Kontynuując wątek ataku Anihilusa na wszystko co żywe w serii Annihilation: Conquest, vol. 1 przyglądamy się konsekwencjom pokonania jego Fali Anihilacji, a raczej – identyfikujemy nowego wroga i nasi bohaterowie mierzą się z nim. Bohaterów jest zaś dwoje, a przynajmniej dwoje głównych: Star-Lord i Quasar. Ta druga to nowa właścicielka potężnych Obręczy Kwantowych, wciąż ucząca się „fachu”, a jednak zmuszona do nieco amatorskiego ratowania wszechświata i walki z nowym zagrożeniem. Ten pierwszy to natomiast przywódca Strażników Galaktyki, tu w wersji alternatywnej, dopiero poznający Groota i Rocketa, a przy okazji Mantis czy Kapitana Wszechświata. I ta opowieść o Star-Lordzie podnosi ocenę komiksu, bo – zgodnie z zapowiedziami z IV okładki – faktycznie Quill i jego kompanii to taka kosmiczna Parszywa Dwunastka wysłana na samobójczą misję, docierająca się z bólem, co konieczna jest robić dosłownie i w przenośni w biegu, w stanie nieustannego zagrożenia. Świetnie wypadają te szorstkie charaktery, tak mało superbohaterskie. Ważnym też jest, że – znowu, inaczej niż w większości historii z superbohaterami – stawka jest wysoka, bo przeżycie nie jest pewne, a wróg potężny. Jest w tym dramatyzm, są emocje, jest sporo akcji, i jakaś mgiełka cynizmu i pesymizmu, która nadaje fabule unikatowy charakter. Mało tego, scenariuszowi Keith Giffen towarzyszą ciekawe (znowu – niecodzienne jak na fabuły superbohaterskie!) rysunki, wyjątkowo oryginalnie pokolorowane przez Nathan Fairbairn.
Źródło: Egmont
Warstwa graficzna zresztą jest równie ważna w historii Quasar, która zajmuje drugą połowię pierwszego tomu serii Podbój. Mike Lilly popisuje się tu na wyjątkowo efektownych i pełnych akcji planszach, scenarzysta Christos N. Gage ochoczo dostarcza mu natomiast wymówek, by zmuszać naszą bohaterkę (i partnerującą jej Moondragon) do kolejnych popisów umiejętności, co więcej niż często kończy się eksponowaniem przez nią swoich wyjątkowo ciasno opiętych superbohaterskim strojem wdzięków.
Problemem wątku Quasar jest właśnie to stereotypowo superbohaterskie podejście, od warstwy fabularnej, gdzie mamy klasyczną opowieść o dojrzewaniu do mocy i walce z wewnętrznymi demonami, po graficzną, w której królują rozbuchane plansze, skąpe lub obcisłe stroje oraz wypięte piersi i pośladki – zwłaszcza to przeszkadza w lekturze, bo najwyraźniej Lilly główną bohaterkę widział nie jako postać, ale obiekt do wdzięcznego prężenia się na planszach. Jest więc w Podboju sporo sprzeczności, bo tak jak w wątku Star-Lorda wiele schematów jest łamanych na wszystkich polach, tak u Quasar wracają one, jakby wzmocnione. Dostajemy więc jedną wyjątkowo udaną historię i jedną sztampową, niespecjalnie interesującą, a choć momentami rysowaną efektownie, to częściej efekciarsko.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj