Sprawa O.J. Simpsona dobiegła końca, a jej wynik do tej pory dzieli Amerykę. Wraz ze świetną realizacją całego serialu brakuje właśnie tego zwieńczenia, morału, ostatniej strony, która spięłaby American Crime Story w całość.
Zdarzało mi się marzyć o tym, że
American Crime Story stworzył sam David Simon, bezlitośnie wnikając w wymiar sprawiedliwości, środowisko medialne i policyjne oraz sprawdzając, jaka panuje atmosfera w domach zwykłych obywateli po obu stronach rasowej barykady. Do Dickensa naszych czasów Larry'emu Karaszewskiemu i Scottowi Alexandrowi jest daleko, tym niemniej twórcom najnowszego serialu FX udała się nie lada sztuka – przedstawili na nową, odtrąbioną przez lata historię w wyjątkowo świeży i niezwykle emocjonujący sposób.
Choć gdyby się dłużej zastanowić, to wcale nie jest to trudne osiągnięcie, bowiem tak jak 50 i 25 lat temu na ulicach Los Angeles wybuchały zamieszki w związku z brutalnością policji i samonapędzającą się spiralą nienawiści wobec czarnoskórych, także dziś natknąć możemy się na podobne tego typu zarzuty. W czasach, gdy prawa obywatelskie są równe dla (prawie) wszystkich, gdy Stany Zjednoczone mają czarnego prezydenta, kwestia „poprawności politycznej” stała się pustym frazesem. Czym jest bowiem owa poprawność – lobbowaniem za jedną czy drugą stroną? Z pewnością jest zaślepieniem, które nie pozwala nam obiektywnie spojrzeć na ukazywaną sprawę.
Bo proces O.J. Simpsona był wszystkim, tylko nie próbą rozwiązania tego, czy słynny futbolista zamordował swoją byłą żonę i jej partnera. To było show, na którym wybiła się masa gwiazd telewizji – sławę zdobyła rodzina Kardashianów, zarówno Chris Darden, jak i Marcia Clark stali się znanymi publicznie personami, podobnie jak Lance Ito. Książki Faye Resnick sprzedawały się w milionach egzemplarzy, a Mark Fuhrman (!) od tej pory pisze powieści kryminalne i jest gościem programów radiowych oraz telewizyjnych. Przede wszystkim to były kwestie rasowe, które podzieliły i tak mocno skonfliktowany w tej kwestii kraj. Opowiadanie historii, teorie spiskowe, sprowadzanie nieistotnych szczegółów do rangi prawdy absolutnej stało się kluczem do wygrania sprawy. Ława przysięgłych była serią pionków, które można przestawiać według własnego widzimisię, a decyzje o tym, co im przedstawić bądź nie, czasem zakrawały o paranoję. Taki system (nie)sprawiedliwości ukazują twórcy
American Crime Story, który pompowany jest aż do śmieszności stwierdzeniami „to wciąż Ameryka” lub „bądźmy demokratyczni”. Karaszewski i Alexander pokazują, jak śmieszny i paradoksalny potrafi być ten system.
Czuć, że serial ten aspiruje do bycia czymś w rodzaju telewizyjnej terapii Ameryki. Przepracowywanie na nowo haniebnej historii, nie tylko tej związanej z procesem Simpsona, jest czymś istotnym, byśmy nigdy nie zapomnieli o tym, jak łatwo wpaść w środek wojny nie o to, kto ma rację, ale o to, komu się należy. Podział Ameryki wciąż jest wyraźny i dopóki będzie ona podzielona, nie ma mowy o jakiejkolwiek sprawiedliwości. Twórcy doskonale zdają sobie z tego sprawę i oddają każdej ze stron po równo czasu.
No url
W jednym z wywiadów Sterling Brown (aktor grający Dardena) wspomniał, że serial zmienił jego podejście do rozprawy. Jako młody chłopak dał się ponieść euforii, która przepływała w jego środowisku. Teraz, po 20 latach, stara się zrozumieć, jak udało się wypuścić kogoś, kto został posądzony o zamordowanie dwójki osób z zimną krwią przy tak obciążających dowodach.
American Crime Story nie zostawia nas jednak z poczuciem niesprawiedliwości – prawda jest taka, że pomyłki oskarżycieli doprowadziły do tego, iż winy Simpsonowi po prostu nie udowodniono, trudno więc mówić, że popełnił ten okrutny czyn.
W ostatnim odcinku brakło pewnego dociągnięcia tematu, pewnej syntezy lub ciekawego zabiegu na sam koniec, sekwencji zamykającej - czegokolwiek, co spowodowałoby, że historia zostałaby zwieńczona. Zamiast tego otrzymaliśmy pewnego rodzaju morał (?), i to dość niewygodny, bo pokazujący, że Simpson może i jest na wolności, jednak nie zostało mu wiele poza ładnym domem i sporą ilością pieniędzy, którą zresztą zarobił na samym procesie. Czuć, jakby twórcy chcieli jednak w jakiś sposób Simpsona ukarać, odchodząc od dość neutralnego wcześniejszego podejścia.
Na szczęście wszelkie narracyjne niuanse z łatwością potrafią podreperować aktorzy. Słowa największego podziwu należą się oczywiście duetowi Paulson-Brown, którzy znakomicie wcielili się w znane medialne postacie i włożyli w nich całe serce oraz uczłowieczyli telewizyjne twarze. Wtórują im jednak świetny Courtney B. Vance i zaskakująco dobry John Travolta. Nawet z czasem irytujący David Schwimmer nie przeszkadzał w tym wybitnym aktorskim widowisku. Nie mogą się doczekać, aż część tej ekipy zobaczę w kolejnym sezonie, który traktować ma o przestępstwach w Nowym Orleanie tuż po Katrinie.
American Crime Story jest aktualnie moją ulubioną premierą tego sezonu i raczej żaden serial nie odbierze mu tego tytułu. Wybitnie zagrane, wzbudzające ogrom emocji dzieło praktycznie do końca trzymało za gardło i z każdym odcinkiem zaciskało swoje łapska. Pełne, wnikliwe spojrzenie w rozprawę O.J. Simpsona jest istotne zarówno dla Amerykanów, jak i dla nas samych, przede wszystkim ze względu na to, że warto tę sprawę poznać, a także zaserwować naszemu społeczeństwu lekcję tolerancji, wspólnoty i sprawiedliwości. Możemy się sporo na błędach innych nauczyć, zanim sami wpadniemy w pułapkę medialnej nienawiści.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h