Pomysł na All About The Washingtons miał potencjał na dobry sitcom o nietypowej rodzinie. W końcu bycie dzieckiem legendarnej gwiazdy rapu to zupełnie inna bajka niż w zwyczajnych familiach. Tym bardziej szkoda, że większość scenariusza zamiast korzystać z tego, co niesie ze sobą ten pomysł, kreuje obraz mało przystępny, często sztuczny i tylko okazjonalnie zabawny. Problemem są osoby, które powinny być podstawą tej opowieści, czyli Joseph Simmons i jego prawdziwa żona Justine Simmons. Małżeństwo serialowych Washingtonów oparte jest na kliszach, docinkach i braku przekonania widza, że w ogóle jest w tym jakieś uczucie. Największy kłopot w tym, że oboje nie mają za grosz talentu aktorskiego. Rev Run jeszcze sobie jakoś radzi, bo jego luz i charyzma, mówiąc kolokwialnie, robią robotę, ale Justine jest okropna i trudno zaakceptować taki poziom aktorstwa. Jej recytowanie kwestii jest sztuczne, drewniane i nie ma ona za grosz obycia z kamerą. Czuć, że mamy do czynienia z osobą bez żadnego doświadczenia i aktorskiej smykałki. Jeśli widzieliście kiedyś programy scripted docu na Polsacie czy TVN, będziecie wiedzieć, o jakim aktorstwie mówimy. Dzieciaki trochę nadrabiają w tym aspekcie, aczkolwiek tutaj też jest nierówno. Najmłodszy stara się nadrabiać urokiem, ale obycia z kamerą nie ma żadnego i to czuć, gdy musi wygłosić dłuższą kwestię. Nastolatek jest chodzącym stereotypem młodego rapera z dobrego tomu, a jedynie najstarsza Veronica jest w stanie do siebie przekonać, bo widać, że aktorka nie gra pierwszy raz (jak jej mniej doświadczeni koledzy) i jej postać wzbudza jakieś emocje. Najgorszej jednak wypada druga córka Washingtonów, która została rozpisana na nieudolną kopię Diane z serialu Black-ish. Tez jest genialne, okrutna, trochę nieprzystosowana społecznie, a przy tym na swój sposób przerażająca. Problem w tym, że ani przez chwilę jej nie uwierzymy, bo jest przy tym okropnie sztuczna. Nie przeczę, że ten serial ma swój urok, bo 10 odcinków ogląda się lekko i w miarę przyjemnie. Najlepiej sprawdza się, gdy nawiązuje do kultury hip-hopowej i stara się komentować jej absurdy. Oberwało się czasem idiotycznym beefom pomiędzy raperami oraz - co naprawdę mnie rozbawiło - tzw. mumble rapowi, czyli podgatunkowi, który brzmi, jakby wykonawca bełkotał bez sensu. Z uwagi na to, jaką legendą gatunku jest Rev Run, można uznać, że jego reakcje na to są prawdziwe i szczere. Być może dlatego ten wątek wyszedł tak dobrze, bo w dużej mierze opiera się na czymś autentycznym. Czymś, czego większość tego serialu obmytego falami sztuczności po prostu nie posiada. Niektóre wątki wydaje się głupkowate, typowe dla sitcomów, a żarty męczące i wtórne. Zbyt często oparte na dziwnych relacjach rodzinnych, które w swojej sztuczności nie są w stanie przekonać. Pod względem jest to serial prosty, który nie opiera się na słownych zabawach (a szkoda, bo sceny z rapowaniem wychodzą ciekawe, a jest ich mało), a bardziej na banalnym humorze sytuacyjnym, który raz działa poprawnie, przeciętnie, raz w ogóle. Wątek zauroczenia Veroniki, chęci Justine, by opiekować się niemowlakiem, czy szkolnych przygód Skyler wypadają nieśmiesznie. Czuć było w tym jaki pomysł na pośmianie się, ale wykonanie położyło to na łopatki. Być może niektórym tego typu humor przypadnie do gustu, ale mi nawet nie chodzi o jego poziom, bo sam lubię tego typu zagrania, ale o to, jak często marnowany jest przez aktorów nie mających komediowego talentu (głównie państwo Simmons). Czuć w tym zbyt dużo nieudanych prób i wymuszenia czegoś, co ta obsada nie jest w stanie wytworzyć. Zbyt wielkie zagubienie w czymś, co mogło bawić o wiele lepiej. Serial nie ma ciągłej fabuły, więc każdy odcinek raczej opowiada jakąś oddzielną historię z życia Washingtonów. Innymi słowy - jak w większości sitcomów, więc jeśli komuś taka forma pasuje, nie będzie mu to przeszkadzać. Szkoda trochę, że duża część przygotowanych wątków jest mało interesująca i - ponownie to powiem - niewykorzystująca realia rodziny słynnego rapera. Parę wątków delikatnie stara się do tego nawiązywać, ale częściej są to nieumiejętnie podejścia niż skuteczne próby. Przez całą otoczkę sztuczności, jaka unosi się nad każdym odcinkiem, przypomina mi to trochę pierwszy sezon Fuller House. Tylko tak o dwie klasy gorzej. All About The Washingtons to serial lekki, niegroźny i bezpieczny. Można o nim powiedzieć, że to nieśmieszne marnowanie potencjału na coś oferującego jakość ponad normę. Ogląda się poprawnie, czasem jedna ma szansę w prosty sposób rozbawić, ale pozostaje trochę niesmak i wrażenie, że nie warto spędzać z tym czasu.
Poznaj klawiaturę multimedialną Logitech K400+
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj