Another Life mógł brzmieć jak intrygujący serial sf, który na pierwszy rzut oka będzie połączeniem Obcego z Nowym początkiem. Historia zaczyna się ciekawie, bo oto tajemniczy pozaziemski artefakt ląduje na Ziemi i nie wiadomo, co się dzieje i dlaczego. Ziemianie więc wysyłają misję na planetę kosmitów, by odkryć tajemnicę, podczas gdy naukowcy będą starali się rozgryźć dziwne urządzenie. Narracja serialu jest więc rozłożona na dwie równolegle opowiadane historie, ale niestety, nic dobrego ze wspomnianych przeze mnie filmów nie udaje się zaczerpnąć. Tak naprawdę sam pierwszy odcinek mówi dokładnie, z jak bardzo złym serialem mamy do czynienia. Sztampa pogadania sztampę, chodzące puste stereotypy mają być bohaterami tego serialu, a ich irytujące, absurdalnie głupie zachowania to tylko przedsmak tego, co w kolejnych odcinkach jedynie będzie się pogłębiać. Historia opowiadana jest w sposób siermiężny, bez jakiegoś luzu, dystansu czy rozrywkowego charakteru, ani tym bardziej bez chęci ciekawego i inteligentnego wgryzienia się psychikę, by zobaczyć, co siedzi w głowie bohaterów (kompletnie nic to chyba najlepsza odpowiedź po 4 odcinkach...). Przewidywalność w pierwszych odcinkach jest koszmarna, więc wszelkie decyzje stają się nudne, oczywiste, a konsekwencje jeszcze bardziej kuriozalne. Twórcy wymagają, by się jakoś emocjonować, gdy po linii najmniejszego oporu wprowadzają najgorsze klisze gatunkowe, sprawiając, że serial może stać się zabawą na poziomie: to było lepiej pokazane w takim filmie, to w takim. Nawet nie brakuje tutaj porozumiewania się z kosmitami za pomocą muzyki niczym z filmu Bliskie spotkania trzeciego stopnia Można odnieść wrażenie, że ktoś jest tutaj fanem Katee Sackhoff, więc wygląda to tak, jakby cała historia została naprędce wymyślona po to, by obudować nią postać centralnej bohaterki. Jej Niko jest równie okropnym, mdłym stereotypem, który trudno się ogląda, ale w odróżnieniu od wszystkich innych aspektów programu, Sackhoff się stara. To widać, że zostawia serce w tym serialu, kipiąc różnorodnymi emocjami w pierwszych czterech odcinkach i dając nam poczucie, że jest jedyną osobą, której się chce, i jedyną postacią, która ma jakiś potencjał. Szybko jest on marnowany przez straszliwe zapychacze o niczym czy oczywiste konflikty mające emocjonalną głębię wojen z reality show. Rozpisanie wszystkich bohaterów woła o pomstę do nieba, bo mamy obserwować elitę naukowców mających ratować Ziemię, którzy zachowują się jak banda dzieciaków w piaskownicy. Naukowców, którzy będąc na obcej planecie, zdejmują hełmy, bo na pewno ten tlen jest zdrowy i którzy popełniają wesołe i absurdalne decyzje doprowadzające do jeszcze większych sztucznie wytworzonych problemów statku. To przypomina trochę Prometeusza, gdzie "mądrzy" naukowcy pochylali się bez masek nad uroczym jajeczkiem kosmity... Najbardziej wesoła jest scena z 4. odcinka, w której awarii ulega komora do spania podczas długiej podróży w kosmosie. Jedyną osobą, która powinna coś o tym wiedzieć, jest lekarz nadzorujący stan zdrowia wszystkich tu obecnych. Co słyszymy? Bohater niczego nie wie, ponieważ to nowa technologia. Można by się zastanowić, co scenarzysta myślał, pisząc takie dialogi  tworząc tak głupie postacie? Odwołując się do historii gatunku i podobnych produkcji, trudno zaakceptować ogłupianie głównych postaci tylko po to, by przeciągać bez pomysłu serial w nieskończoność. Tak naprawdę poza Katee Sackhoff, ten serial nie ma ani jednej zalety. Jest przepełniony niedorzecznymi zapychaczami, odhaczanymi z listy najbardziej ogranych nudnych sztamp gatunku na czele z wymuszanymi konfliktami, brakiem sympatii do szefowej, ckliwymi problemami poszczególnych osób czy pretensjami o sam fakt, że to ona jest dowódcą wyprawy. Tak jakby wszyscy po chwili zapomnieli, że są tu po coś i to wszystko jest większe od ich nonsensownych wymysłów. Czwarty odcinek bije w tym rekordy bzdury, dając nam cały epizod osadzony w śnie bohaterki, która nie chce z niego wyjść, bo widzi swoją córeczkę. Oczywiście jest to przeciągane, jak tylko można, byle wypełnić jakoś czas ekranowy.  Another Life to fatalny serial, który trzeba omijać szerokim łukiem. Brak budżetu (wszystko klaustrofobiczne, tanie), fatalny scenariusz oparty na kiepsko odtwarzanych ogranych motywach, pustka emocjonalna, brak napięcia, głupie postacie i sztucznie budowane konflikty, które stają się męczącą i irytująca jazdą bez trzymanki. Jedna dobra Katee Sackhoff, która zostawia tu serce, starając się jak tylko można, wiele nie zmienia z uwagi na scenariuszowe mielizny. Czemu oceniam tylko 4 odcinki? Jest to jedna z produkcji, których po prostu nie da się oglądać. Przeważnie złe rzeczy męczę po to, by przedstawić Wam pełen obraz sytuacji, by było wiadomo, z czym mamy do czynienia. Tutaj pierwszy odcinek jest drogą przez mękę, która pokazuje, że w tym serialu nie ma pomysłu, wizji czy jakichś ambicji. Zdzieranie motywów ze wszystkiego i sklejanie ich taśmą klejącą nie da produktu wartego czasu, bo wystarczyły cztery odcinki, by wszystko rozpadło się jak domek z kart.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj