gdyby wykorzystywała facetów i ich porzucała, a twórcy odważyliby się wprowadzić przystojnych, ale zdominowanych mężczyzn, mogłoby być zabawnie i w jakikolwiek sposób nowocześnie. Obecnie w osobie kobiety mamy powrót Harpera z zaświatów. I jest... jakoś tak nijako.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj