Trudno jest streścić fabułę Amazing Spider-Man #01: Globalna sieć. Wrogie przejęcie w kilku zdaniach, ponieważ od liczby wątków może zaboleć głowa, a niektóre z nich proszą się o komentarz, który brzmiałby mniej więcej tak: „Dlaczego ma mnie to obchodzić?”. Nie jest to pytanie ironiczne ani mające w swoim zamiarze zdyskredytować wagę poszczególnych scen. Ja naprawdę chciałbym, aby zaszczepiono we mnie nadzieję, że mnogość zmiany lokacji oraz nierówne tempo w końcu połączy się w jedną, składną historię. Na to się jednak nie zanosi. Nie ma tutaj nawet jednego problemu, który stałby się motywacją dla całej akcji. Wszystko jest pocięte i nieskładne. Spróbuję streścić fragment jak najszybciej, aby zobrazować, o co mi mniej więcej chodzi (drobne ostrzeżenie dla ludzi, nielubiących jakichkolwiek spoilerów): organizacja Zodiak wykrada dane z firmy Petera, Spider Man jedzie je odzyskać, misja zawodzi i złoczyńcy wysyłają je do swoich baz na całym świecie. Okazuje się, że taki był zamysł Fury’ego i Parkera, a potem już nie wiemy, jakie to miało znaczenie, bo przechodzimy do innego wątku, czasem napominając o „kluczowych danych”, które chyba nie były aż tak istotne. Jaki był więc sens? Ten przykład pokazuje ogromny problem scenariusza. Jako czytelnicy nie możemy skoncentrować się ważnych detalach, jeśli nie są dobrze zarysowane, dlatego im dalej w komiks, tym bardziej jesteśmy zdezorientowani. Taki wniosek nasuwa się szczególnie wtedy, kiedy cliffhangerowe zakończenie w żaden sposób nie zachęca do zdobycia następnego tomu.
Dan Slott stara się stworzyć bardzo dojrzałego, a zarazem bijącego się ze swoją niesfornością bohatera, który nie może sprostać nawarstwiającym się obowiązkom, związanym z firmą, współpracą z T.A.R.C.Z.Ą. czy troską o najbliższych. Jego „Spidey” jest strasznie chaotyczny. Z poczciwego przyjaciela potrafi zmienić się w pseudoprezesa, brylującego na konferencjach, aby następnie, już w stroju superbohatera, zakrawać o arogancję, godną samego Iron Mana (wyrzucenie kompana z pojazdu podczas misji i tym samym uniemożliwienie mu wykonania zadania dla agencji, bo Parker musi załatwić prywatne sprawy – serio?). Nieskładności i braku logiki w poczynaniach Człowieka Pająka jest znacznie więcej, tym samym komuś, kto jest zaznajomiony z jego komiksowymi przygodami, trudno w to uwierzyć. Wiemy, że wydarzenia, m.in. z Superior Spider Mana, miały ogromne znaczenie charakterologiczne. Nic konkretnego jednak za tym nie idzie. Czułem się trochę jak zwierzę, któremu człowiek co chwila podsuwa kawałek jedzenia, ale tylko po to, żeby go jak najszybciej zabrać i zostawić z niczym.
Źródło: Egmont
Mam również problem z oceną rysunków Giuseppe Camuncoli. Potrafi tworzyć świetne kadry, często rozciągające się na dwie, pełne strony, na których przedstawienie najprostszych czynności, takich jak wnoszenie zakupów, jest genialnie zaplanowane. Momentami jednak zdarza mu się zbytnio nawarstwić pojedyncze elementy, np. podczas scen walki, przez co trudno mi było na pierwszy rzut oka dostrzec, co konkretnie się stało. Nie mogę mu jednak nie przyznać, że do rysowania przygód Spider Mana, w towarzystwie wielu innych superherosów, nadaje się jak mało kto. Kadry są dynamiczne, a nawet jeśli wdziera się w nie lekki chaos, to nie zaburza to wizualnego odbioru komiksu. Podsumowując, liczę, że w następnych tomach Slott wykaże się wstrzemięźliwością wielowątkowości, nawet kosztem szybkiego i mało angażującego zamknięcia epizodów pobocznych. Szczególnie że Spider Man wypadał u niego najlepiej w chwilach przebłysków swojego zabawnego i swojskiego wcielenia. Oby dalsza część historii zawierała jak najwięcej takich elementów, a wtedy wszystkie grzechy Wrogiego przejęcia zostaną wybaczone.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj